Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXXIII

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Beatrycze przepowiada Dantemu nadejście Bożego Mściciela i rozprawia na temat mistycznego Drzewa. Matylda zanurza poetę w Eunoe, rzece pamięci dobrych uczynków, skąd poeta wychodzi czysty i "zdolny wylecieć na gwiazdy".



Boże, w dziedzictwo Twe weszły pogany! —
Ten chórem raz trzy, raz cztery Dziewice
Psalm zawodziły, nucąc na przemiany.

Pani ma słucha, zapłakawszy lice,
A mnie się zdaje, gdy tak głowę kłoni,
Że widzę Bożą pod krzyżem Rodzicę.

Kiedy skończyły, wstaje spod Jabłoni,
Aby przemówić, i cała w rozświcie
Miłości, barwą ognia się zapłoni.

„Maluczko — rzecze — a nie obaczycie
Mię; zaś maluczko przeminie, a ono,
Siostrzyczki lube, znów mię obaczycie".

Przodem posłała Drużek śpiewne grono,
A ruchem dłoni stawiła w odwodzie
Mnie i Stacjusza, i niewiastę oną

Litośną; tak szła po rajskim ogrodzie.
Nie uczyniła dziesiątego kroku,
Kiedy oczyma w oczy me ubodzie

I tak łagodnie rzecze: „Na widoku
Bądź mi, ażebyś słuchał, gdy ci wskażę;
Pośpieszaj prędzej i chodź przy mym boku".

Tedy podbiegłem i stanąłem w parze,
A ona: „Bracie, skąd te lęki zbytnie?
Czemu nie wyznasz, co chowasz w zamiarze?"

Jak się podwładny zbliża czołobitnie
I ledwie bąka słowa przed zwierzchnikiem,
Bo mu się w ustach głos zalękły przytnie,

Tak ja niepewnym bąkałem językiem:
„Ty wiesz, co na mój pożytek wypada,
Bo, tak jak ze mną, nie współczujesz z nikiem".

„Niechże cię — rzekła — trwoga nie owłada;
Zbądź zawstydzenia; chcę, byś w tej krainie
Nie szedł jak człowiek, który we śnie gada.

Wiedz, że od smoka zepsute Naczynie
Było, lecz nie jest; niech się z pomstą liczy
Olbrzym, która go pewno nie ominie.

Zrodzi się Orlik i rząd odziedziczy
Po Orle, co Wóz obsypał swym puchem:
Wóz potwór Drzewu zabrany w zdobyczy.

To wam oznajmiam, co oglądam duchem:
Oto się w gwiazdach lepsza dola święci,
Niepowstrzymana przeciwieństw łańcuchem,

Gdy od Pięciuset Pięci i Dziesięci
Na śmierć zdławiona będzie Rozbójnica
I Olbrzym, co z nią w sprośnej grzeszył chęci.

Może cię mięsza słów mych tajemnica,
Jak Temidzinej lub Sfinksa zagadki,
I dla twych oczu zakryte ma lica.

Lecz Lajadami wnet będą wypadki
Wypełniające to, co słowa wróżą,
Ani się tutaj użalą ich świadki.

Widzenie moje niech wiernie powtórzą
Twe usta ludziom, co żyją żywotem
Będącym ciągłą w kraj śmierci podróżą.

A kiedy pisać będziesz, pomnij o tem,
Żeś widział Drzewo, ku którego zgubie
Zamierzano się podwójnym nawrotem.

Kto zeń ukradnie lub kto go uskubie,
Ten bluźni czynem przeciwko Osobie
Boga, co święcił je ku swojej chlubie.

Lat pięć tysięcy miał czekać w żałobie
Duch utęskliwy waszego pradziada,
By Zbawca winę jego mścił na sobie.

Śpi chyba rozum twój, że nie dobada,
Czemu roślina tak wzwyż wystrzeliła
I swe konary tak wokół rozkłada.

