Św. Jakub egzaminuje Dantego na temat istoty, źródeł i przedmiotu nadziei. Św. Jan Ewangelista dementuje legendę, według której ciało jego miało być wzięte wraz z duszą do nieba.
Jeśli poemat święty, co doń społem
Ziemia i niebo przykładały dłoni,
Który lat tyle układam z mozołem,
Zwycięży srogość, co mi wstępu broni,
Pięknej owczarni, gdzie bytem jagnięcem
Żyłem, wróg wilków szturmujących do niej —
Z inną ja mową, choć już nie młodzieńcem,
Wrócę poeta; u chrzcielnego zdroju
Czoło umaję wawrzynowym wieńcem.
W wierze tam wszedłem, która do pokoju
Wiedzie; w nagrodę święty Piotr z płomyków
Uwił mi glorię jasnego zawoju.
A wtem spośrodka rozśpiewanych szyków
Trysł promień i szedł na gromady czele,
Skąd powstał pierwszy z Chrysta namiestników.
W oczach mej pani zatliło wesele:
„Przypatrz się, widzisz rajskiego magnata,
Co dlań dziś pątnik zwiedza Compostellę".
Jako to gołąb do gołębia zlata,
Puszy się, grucha, kroczy dookoła
I pieszczotliwie skrzydła z nim zaplata,
Tak tu apostoł witał apostoła,
Jeden drugiemu miłość niosąc w darze
I chwaląc strawę z niebieskiego stoła.
A gdy skończyli obaj luminarze
Witać, stanęli przede mną — jak świece,
Tacy ogniści, że lśnąłem w pożarze.
Zaś Beatrycze, umiliwszy lice:
„Przesławny bycie, któryś pisał dzieje
Źródeł hojności w rajskiej bazylice,
Spraw, niech się tutaj wymówi nadzieję;
Ty ją przedstawiasz, ilekroć swą chwałą
Zwiększoną Chrystus wam trzem zajaśnieje".
„Podnieś ty zatem głowę i patrz śmiało;
Co tu przybywa z śmiertelnej natury,
Trzeba, by w naszych promieniach dojrzało".
Tę mi pociechę tchnął ów ognik wtóry;
Wzniosłem więc oczy zmrużone w poświacie
Na dwie tłoczące mię ogromem góry.
„Skoro-ć pozwolił Władca w majestacie
Przed śmiercią rajskich oglądać baronów
W najskrytszej swego pałacu komnacie
I skoroś poznał prawdę jego tronów,
Nadzieję teraz, która miłość nieci,
W innych umocnij, a sam w sobie ponów,
Wyznając, czym jest i jak się nią kwieci
Twa dusza, i skąd ku tobie przybywa".
Ten głos drugiego ognia mię doleci.
Gdy to usłyszy pani dobrotliwa,
Ku wzlotom skrzydła moje hartująca,
Natychmiast tak się do ducha odzywa:
„Jak wyczytałeś w skrach naszego Słońca,
Nie chowa sytszych nadzieją żołnierzy
Cała Kościoła armia wojująca.
Dlatego jemu z egipskiej obierzy
W jerozolimskie dano wstąpić wrota,
Gdy mu czas jeszcze wojowania bieży.
Dwa punkty inne, gdy pytać ochota —
Nie g'woli wiedzy, lecz by niósł ludowi
Wieści, jak tobie jest miła ta cnota —
Jemu zostawiam; tuszę, że odpowie.
Ani stąd będzie dawał folgi pysze;
Niech Łaska Boża w tym go postanowi".
Stałem jak ogień, który chęcią dysze
I czeka, w sobie gotów na pytanie,
Pewien, że swoją sztuką się popisze:
„Nadzieja — rzekłem — jest oczekiwanie
Chwały niechybnej, która mi z zasługi
Własnej i z Łaski Bożej się dostanie.
Z licznych gwiazd biorę te jasności strugi,
Lecz kto najhojniej nalał mi z tej czary,
Był śpiewak, pierwszy między pańskie sługi.
Powiada w hymnie: »Ufają bez miary
Ci, którym nie jest skryte imię Twoje« —
A komuż skryte, kto jest mojej wiary?
Oglądam potem przelane te zdroje
Do twego Listu; oto mię przesyca
Taka obfitość, że spragnionych poję".
Podczas gdym mówił, ta żywa zbiornica
Światła migała ze swego ogniska
Często i prędko, niby łyskawica.
I tchnął głos: „Miłość, co ze mnie wytryska
K'nadziei, która mi towarzyszyła
Do męczeńskiego zejścia z bojowiska,
Żąda, bym wezwał cię, skoro tak miła
Tobie ta cnota, abyś łaską silny
Wyznał, co ciebie tuszyć nauczyła".
„Jest w Piśmie świętym — tak rzekę — niemylny
Cel jej wskazany: oglądam go ninie.
O duszach, którym Pan Bóg jest przychylny,
Mówi Jezejasz, że w swojej krainie
Kiedyś dwoista oblacze je szata,
A kraj swój to ten, co słodkością płynie.
Jeszcze wyraźniej u twojego brata
Owo widzenie szat świetności białej
Z tym się proroka objawieniem splata".
Gdym skończył mówić, gromkimi hejnały
Wionęło: Sperent in te, znad mej głowy;
A wszystkie kręgi echem powtarzały.
Wtem spośrodka nich strzelił promień nowy;
Gdyby Rak tyle miał jasnej urody,
Dniem by ustawnym był miesiąc zimowy.
Jak wstaje, stąpa i wchodzi na gody
Dzieweczka hoża, nie by się pochwałą
Ucieszyć, ale ku czci panny młodej,
Tak w mym widzeniu zjawienie stąpało
Ku parze duchów, co się kręgiem toczy,
Jak ich żarliwym miłościom przystało.
Wtem się głos jego z ich pieśnią zjednoczy;
A moja pani, jak oblubienica,
Stoi bez ruchu, wlepiwszy w nich oczy.
„Oto ten, który skłaniał niegdyś lica
Na Przenajświętsze łono Pelikana
I z Krzyża wybran Matce na dziedzica".
Tak rzekła; ani w niej przemiana,
Bo ciągle wzrok swój obracała bacznie
Na płomień, w słowa pieśni zasłuchana.
Jak, patrząc w słońce, spostrzegać się zacznie,
Że się powoli w tarczę zmienia ciemną,
Bo z nadmiar blasku widzi się opacznie,
Tak ja, w żar patrząc, co gorzał przede mną
I mówił: „Czemuż wysilasz się tyle
Rzecz widzieć, której tu szukać daremno?
Pyłem jest ciało moje w ziemskim pyle
I póki liczba nie będzie spełniona
Wybrańców bożych, trwać musi w mogile.
Dwa tylko światła spośród duchów grona
Z ciałem wstąpiły w niebieskie pokoje;
Ponieś to między twe ziemskie plemiona".
Gdy skończył mówić, spłomienione zwoje
Zatrzymały się, wraz z harmonią ładną,
Którą tworzyli ci święci we troje.
Tak wiosła, rafę ominąwszy zdradną,
Naborykawszy się z nurtów nawałem,
Na głos gwizdawki od razu opadną.
Jakże się nagle ogromnie zmieszałem,
Kiedy, chciawszy się przyjrzeć Beatryczy,
Zwrócony ku niej — już jej nie ujrzałem.
Choć była przy mnie w tym kraju słodyczy.