Kędy wprzód same widziéć było góry,
Gdzie zwierz na błędne trzody rzucał strachy,
Tam dzielna ręka dowcipnego Pióry
Najrozkoszniejsze zbudowała gmachy.
Dziś już przed niemi i wspaniałe mury,
I świetne książąt prawie gasną dachy;
Ledwobyś nie rzekł zadumiany na nie,
Że to Bóg jakiś założył mieszkanie.
Nie rwie tu wprawdzie oka kamień drogi,
Ani sufitów cedrowych blask złoty.
Nie błyszczą świetnym jaspisem podłogi,
Kupne krwawemi nędznych kmieciów poty.
Niemasz tych ozdób, które ucisk srogi
I twarde panów wymuszają młoty:
Sam wszystkie kąty piękny gust odziewa,
Co czyni cuda z papieru i z drzewa.
Stąd bystra rzeka od miasta przecina,
I szumem pod most zapieniony bieży;
Ówdzie wielkiego dzieło Gedymina
Dotyka nieba twierdzami i wieży;
Indziéj to pola, to śliczna równina,
To się las bujny gałęziami jeży.
Prawdziwie, aby dom ten był wesoły,
Trzy się najmilsze zebrały żywioły.
Ale przybytkom twoim, zacny panie,
Większy nad złoto sprawuje szacunek,
Że w progach twoich, nigdy nie powstanie
Czarna nieprzyjaźń, ponury frasunek.
Nie masz tam swaru, poszło precz szemranie,
Nie stoi u drzwi liczny zdrad warunek,
Przyjaźń, i ludzkość, i spokojność miła
W twym Pióromoncie mieszkać ulubiła.
Widzisz z twéj góry, jako jednym pycha
Pożera serca i okrutnie miota,
Drugim podłego zysku chciwość licha
Otwarte zawsze trzyma oczu wrota,
Inni straciwszy rozum od kielicha,
Lecą, gdzie wściekła pędzi je niecnota,
Ty na to patrzysz, a próżen złych chęci
Śmiejesz się, jako świat się głupi kręci.
Próżno światowe sprzykrzywszy turnieje,
Rwiemy częstokroć srogie jego pęta,
A w dzikie biegnąc pustynie i knieje,
Wolimy tam żyć, gdzie żyją zwierzęta;
I w odludności zły nie ma nadzieje,
By za nim nie szła namiętność zawzięta.
A Pioro, miły, grzeczny i cnotliwy,
Wśrzód świata żyjąc, pędzi wiek szczęśliwy!