Bezżeństwo. Do Antoniego Korwina Kossakowskiego, Sekretarza Jego Królewskiej Mości

Znam to do siebie, mój zacny Korwinie,
Żem od Adama wziął imię i ciało:
Lecz niech stąd żadnej nie podlegam winie,
Że mi się Ewy, jak ojcu, nie chciało:
Gdyby był przejrzał, co w tej kobiecinie
I sam i plemię jego cierpieć miało;
Wolałby pewnie, niż się z żonką pieścić,
Z dziką na jednym łóżku lwicą mieścić.

Pierwszy nowego, wiesz, jaki był stadła
Skutek? na co się po dziś-dzień świat żali.
Ach! gdyby była jabłuszka nie zjadła,
Nigdy by ludzie nędzy nie doznali!
Ale i sama z mężem w biedę wpadła,
I myśmy dla niej szczęścia postradali.
Tak-ci świat począł w pierwiastkach, niestety,
Ginąć, skoro się zjawiły kobiety!

Wszakże znośniejsza byłoby to przecie,
Gdyby złą Ewa była tylko sama:
Znajdziesz Ew takich tysiącem na świecie,
Co nie jednego uwiodły Adama;
Żalą się na nie panowie i kmiecie,
Czy od Jafeta, czy poszli od Chama.
Ledwo nie codzień dolatują wieści,
Jako narzeka świat na stan niewieści.

Ten się na gładkość skwapił i wiek młody,
Ale przeklina uprzykrzone gachy;
Ów wziął tysiące, wsie i liczne trzody,
Lecz z niemi pełne swarów zawsze gmachy.
Tamten ni złota, ani wziął urody,
Lecz koczkodana, co mu czyni strachy.
A każdy mówi, nadstaw tylko ucha:
Czy mi kat nadał w domu złego ducha!

Nie przeczę, jak tam słodkie jest wesele,
Kiedy się zgodne osoby pobiorą,
Gdy się dwie dusze w jednym mieszczą ciele,
Jedną tchną myślą, jednym ogniem gorą.
Lecz mi serc takich nie pokażesz wiele,
By się tak dzielną spoić miały sforą.
Pytaj się wszystkich mędrców: żaden nie wie,
Czy żony Bóg dał dobry, czyli w gniewie.

Człowiek z natury do miłości prędki,
Roi coś sobie w lekkomyślnej głowie:
Rzuca łakocią obleczone wędki,
Pewny otuchy o dobrym połowie:
Że się z złotemi imie łosoś cętki,
Albo targając pławkę karp ozowie.
Alić częstokroć, miasto rybki, żabkę,
Chwyci złą dziewkę, albo starą babkę.

Nie byłem ja tak w młodości szalony,
Bym się uganiał za płonnym pozorem:
Wolałem siedzieć w kącie utajony,
Ciemnym wiek sobie zawiązawszy worem.
Wiele ma życia ścieżek świat przestrony:
Jeden tym dąży, drugi innym torem.
I kontent jestem, będąc czarnym krukiem,
Że mię Kupidyn swym nie sięgnął łukiem.

Jeśli mi jednak wymawiasz w tej mierze,
Żem nie chciał darów Cytery kosztować,
Powiedz mi, proszę, przyjacielu, szczerze,
Czemu sam nie chcesz w małżeństwo wstępować?
Wolisz wiek trawić w swobodniejszej sferze,
Niż kroplę miodu morzem łez wetować.
Oba się, widzę, jednym rządzimy sterem,
Choć ty w jedwabiu, ja żyję pod kirem.

Czytaj dalej: Balon - Adam Naruszewicz