Boska komedia - Raj - Pieśń VIII

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Beatrycze i Dante wznoszą się do trzeciego nieba, na planetę Wenus, gdzie przebywają duchy miłujące; tutaj Karol Martel opowiada o sobie i swoim bracie Robercie, a także wyjaśnia przyczynę rozmaitości ludzkich zamiłowań i charakterów.

Mniemał świat, w zgubnej obłąkany wierze,
Iż piękna Kiprys miłością skalaną
Włada, po trzeciej rozpędzona sferze.

Zatem nie tylko jej samej składano
Korne modlitwy i ofiarne wonie
W owe obłędne człowieczeństwa rano;

Kupidynowi także i Dijonie;
Czczono jej matkę i czczono łucznika,
Co na kolanach siadywał Dydonie.

Po niej, która pieśń niniejszą odmyka,
Nazwano gwiazdę, co się słońcu wdzięczy,
Pląsa-li przed nim czy za nim pomyka.

Jak w nią wpłynąłem, nie wiem, lecz mi ręczy
Za prawdę cudu to, iż się na twarzy
Mej pani wybił blask piękniejszej tęczy.

A jak w płomyku iskierka się żarzy
Lub ton wibruje wśród akordu brzmienia
I na harmonii strun niby się waży,

Tak ja ujrzałem iskry wśród płomienia
Żwawsze, wolniejsze, to bliżej, to dalej,
W miarę pełności ich jasnowidzenia.

Wiatr, co się z zimnych obłoków przewali,
Niosąc chłód albo pyły piasku wzdęte,
Pewnie wygląda w locie opieszalej

Temu, kto patrzał na płomyki święte,
Jak swe taneczne porzuciły roty
U Serafinów wysokich poczęte.

W trop tych, co niosły najbliżej swe loty,
Brzmiało: „Hosanna", tak słodkiej kapeli,
Żem po niej nigdy nie pozbył tęsknoty.

Wtem jeden płomień szybciej ku nam strzeli
I pocznie: „Na twą zdajemy się wolę;
Patrz w nas i niech cię nasz widok weseli.

Z Księstwami nieba w jednym lecim kole,
Zjednani ruchem, celem, pożądaniem.
O nich śpiewałeś niegdyś na padole,

Że pędzą trzecie niebo pojmowaniem:
A tak cię lubim ja i me siostrzyce,
Że będziem szczęśni, gdy chwilę postaniem".

Ku pani korne podniosłem źrenice,
A gdy ucieszę je i gdy posilę,
Do światła, co mi taką obietnicę

Z siebie czyniło, cały się wychylę:
„Kto jesteś — pytam — duszyczko ogniowa?"
A głos swój wielką czułością umilę.

O, jakie świetne blaski radość nowa
Słońc aureolą kładła zolbrzymiałą
Na duchu, gdy te wymawiałem słowa!

„Śród ziemi waszej — odrzekł — żyłem mało;
Bogdajbym dłużej tam pomieszkał żywo,
Wiele by złego pewnie się nie stało.

Uciecha duszna osłania pokrywą
Promieniejącą kształty mej postaci,
Jak jedwabnicę kokonu przędziwo.

Tę miłość, jaką za miłość się płaci,
Dałeś mi; gdybym trwał między ziemiany,
Byłbyś z niej ujrzał coś więcej prócz naci.

Owy brzeg lewy, falami oblany
Rodanu, gdzie się z Sorgi nurtem godzą,
Miał niegdyś berłu memu być poddany.

Z nim róg Auzonii, który wokół grodzą
Zamki Gaety, Bari i Catony,
Gdzie Tronto z Verdem do morza uchodzą.

Jużem na czoło przymierzył korony
Z tej ziemi, co ją swym strumieniem płucze
Dunaj, niemieckie porzuciwszy strony.

Piękna Trynakria — nad którą mgły krucze
Nie Tyfej wzdyma, lecz siarka pod korą
Gruntu zatoki, gdzie się Eurus tłucze,

Między Paquino wiejąc i Peloro —
Raczej by prawych Rudolfa i Karła
Następców na tron czekała. Cóż, skoro

Tyrania, która tylekroć otwarła
Wrota niesnaskom, w sykulskiej stolicy
Okrzykiem: »Smierć! Śmierć!«, rozjuszyła garła.

