Godna z cnót pani, godna z urodzenia!
Sama nam wdzięczność w dzień twego imienia
Lutnią brać każe, i choć nietykane
Struny wydają głos swój na przemianę.
Muzo! ty sama pierwsze podaj tony;
Trudno tam począć, gdzie na różne strony
Umysł się waży, a stąd liczne cnoty,
Stąd piękne wabią natury przymioty.
Tak więc, gdy Nimfa przy wiosennéj porze
Z róż i narcyzów zwija wieniec Florze,
Nim dzieło zacznie, wzrok wątpliwy toczy,
Każdy swą wabi pięknością jéj oczy.
Ustąpić musi wdziękom twego lica,
Choć na swéj głowie nosi blask księżyca,
I srebrny warkocz wśrzód nocy rozwija
Od pięknéj matki piękniejsza Cyntyja.
Jasność jéj twarzy trwa tylko do rana;
Na twoję żadna nie pada odmiana,
Choć się przybliża lat wieczór, a przecie
Równieś nadobna, jak w młodości kwiecie.
Lecz cóż jest piękność? co zwierzchnie ozdoby,
Ust rubin, białość płci najlepszéj proby?
Co kryształ oczu, glans czoła, włos złoty?
Kto je porówna z ozdobami cnoty?
Rzadki-to wielce dar w jednéj osobie
Pięknym złączone związkiem widziéć obie,
I z dobrotliwéj Stworzyciela ręki
Wziąć z piękną duszą równe ciała wdzięki.
W tobie, Tereso, natura życzliwa
Oboje w ścisłe spoiła ogniwa,
Że wyznać musi zazdrość nawet sama,
Iż cię niełacno która zrówna dama.
Świadkiem ów statek, godzien podziwienia,
Gdy męża z niebios straciwszy zrządzenia,
Nie chciałaś więcéj serca dzielić z nikiem,
Podzieliwszy je z koronnym stolnikiem.
Lecz wziąwszy za cel miłość bez odmiany,
Godna z książęty i pierwszemi pany
Żyć, dość masz na tym, że z tobą złączony
Lepszéjby nigdy nie mógł znaléść żony.
Świadkiem twa hojność i pańska szczodrota
I do szafunku łask otwarte wrota,
Łask, których liczbę jeśli kto miéć życzy,
Niech życia twego godziny policzy.
A Bóg w nadgrodę hojności téj daje,
Że w domu twoim szczęście nie ustaje;
Żyzność z dostatkiem na twéj mieszka ziemi,
I siebie czynisz, czyniąc szczęśliwemi.
Tak wielka rzeka im daléj upływa,
Tym większą mnogość z sobą wód porywa,
I choć użycza hojnych łask w swym biegu,
Ani dna w onéj, ani dojrzéć brzegu.
Lub rozłożysta palma na równinie
Im dobroczynny liść szerzéj rozwinie,
Liczniejszy owoc rodzi, chociaż rada
Karmi powietrznych ptasząt liczne stada.
Któż jeszcze godnie, by z téj czerpał weny,
Z któréj kastalskie wiersz leją Kameny,
Mądrość twą zdoła sławić jako trzeba?
Muz to jest dzieło i samego Feba.
Nie ten jest mądry, zdaniem zdrowym, który
Wziął dar dowcipu wielki od natury,
I nad ludzkiego rozumu granice
Niebios i ziemi pojął tajemnice.
Mądrość prawdziwa: sobą dobrze rządzić,
Czynić uważnie i w niczym nie błądzić,
Siebie się uczyć i myśl w siebie wrażać,
Co dzień ze sławą cnót więcéj przymnażać.
Twój ci to portret, Tereso, prawdziwy:
Nie tylko z nauk polorem dał żywy
Dowcip Bóg, oraz języki rozumiéć,
Ale żyć dobrze i żyć dobrze umiéć.
A co dziwniejsza, że te wszytkie dary
Na dom wasz cały wysypał bez miary;
Wszystko to zamknął w sobie poczet równy
Czterech Pociejów, cztery Pociejówny.
Równa u wszystkich piękność i uroda,
I cnót z pięknością pięknych piękna zgoda.
Jakby natura przez nie mówić chciała:
Téj krwi wszystkie-m swe ozdoby oddała.
Więc z którego masz opatrznéj prawice
Te łaski, niech ci z najwyższéj strażnice,
Skąd na całego patrzy okrąg świata,
Ześle fortunne i najdłuższe lata.
To są uprzejme obu nas życzenia,
Którzy z twojego krew mamy imienia,
I za największy zaszczyt uznajemy,
Że się twojemi wnukami piszemy.