Powoli zdzieram ze siebie wszystkie pozory,
W które nas przypadkowość ziemska przystraja,
Zdzieram czasu i miejsca kolory
I troski dziwne, którymi duch mój jest chory
I wydobywam treść, co się w mej głębi zataja.
I tak oswobodzony od jeństwa,
Które nas gnębi od żywota świtu,
Do czystego idę człowieczeństwa,
Jakiem jest wiekuiście — poza maską przemian —
I jakiem było u kołyski bytu,
Pokrewne światu nadziemian.
Dusza z tych pęt wyrwana,
W linię się zmienia, w punkt bezprzestrzenny, czysty,
Przez który zda się przełamana —
Drga tajemnica wszechjedni wieczystej.