Gdyby brat przejrzał, że mu namiestnicy,
Ta katalońska łapczywa hołota,
Lud krzywdzą, byłby zapobiegł krwawicy.

Kto państwem rządzi, niechaj się kłopota
O jego dobro: gdy z ładunkiem płynie
Zbyt ciężkim, zbędzie mienia i żywota.

Szczodrość rodzica zwyrodniała w synie:
Winien by takich wybierać włodarzy,
Co nie zgarniają pieniędzy do skrzynie".

„Miło mi wierzyć, że ty, twarzą w Twarzy
Pogrążon Bożej, oddychasz weselem,
Co dzięki tobie i na mnie się żarzy

I co dóbr wszelkich jest źródłem i celem;
Milej, że słów mych szczere znasz oblicze,
Boś jasnowidny duch przed Stworzycielem.

Ucieszyłeś mię, teraz przeto życzę,
Abyś oświecił, bo mię podziw ima,
Jak miód się może wyrodzić w gorycze".

Tak rzekłem, a on: „Niech się myśl zatrzyma
Na tym, co powiem, a ku prawd powadze
Będziesz stał twarzą, tak jak dziś plecyma.

Dobro sycące i dzierżące w wadze
Światy, po których wstępujesz do szczytu,
Opatrzność swoją zmienia w nich na władze.

A dba nie tylko o naturę bytu
Wszego Przezorność Boża doskonała,
Lecz o ład jego i pełnię dosytu.

Rzecz, która z tego łuku wybieżała,
Tak niezawodnie do swej mety chynie,
Jako do celu przejrzanego strzała.

Inaczej nieba, po których drabinie
Stąpasz, zmieniłyby ten świat ogromny
W twór nie cudowi rówien, lecz ruinie.

Co niepodobna, chyba że ułomny
Duch mają Wiedy, tych gwiazd wzruszyciele,
I ów Pierwowied, mocą w nich przytomny.

Chceszli, tę prawdę jaśniej ci wybielę".
A ja: „Nie trzeba, wierzę bez dowodu:
Natura chybić nie może w swym dziele".

„Byłożby — dodał — dla ludzkiego rodu
Gorzej, gdyby żył w niespołecznym stanie?..."
„Tak — rzekłem — ani nie pytam powodu".

„A istniałby ten stan, gdyby ziemianie
Za rozmaitym powołaniem nie szli?"
„Nie i w tym jasne stoi Mistrza zdanie".

Te racje podał i dołożył: „Jeśli
Tak jest, to przeto, że na przeznaczonem
Są miejscu, jak je na świat z sobą wnieśli.

Ten się Kserksesem rodzi, ten Solonem,
Melchizedechem lub tym, czyj junaczy
Syn chciał się w chmury wzbić lotem szalonem.

Siła okrężna niebios własnym znaczy
Piętnem wosk ziemski z odwiecznego prawa,
Lecz na stan ani krewieństwo nie baczy.

Jakub się rdzennie różni od Ezawa,
Romulus idzie z tak ciemnego rodu,
Że mu się Marsa za ojca podawa.

Nie byłby różny płodzący od płodu
I twórca zawsze odbiłby się w tworze,
Gdyby nie czujność Bożego zachodu.

Na prawowitym stoisz teraz torze;
Aby zaś dowieść, żem ci jest po woli,
Na domiar jeszcze jednego dołożę:

Jeśli z przyrodą los się nie zespoli,
Płód wyda lichy dobrocią i trwaniem,
Jak ziarno siane w niewłaściwej roli.

Gdyby świat chodził w parze z przykazaniem
Natury ową przejrzaną koleją,
Sami by dobrzy rodzili się na niem.

Lecz tam przyrody słuchać nie umieją,
Czyniąc kapłanem, kto stworzon do miecza,
A królem, kto miał zostać kaznodzieją.

Na błędnych ścieżkach jest stopa człowiecza".

Czytaj dalej: 76. Boska komedia - Raj - Pieśń IX - Dante Alighieri