Oderwać się od siebie — wznieść się ponad siebie —
Przestać być sobą — rozlać i rozlotnić ducha
W moc, co w nadosobistem gdzieś bytuje niebie:
Oto pieśń, co męczarnią z piersi mi wybucha.
Rozpłynąć się w żywiołach, zielenieć na łące,
Być wodą, co srebrzysta płynie po siklawach,
I tem żurawi stadem, co krzyczą lecące —
I tym wichru poświstem — i mchem na murawach!
Rozpromienić się w gwiazdach, w chmurach rozobłoczyć,
Ogarnąć wszystko. Wszędzie być i nie być razem:
W niewidzialność się przelać, w bezmiar przeistoczyć,
Skrą, wianiem, pieśnią, kwiatem, wodotryskiem, głazem!
Oderwać się od siebie — i być całym światem —
Być wszystkiem: wszystkie bytu elementa wcielić —
I być ich treści własnej żywym aromatem —
I z niemi zmartwychwstawać, z niemi się popielić...
Oto mój sen męczący — oto sen bezdomny,
Bo nikt zakreślonego nie przestąpi koła!
Przeklęte Ja! Przeklęty nowy świat ogromny,
Który wciąż mnie ku sobie niewolnika woła!
Więc walczę z tym szatanem. Ale on nademną
Włada jak pan. Rozkazy jego, pełny trwogi,
Wykonywam i ciągle patrzę w otchłań ciemną
Jego źrenic, gdzie straszne przesiadują bogi.
Wlokę się z nim, jak ciężkim okuty łańcuchem,
Nigdy się z tej przeklętej nie wyrwę niewoli:
Próżno chcesz być sam z siebie wyzwolonym duchem —
Twój duch od twego ducha ciebie nie wyzwoli.
I choćbyś kłamał sobie, żeś wyłonił z siebie
Treść, co samego siebie jako Bóg przerasta —
Jeszcze jesteś we własnych twoich planet niebie...
Przeklęte Ja!...