Do Muz zamilkłych

Kiedy nasz gaik z pączków pierwotnych
 Wywijał listek papuży,
A zefir po nim na skrzydłach lotnych
 Słodkie odprawiał podróży,

Pełno się w cienie garnęło ptaszków,
 A pod wschodowe wraz słońce
I od szkarłatnych gil adamaszków,
 I słowik nucił i dzwońce.

Gospodarz gaju, pan dobroczyny,
 Zachęcał, czym mógł, śpiewaki,
Wabiąc skrzydlate do siebie gminy,
 Rzucał im pszenicę w krzaki.

Mętne niestałej Wisły odnogi
 Takie słyszały śpiewanie,
Że gdyby się czas nie zmienił srogi,
 Nie zajrzałaby Sekwanie.

Rzecz dziwna! sami krukowie czarni
 Łabęcim nucili krzykiem,
Rarog dyszkantem z srebrnej kanarni,
 Czapla została słowikiem.

Teraz, jak w martwym wszystko milczeniu
 Niemieje, kiedy gaj w biedzie,
Pan duma smutny, że w utrapieniu
 I ptastwo za szczęściem idzie.

Jedna mu tylko z wierzby gdzieś suchej
 Statecznie wronka przypiewa;
A słodząc losy pustyni głuchej,
 Lepszych się czasów spodziewa.

Więc i na ciemnym błędny Atosie,
 Latawiec w czarnym kożuchu,
Czasem co trefnie zagwiźniesz, kosie,
 Rozkoszny mój żółtobrzuchu.

Wróć się, ozdobna znowu drużyno
 Do rzuconego siedliska!
Niezawsze niebo posępną miną
 I grady sypie i błyska.

Gdy szczęście służy, każdy w pogodzie
 Służbę ma za wesele,
Ale w burzliwej tylko przygodzie
 Prawdziwi przyjaciele.

 1773, VIII, 3 — 5.

Czytaj dalej: Balon - Adam Naruszewicz