Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

@Nata_Kruk

„Wierzchosława” to małe, błyskotliwe studium współczesności - ironiczne, ale ludzkie.

Świetnie rozpisane napięcie między fasadą wizerunku a pęknięciem wewnętrznym.

Połączenie realizmu, satyry i liryki w jednym, krótkim wierszu.

Poezja o powierzchni, która kończy się głębią.

Krótka, ale błyskotliwa i dotkliwie prawdziwa. Pozdrawiam:)

Opublikowano

@Nata_Kruk @Nata_Kruk

...

natura także 

przebiera się często 

spogląda w taflę jeziora 

robiąc miny 

chętnie by się głośno zaśmiała 

lubi jednak ciszę 

zwłaszcza o poranku 

 

myśli 

co jeszcze ubrać

robi kolejny makijaż, 

będzie jeszcze kolorowo

...

Pozdrawiam serdecznie 

Miłego wieczoru 

Opublikowano

świetnie uchwycone

 

co chwila selfie na każdym kroku

za wszelką cenę uwagę zwrócić

takie dziewczyny trudno jest cenić

chłopcy podobni lecz ci są głupi

 

język co chwila także kaleczą

a wulgaryzmy to jest powszechność

niedouczeni dla nich codzienność

to celebrytów skrzywione echo

:))

Opublikowano

@Nata_Kruk

Napisałaś ostry wiersz o współczesnej obsesji na punkcie wyglądu i mediów społecznościowych. Pokazałaś, jak za fasadą perfekcji kryje się pustka i smutek.

Nie oceniasz wprost, ale dokładnie dobrane słowa robią swoje - „ociężałe rzęsy", „napompowane", „nadęta jak bąbel" - obnażają sztuczność i wysiłek włożony w kreowanie wizerunku.

Świetny kontrast jesieni i bańki mydlanej - natura w swoim autentycznym, melancholijnym pięknie naprzeciwko sztucznej, kruchej konstrukcji ego.

A to zakończenie... „sława - tylko podziwiać i... zaszlochać" - genialny chwyt. Pokazujesz, że za pragnieniem uznania i podziwu kryje się rozpacz. Że te „kłęby spojrzeń" nie nasycają, tylko pogłębiają pustkę.

Jest w tym wierszu coś smutnego - widzisz, jak ludzie więzną w tej grze pozorów. Świetny tekst!

Opublikowano (edytowane)

@Simon Tracy... mam podobnie, ale nie zawsze, ufff.. z zaszlochać... jest nad czym. Dziękuję.

 

@andrew... naturze jak najbardziej przystoi strojenie się kilka razy w roku... :) Dziękuję.

 

@Gerber... wszystkim... strojnisiom.. kiedyś to się znudzi... :) oby. Miło, że byłeś.

 

@Migrena... chciałam, żeby troszkę zabolało w puencie... :) Dzięki za koment.

 

@Marek.zak1... @viola arvensis... można i zaśmiać się, mnie się także zdarzy, na ulicy, ale nie w głos, bo bym może w 'epetynę' dostała..:)) Dziękuję za odniesienie.

 

@violetta... chyba najdłuższe... :) pasowało mi tutaj. Hej Viola.

 

@Gosława... zgodzę się ze słowami, nie wszystko złoto, co... :)

 

@Alicja_Wysocka.. a jest.. Lustrosława.?. jeśli, mogłoby być. Dla mnie idealne, jw. Dzięki Ala.

 

@Annna2.. dziękuję za odniesienie o październiku... :) Aniu, dygam.

 

@lena2_... o to obnażenie mi chodziło. Miło, że wpadłaś do mnie.

 

@Waldemar_Talar_Talar... fajnie, cieszę się, że tak... :) Dzięki Waldek.

 

@Wochen... @Leszczym... @MIROSŁAW C.... dziękuję Wam.

 

Bardzo, bardzo.. Wam dziękuję raz jeszcze, za każde słowo. Ślę pozdrowienie.

 

Jacek, Berenika, Wam nie teraz... sorry.

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Berenika97.... Bereniko, tak, w jakichś większych aglomeracjach, czasem to niemal obsesja,

ale na tzw. "prowincji", chyba aż tak źle nie jest... :)

Na ulicach widzę normalnie wyglądające dziewczyny, ale "u mnie" jest kilka, obok których

nie da się przejść bez zdziwienia - zszokowania, że ktoś tak się zeszpecił.
Dziękuję Ci za bardzo ciekawy komentarz... :)

 

 

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jacku... dziękuję za strofki... :)

  trudno powiedzieć czy wszyscy tacy
  może to popis przed rówieśnikiem
  znam młodych ludzi którzy są przeciw
  zmianom na twarzy i w głowie przy tym.... ;)

 

Pozdrawiam jesiennie.

