Tam, ku jutrzence, kędy słodkie tchnienie
Z wiosny powiewem zwykło wzruszać kwiecie,
Ptaszęta budząc, by zabrzmiały pieśnią —
Tkliwie mię wabi tęschną żądzą duszy
Ta, W której dłoni jest mych uczuć władza,
Zdolna w żałosne zmienić je zaklęcia.
Oby te ciche moich ust zaklęcia
Wonne od Laury zbudzić mogły tchnienie,
By przy mnie spokój był, choć przy niej władza!
Lecz wprzód się zima przyozdobi w kwiecie,
Nim się Miłości zbudzi kwiat w tej duszy,
Która nic nie dba: że jest czczona pieśnią.
Ileż wylałem łez, chcąc moją pieśnią
Jej serce wzruszyć! i przez moc zaklęcia
Opokę zmiękczyć tej nieczułej duszy,
Od której słodkie odskakuje tchnienie,
Zdolne poruszać liść i barwne kwiecie,
Ale nie walczyć z tym, z kim bywa władza!
Ludziom i Bogom jest Miłości władza
Głoszona zdawna prozą jak i pieśnią.
A jam ją głosił w mego wieku kwiecie.
Teraz, ni Miłość, ani słów zaklęcia,
Ni łzy zdołają zdziałać, by mi tchnienie
Lub choć męczarnię wzięto z mojej duszy!
Ku temu jednak, nędzo mojej duszy!
Niech potężnieje wszystkich sił twych władza,
Dopóki w tobie jest ożywcze tchnienie,
Gdyż niema rzeczy, której przez zaklęcia
Mieć byś nie zdołał, albo zdobyć pieśnią,
Prócz — gdybyś z lodu chciał wymaić kwiecie!
Lecz oto w chwili gdy się budzi kwiecie,
To czyż być może, bym w jej jednej duszy
Nie zdołał zbudzić wiosny moją pieśnią?
Gdy zaś przemożna jest złej doli władza,
Płacząc, i łzawe wiążąc w pieśń zaklęcia,
W świat pójdę, duszy mej unosząc tchnienie!
W sieć chwytam tchnienie — w śniegi rzucam kwiecie —
Kusząc mą pieśnią tę, co ni jej duszy
Miłości władza zmiękczy, ni zaklęcia! —