Boska komedia - Raj - Pieśń XXI

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Beatrycze i Dante wznoszą się do siódmego nieba, na planetę Saturna, gdzie przebywają duchy kontemplatywne tworząc mistyczną drabinę, po której wstępują wzwyż. Jeden z duchów, Pier Damiano, poucza Dantego o tajemnicy przeznaczenia, mówi o swoim życiu i wygłasza inwektywę przeciwko kosztownym strojom duchowieństwa.



Ja tedy, oczy znów wiążąc z obliczem
Mej pani, ducha mego za nią wodzę —
W zachwycie myśleć nie mogę o niczem.

Zahamowała swego śmiechu wodze
I mówi do mnie: „Jeśli się zaśmieję,
Zginąłeś, jako Semele w pożodze,

Bo piękność moja, krocząc przez wierzeje
Pałaców wiecznych, wciąż rośnie widomie
I jak oglądasz, coraz potężnieje.

Jeśli bijących z niej skier nie uskromię,
To moc twa ziemska w ostrzu jej promieni
Pęknie jak gałąź w piorunowym gromie.

Do siódmej gwiazdy jużeśmy wzniesieni,
Co pod piersiami Lwa gorejącego
Swoim i jego żarem się płomieni.

Zatem w trop oczu niechaj myśli biegaj
Źrenice uczyń tych widzeń zwierciadłem,
Co się w zwierciadle planety zażegą".

Gdy kto pomyśli, jakim słodkim jadłem
Karmiłem zmysły, tonąc w cudnej twarzy,
Kiedy to duszą gdzie indziej przypadłem,

Pojmie, skoro te dwie rozkosze zważy:
Wzroku i słuchu, jak chętnie i szczerze
Oddawałem się mej niebiańskiej straży.

Wewnątrz kryształu, który w świata wirze
Krąży, a zwie się jak król Pierwobytu,
Co pod nim człowiek odpoczywał w mirze,

Z barw złota pełnych słonecznego świtu
Wysnuta, biegła ku górze Drabina
Taka, że wzrok mój nie dobiegał szczytu.

Patrzę, po szczeblach zstępuje drużyna
Świetlana; rzekłbyś, że w swe kształty bierze
Wszelaką jasność, co się w niebie wszczyna.

Jak kawki, nocne porzuciwszy leże,
Swoim zwyczajem kupiąc się u sioła,
Aby się rozgrzać, potrząsają pierze;

Te odlatują, by nie wrócić zgoła,
Te, skąd wzleciały, ściągają z powrotem,
Inne na miejscu zataczają koła —

Takim przede mną wzlatywały lotem
Gromadnie owe migotliwe roje,
Aż na swych szczeblach przystanęły potem.

Wtem duch najbliższy mnie w cudowne stroje
Przejasnych blasków ubrał się od razu:
Snadź chciał okazać mi kochanie swoje.

Lecz ta, od której czekałem rozkazu
Słów czy milczenia, ścichła nieruchoma,
Więc ja wbrew chęci stałem bez wyrazu.

Potem snadź życzeń mych dusznych wiadoma,
Widnych w Nim, co mu widne tajń i jawa,
Rzekła: „Mów śmiało, jaka twa oskoma".

A ja: „Zasługą nie zdobyłem prawa
Prosić, byś do mnie obrócił orędzie;
Lecz przez tę, co chce, by mię rajska strawa

Karmiła, duchu, żyjący w oprzędzie
Własnej uciechy, co się blaskiem wieńczy,
Mów: schodząc ku mnie, co miałeś na względzie

I czemu w światów tych jasnej obręczy
Niechają śpiewu rajskie służebnice,
Gdy indziej pieśń ich tak nabożnie dźwięczy?"

On na to: „Ziemski twój słuch i źrenice;
Śpiew zmilkł przed tobą z tej samej przyczyny,
Dla której uśmiech wściąga Beatrycze.

Ja sam po szczeblach tej świętej Drabiny
Witać cię blaskiem i słowem łaskawszym
Zstąpiłem spośród uciesznej drużyny.

