Często wróżbiarz, co własnej nie wywróżył doli,
Nagłym skokiem na trwogę i bladością czoła
Skupia widzów, krwi żądnych, i szerzy dokoła
Postrach, nie pozbawiony grozy i swawoli!
Cały w znakach piorunnych i piętnach zagłady
Przed oczyma ciekawych obnaża sam siebie -
I nagi aż do nieba, bezwstydny i blady
Czuje się bohaterem, jak trup na pogrzebie!
Aktor, godny za widza mieć boga w niebiosach,
Choć sam wpada w wytrawne swoich guseł szpony -
Marząc skrycie o rajskich zaciszach i rosach,
Z uśmiechem wyczekuje ostatniej zasłony!...
Bo wie, że gdy na śmierci niebotycznych szczudłach
Przeskoczy ziemskich źródeł zwierciadła i kwiaty,
Pozostawi legendę, odbitą w tych źródłach,
O straszliwym rycerzu, co niegdyś, przed laty...
Tak! - dla niej, dla niepewnej, dla swojej dalekiej,
Że go może przygarnie - wiernego przybłędę -
Nie szczędzi niecnych trudów i dziwnej opieki,
I krew mężnie przelewa - za baśń, za legendę!
Bo ta siostra wieczności, kwiaciarka wspomnienia,
Gdy go w gmachu caklętym na śmierć ukołysze,
Obdarzając istnieniem z dala od istnienia,
Da mu w jednym napoju - i tryumf i ciszę.
A zdzierając zeń ziemską powłokę obłudy
I zdobiąc pierś rycerskim złotem i żelazem,
Na ów cud go pasuje, ażeby zarazem
I był sobą i nie był!... O, cudzie nad cudy!
I kiedyś czyjeś usta, zbudzone ku wiośnie,
Szepną o nim na pamięć choćby jedno słowo
Lub przyśgiew nieodparty, lub gwiezdną przenośnię
Która duszę z wszechświatem spokrewnią na nowo!..