Nie mam klejnotów, ni złotej mamony,
Do wyrobienia kosztownej korony,
Abym na twoje doroczne wiązanie
Włożył na skronie, mój zacny Stefanie!
Niechaj ci drudzy ślą podarki drogie,
Którym na skrzyniach leżą gryfy srogie,
A strzegąc czujnym licznych skarbów okiem,
Nie zawrą sennym nigdy powiek mrokiem.
Mnie w podarunku nieba tylko dały,
Że mam wstęp wolny na parnaskie skały,
Kędy uszczknąwszy róży i barwinku,
Ślę do przyjaciół wieńce w upominku.
Z takowych bredni, na jakie mnie stanie,
Hołd serca mego składam ci, Stefanie;
A lubo nie ma ni ceny, ni wdzięku,
Miej na tym dosyć, że z przyjaznych ręku.
Któż zdolnym rymem tej wydoła głowie,
Której i świetni czasem monarchowie
Przeważną radą kierując swe sprawy,
Roztropne chętnie pełnili ustawy?
Której nie ja sam (lubom winien wiele,
Żeś mię miedzy twe raczył przyjaciele
Wierne policzyć), ale zakon chętny
Dzięki oddając, zaszczyt ma pamiętny.
Tyś w nim sprawując i liczne i różne
Urzędy, dał znać, jak są blaski próżne
Wszytkich tytułów i stopniów, jeżeli
Pilność im swego lustru nie udzieli.
Tej zawsze pełen, znaczneś dał dowody,
Że dzielnej duszy największe przeszkody,
Najtwardsze prace zatraymać nie mogą,
By swych zamysłów pewną nie szła drogą.
Czyś młódź w naukach rozmaitych ćwiczył,
Czyliś astronom biegły gwiazdy liczył,
Czyliś spraw bronił, idąc prawdy torem,
Zostałeś pierwszym prac i męstwa wzorem.
Lecz nie dość na tym, żeś zawsze i wszędy
Godnie włożone piastował urzędy,
Żeś twą nauką i wymową gładką
Ozdobą został zakonowi rzadką,
Jakiekolwiek ci zdarzyła dostatki
Zacność imienia i z ojca i z matki,
Wszytkoś mu oddał: tak twoich łask syci,
Winni-ć są wieczną wdzięczność Jezuici.
Z twojej mierniczy łaski ma wędrowne
Do swych wymiarów naczynia kosztowne,
Z twojej i gwiazdarz szkła sztuczne i tuby,
Gdzie błędne zorze ściga pełen chluby.
Zna twe zasługi zakon, i są wieści,
Że cię na pierwszym wnet stopniu pomieści.
Bądź teraz dzielnym steru pomocnikiem;
Wkrótce sam godnym zostaniesz sternikiem.