Kwiaty białe i czerwone,
Jak barwiste łątki,
Wabia ludzi uśmiechnione
Na Zielone Świątki.
Wszystkie domy umajono:
Lśnią tatarskim zielem, —
A Warszawian oczy płoną
Słońcem i weselem.
Najczarowniejsze święto doroczne, poświęcone wiośnie odradzającej świat, kipiące zabawą, ogarniającą wszystkie sfery i stany. Od dawnych, dawnych lat Zielone Świątki złączone były nierozdzielnie z obowiązującą całą Warszawę wycieczką na Bielany, do starego klasztoru Kamedułów, gdzie w lasku Bielańskim od czasów Stanisława Augusta w oba te dni radosne rozbrzmiewała okolica gwarem i śmiechem, muzyką i śpiewami.
Król wybierał się zazwyczaj z całym dworem, a za królem ciągnęli magnaci, senatorowie i posłowie w szykownych danglowskich pojazdach, patrycjat i mieszczaństwo warszawskie, niewiele ustępujące, a może i przewyższające szlachtę bogactwem i strojami, a wreszcie wyświąteczniony kolorowo skromny ludek stołeczny z przedmieść i zaułków Warszawy.
Tłum poddańczy z ukłonami
Cofa się na strony:
Jedzie dwornie król z damami
Gwardią otoczony.
A pięknotkom, jak kwiat świeży,
Jak Cyd romantyczny,
Asystuje wódz młodzieży,
Książę Pepi śliczny.
W bohaterskiej epoce Księstwa Warszawskiego, rozbrzmiewającej dźwiękiem trąb bojowych, szczękiem szabel, gromami armat i łopotem do tryumfu wiodących sztandarów, Bielany straciły nieco na popularności; odwiedzała je w Zielone Świątki uboższa, mocniej trzymająca się obyczaju ludność Warszawy, przyciśnięta podatkami i kwaterunkiem, a więc tym chętniej szukająca rozrywki i chwilowego chociażby zapomnienia o ciężkich warunkach życia. „Kongresówka“ odnowiła tradycje bielańskie, znów zaczął je odwiedzać w Zielone Świątki wielki świat warszawski, wśród którego prym trzymali wymusztrowani i opięci, barwni oficerowie świetnego wojska polskiego, z pułków konstytujących w stolicy: grenadierzy gwardii, artylerzyści konni, piechota liniowa i strzelcy piesi.
Nawet wielki książę Konstanty z księżną Łowicką bywali na Bielanach; jeździł tam również ze swą wiecznie rozromansowaną małżonką namiestnik, nielubiany i niepopularny książę Zajączek.
Z źrenicami, które rażą,
Jakby ciosy knuta,
Gna Konstanty z mopsią twarzą,
A za nim Kuruta.
A wśród grona oficerów,
Z Chłopickim na przedzie,
Śniąc o sławie bohaterów,
Łukasiński jedzie.
A potem przyszły lata szare, smutne i przygnębiające. A jednak Bielany nie przestały być nigdy miejscem przyciągającem wszystkich w dni Zielonych Świątek. Sztajnkielerkami i wagnerkami, powozami i bryczkami, ekstrapocztą, łódkami i statkami, konno i pieszo sunęły tłumy na wybrzeże wiślane tańczyć na trawie, grać w „zielone“, ucztować, jeździć na karuzeli, wznosić się na huśtawkach „nad poziomy“ i zakupywać, oprócz innych smakołyków, słynne bielańskie pfeferkucheny.
Kurz się wokół wzbija srogi,
Upał, niech Bóg broni!
Ale same skaczą nogi
Przy dźwiękach harmonii!
Na wiślane leci fale
Zapał rozhukany
I odgrzmiały echem dale:
„Niech żyją Bielany!“