Gdyby ci duszy nie zaskorupiła,
Na kształt wód Elskich, płochość korą z głazu
Ni jej, jak Pyram morwę, poplamiła,

Po tych znamionach poznałbyś od razu
W sensie moralnym, jakie prawo boże
Tkwi w treści tego o Drzewie zakazu.

Lecz skoro umysł twój w kamiennej korze
Jest przyciemniony, jak owoc morwowy,
Tak że jasności słów mych znieść nie może,

Chcę, byś obrazem, jeżeli nie słowy,
Tę prawdę na swej zawiesił pamięci,
Jak na pielgrzymiej lasce liść palmowy".

Na to powiadam jej: „Na kształt pieczęci,
Która się w wosku powtarza odbita,
Mowę twą w duszy wyryły me chęci.

Lecz czemu wiedza twoja smakowita
Tak nad mój rozum wylatuje zgoła,
Że im ją bliżej goni, tym mniej chwyta?"

„Przeto, byś wiedział, jaka twoja szkoła
I jak daleko jej bystrość domierzy,
I jak mych wyżyn doścignąć nie zdoła —

Od bożej drogi tak daleko leży
Wasza, jaka jest odległość obręczy,
Po której niebo najszczytniejsze bieży".

„Nie pomnę — rzekłem — bym w dobie młodzieńczej
Zaniechał wiedzy, co mię dziś zachwyca,
Ani mię o to me sumienie dręczy".

A na to ona, śmiechem krasząc lica:
„Ale ci przecież pamięć przypomina,
Że cię poiła Letejska krynica?...

Jak w dymie widna jest ognia przyczyna,
Tak tu ze skutku ten wniosek się snowa,
Że była zdrada i że była wina.

Odtąd już naga będzie moja mowa:
Widzę, że muszę wyświecić ją z cienia,
By jej dostrzegła źrenica surowa".

Już też jaskrawiej i wolniej w płomienia
Kręgu szło słońce torem południka,
Co dla każdego miejsca się odmienia.

Siedm Nimf stanęło na kształt przewodnika,
Który na czele kompaniji bieży
I nagle przedmiot nieznany spotyka.

Tam, gdzie cień konał na lasu rubieży,
Ciemny, jak owy, co pod rosochatem
Drzewem nad chłodną wodą w Alpach leży,

Ujrzałem — niby Tygrys z Eufratem
Płynące; jedne wydały je zdroje:
Rozstawały się z wolna, jak brat z bratem.

„Chwało ludzkiego rodu, światło moje —
Pytam — jak zwie się woda, co wypływa
Z jednego źródła, a nurt dzieli w dwoje?"

Na to odrzecze mi ta dobrotliwa:
„Spytaj Matyldy". Więc ta przemówiła
Jak człowiek, co się z zarzutu obmywa:

„Te tajemnice, oraz innych siła
Już mu przeze mnie były wyjawione:
Chybaż ich woda Letejska nie zmyła".

A Beatrycze: „Może w inną stronę
Podana baczność, w której pamięć ginie,
Na oczy duszy rzuca mu zasłonę...

Lecz spojrzyj: oto Eunoe płynie;
Jako z innymi czynisz, wiedź go do niej:
Niechaj się w swojej niemocy ochynie".

Jako się dusza uprzejma nie broni,
Lecz cudzej woli swą czyni obrazem,
Skoro się w znaku widocznym odsłoni,

Tak ona dłoń mą z uprzejmym wyrazem
Wzięła i poszła naprzód, do Stacjusza,
Z pańskim skinieniem mówiąc: „Chodź ty razem".

Gdybym mógł spisać, ile mię porusza
Tych chwil wspomnienie, śpiewałbym napoje,
Z których by wiecznie rada czerpać dusza.

Lecz oto pełne są już karty moje
Materią na śpiew o czyśćcowym kraju,
Więc cugiem sztuki ten zapęd pokoję.

Na brzeg wróciłem, w przeświętym ruczaju
Tak odrodzony jak rośliny nowe,
Okryte szatą zielonego maju —

Czysty i gotów wylecieć na gwiazdy.

Czytaj dalej: 68. Boska komedia - Raj - Pieśń I - Dante Alighieri