Krzyż na Lesznie

Autor:

Mai się w kwiatach stary krzyż
Wiosenną porą wczesną,
Zmęczone oczy podnieś wzwyż
Spojrzyj na twarz bolesną.

Ściszy się serce, spadnie łza —
I ruszysz znów pośpiesznie;
Lecz ci, choć w mgnieniu, spokój da
Odwieczny krzyż na Lesznie.

 Nie ma go już od dawna. Na jego miejscu stanął przed laty kilkunastu nowy krzyż, ozdobniejszy, bogatszy; ale to już nie tamten krzyż prostaczków i „tych, którzy smutni“.
 Stary krzyż drewniany, z pasyjką wyrobu samorodnego artysty, wznosił się od wieku z górą i błogosławił Lesznu i jego strudzonym mieszkańcom. Od świtu do późnej nocy widziałeś klęczące na ulicy postaci, a zwłaszcza w godzinach wieczornych, kiedy zapłonęła kolorowa lampka, oświetlająca pełne bezkresnej litości oblicze Boga-Człowieka, przytulała się do stóp krzyża niejedna ofiara życia, i pierś rozmodlonego rozbitka wznosiła łkanie, sięgające na pewno do uszu Tego, który „wszystko rozumie i wszystko przebacza“.
 Przy wielkim, zapuszczonym ogrodzie, pełnym drzew i chwastów, stał ów krzyż, ucieczka strapionych i pokrzywdzonych lesznian; białe płatki akacji spadały z za parkanu na głowę Chrystusa, opływała ją woń bzów, rosnących dziko w zaniedbanym sadzie, a gdy bawiące się dzieci napełniały wrzawą radosną ogród wiosenny, uśmiechała się twarz, skrwawiona i blada, pełna ziemskiego smutku i zaziemskiej dobroci.

Na małą główkę patrzył wzrok
Pełny litości świętej,
Że oto iść jej w ból i w mrok,
W burzliwych fal odmęty.

I że dla dziecka, tak czy tak,
W żałość i w smutek droga,
Póki trzepoce serce — ptak,
Aż do mogiły proga.

 Pomiędzy Solną a Żelazną, po prawej stronie ulicy idąc od Rymarskiej, obok domu „gdzie straszy“, wpobliżu dawnych okopów, stał ów krzyż prastary. Ciche to było ustronie, dalekie od hałasów wielkiego miasta, półwiejskie prawie, bo pełno tam widniało jeszcze dworków, zapadłych w ziemię, z blaszanemi chorągiewkami na dachu, i pełno żyło ludzi starej daty, starego obyczaju i starych uczuć religijnych. Nikt nie wiedział i nie wie, kto ów krzyż postawił. Mówiono, iż niegdyś, czasu wielkiego moru, pewien z mieszkańców Leszna, który całą rodzinę w dniu jednym utracił, wzniósł go na uproszenie Boga, aby mu dał siłę duszy w nieszczęściu i aby innych od podobnej klęski ocalił.

 Dla mnie osobiście wiąże się krzyż na Lesznie z wieloma wspomnieniami dziecięcymi, a szczególnie z jednym, pełnym rzewnego uroku, z lat już młodzieńczych.
 W starym, zapuszczonym ogrodzie, za krzyżem, stał domek drewniany, a w domku tym zamieszkiwał podeszły w latach stolarz. Żona jego była niegdyś panną służącą hrabianki Ankwiczówny, której imię związane jest na wieki z imieniem Mickiewicza. Opowiadała mi ona szczegóły z życia Adama i z życia tej jego rzymskiej miłości, a mówiąc prostymi słowy, dała mi odczuć cały ból serca poety i całą głębię jego nieukojonej nigdy tęsknoty.
 Przecudne wyrazy pieśni „Znasz-li ten kraj?“ brzmiały mi wtedy w uszach i w rozentuzjazmowanej duszy i mimo woli powtarzały usta płaczący wiekuistym żalem refren:

„Ach, tam, o moja miła,
Tam byłby raj,
Gdybyś ty ze mną była!“

Goryczą poi życia zdrój,
Bezgrzesznieś żył, czy grzesznie...
Wstań mi w pamięci, krzyżu mój,
Z dziecięcych lat na Lesznie.

W nieznaną otchłań płyną dni —
I coraz bardziej śpiesznie, —
Lecz pokrzepieniem sercu lśni
Stary mój krzyż na Lesznie.

Czytaj dalej: Orlątko - Artur Oppman