Nie większa miłość czyniła mię żwawszym;
Równa lub większa tam górą się żarzy,
Strojąc duszyczki płomieniem jaskrawszym.

Lecz szczytna Miłość, co nas ma we straży
Posłami woli, która światem włodnie,
Tym oto do cię poselstwem mię darzy".

Na to ja: „Wiem już, w twą świętą pochodnię
Patrząc, iż wolna wola na tym dworze
Z boskim rozkazem może stąpać zgodnie.

Lecz jeszcze rozum mój pojąć nie może,
Czemu na tego radosnego gońca
Ciebie wybrało przeznaczenie boże?"

Jeszczem nie dobiegł mowy mojej końca,
Gdy zatoczyła krąg świetlny opona
Duszy, jak młyński kamień wirująca.

A głos miłosny wyleciał z jej łona:
„Upadłszy na mnie, promień Łaski Bożej
Przez szaty we mnie wnika; a gdy ona

Potęga światła z mym wzrokiem się złoży,
Dotąd mię wznosi, aż mi się ukaże
Ów Byt najwyższy, który światło tworzy.

Z niego radosny blask, co się nim żarzę,
Bowiem z jasnością mojego widzenia
Jasność ogniowej szaty staje w parze.

Lecz najświatlejszy nawet duch płomienia,
Najzapatrzeńszy w Bogu seraf święty
Pytaniu twemu nie da rozstrzygnienia.

Bo tajemnica ta w takie odmęty
Zapada wiecznych niebieskich wyroków,
Że wzrok stworzenia jest od niej odcięty.

Skoro znów staniesz pośród ziemskich mroków,
Powiedz swej braci: niechaj po próżnicy
Ku takiej mecie nie ruszają kroków.

Myśl, co tu świeci, tam jest we mgławicy.
Więc uważ: który śmiertelnik odpowie,
Gdy tu nie mogą boży namiestnicy?"

Tak skoro tamę naznaczył mej mowie,
Musiałem zmilknąć, pokarmu niesyty;
Jednak pytałem kornie, jak się zowie.

„Wpośród Italii ciągną się granity
Gór stromych grzbietem, twej ojczyzny blisko;
Grom bije niżej, niż sterczą ich szczyty.

Przełącz tam leży, Katrii ma nazwisko;
Pod nią święcona pustelnicza grota,
Jedynobożnych wyznawców siedlisko —

W ten sens poczęła raz trzeci istota
Święta i wiodła dalej: — Tak żarliwie
Czyniłem Bogu ofiarę z żywota,

Że na potrawach przyprawnych w oliwie,
Było, przeżywam upały i chłody
I zapatrzeniem bożym jeno żywię.

Plon wydawały nabożne ogrody
Niebu obficie; dziś są pustym mianem,
Ich marność prędko poznają narody.

Na świecie byłem Piotrem Damijanem —
Zaś Piotr Pokutnik w domu Bożej Matki
Mieszkał, nad falą Adrii zbudowanem —

Gdym już przeżywał żywota ostatki,
Powołano mię do tego honoru,
Co wiedzie w coraz groźniejsze upadki.

Wszak Cefas, a z nim Naczynie Wyboru
Ducha Świętego szli, bosi i chudzi,
Żebrzący strawy od dworu do dworu.

Dzisiejszy pasterz tak się nie utrudzi:
Ma po pachołku z tyłu i na przedzie,
Z prawej i lewej wspiera go dwóch ludzi.

Pod jednym płaszczem koń i jeździec jedzie,
Tak że dwie bestie chodzą w jednej skórze:
O cierpliwości, gdzie nas to zawiedzie!"

Gdy mówił, światła wyiskrzone w górze
Schodziły, krążąc, i przez szybkie ruchy
W coraz jaśniejsze zmieniały się róże.

Otoczywszy go, przystanęły duchy:
Wraz runął okrzyk w wyższe regijony,
Jakich człowiecze nie słyszały słuchy...

Nie pojąłem go, hukiem zwyciężony.

Czytaj dalej: 89. Boska komedia - Raj - Pieśń XXII - Dante Alighieri