 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Nata_KrukObserwuję dziewczyny z mego kręgu znajomych. Ogólnie dbają o siebie bez "fanaberii", ale wszystkie muszą mieć makijaż, jeżeli wychodzą z domu. Nie znoszę natomiast mody na operacje plastyczne wtedy, gdy taki zabieg  nie ma żadnego logicznego  uzasadnienia. Koleżanka powiększyła np. usta - wyglada okropnie! Ale nie chce tego przyjąć do wiadomości.  Pozdrawiam. :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Radosław Tak, Wszystkiego Dobrego !!
    • Francuska pisarka i entomolożka Anne Philipe opisuje w swojej Spirali światło i niebo. Ciszę i szelest wiatru spadający z wysoka. Na gałęzie drzew. Na liście. Na te szeleszczące liście. Na zwiędnięte. Na lśniące od deszczu. Na te zielone listki budzącej się dopiero co wiosny. Szare chmury sunące po niebie. Sine. Stalowe. Chmury dzielące się na mniejsze. Na stojące w miejscu i te, które je otaczają. Wirują wokół nich. I przesuwają się szybko w porywach mistralu. I te nikłe przetarcia błękitu. Takie chwilowe. Ulotne przebłyski słońca.   Po „rzeźni” Wiktora Jerofiefewa w Świecie diabła i Dobrym Stalinie. Po jego opisach przyziemnej egzystencji. Ciemnej i lepkiej od grzechu. Zdrady, zbrodni i strachu. Po schizofrenicznych, maniakalno depresyjnych inklinacjach Generalissimusa. Po pornograficznych ekscesach wyrostka zaspokajającego chuć dojrzałej, spragnionej kobiety, jego niani. W brutalnym opisie przyprawiającym o mdłości jego lśniącej od soków jej szeroko rozwartej waginy dłoni. Świat Anne Philipe jest idylliczny. Niemalże ekstatyczny. Eteryczny i ulotny. Jakby motyl przysiadł na chwilę na dłoni. Jerofiejew to brutal. Literacki bandzior. Choć przyjdzie jeszcze pora na jego Akimudy i Sąd Ostateczny. On i jego kolega po fachu, Władimir Sorokin. Drugi skandalista ścigający się na brutalne niesmaczne opisy wyuzdanego seksu, choć przeplatanego chwilą oddechu w postaci radości małej Marfuszy, ssącej i rozgryzającej rozpływające się w ustach fragmenty Spasskiej Baszty odłamanej z cudownie słodkiego cukrowego Kremla. Kocha władza Marfusze. W podzięce codziennych pokłonów dostaje raz do roku cukierka. Zresztą nie tylko ona, ale i inne dzieciaki pokroju Marfuszy. Radość jej jest wtedy nieskończona. Jest wniebowzięta. Tak bardzo kocha wszechwładcę, którego nigdy wprawdzie nie widziała na oczy, lecz słyszała jedynie jego głęboki głos płynący przez megafony na Placu Czerwonym. A więc wtedy, kiedy Marfusza, rozgryzając tę rozpływającą się w ustach słodycz szła do sklepu po chleb, mleko i papierosy dla ojca… Nie, wtedy, kiedy już wracała ze sklepu z chlebem, mlekiem i papierosami, była świadkiem przejścia ulicami Moskwy nawiedzonego Amoni, wariata przepowiadającego przyszłość. Przepowiadającego przelew krwi. Chudego i obdartego. Głodnego i biednego. Krzykliwego, cośkolwiek podobnego do nastroszonego ptaka. Z walącym za nim gęstym tłumem gapiów. A więc dała mu pieniądze. Nie. Nie pieniądze! Dała mu ten chleb, mleko i papierosy, co wcześniej kupiła w pobliskim sklepiku. Głupia, mała Marfuszka. Dała mu wszystko, co miała. Ech, zleją ją wściekli rodzice. Oj, zleją. Czy narkotyczny underground. Meta-amfetaminowy odjazd mieszkańców nie mających nadziei na jutro. Stających się w gorączkowych wizjach straszliwymi wilkołakami rozrywającymi swoimi szponami i kłami wszystko, co się rusza. Włącznie z niemowlęciem. Bezbronnym dzieciątkiem, któremu jakimś cudem udało się ukryć na placu w wielkiej fortecznej armacie Car-Puszce. Nie ma zmiłowania! Potwór wywęszył to biedne, maleńkie ciałko. Nachyliło działo i wchłonęło do paszczy, rozgryzając ze smakiem skrwawione ścięgna i mięśnie. I wypluwając z obrzydliwym bekiem ociekające posoką kruche kości. Jak widać Sorokin to także literacki kryminalista i sadysta. Taki czołgista miażdżący gąsienicami z metalicznym chrzęstem bezbronnych. To taki właściciel złomowiska wielkich ciężarówek, spychaczy (oczywiście w przenośni) Monstrualnych buldożerów ociekających cuchnącym smarem i buchających czarnymi spalinami z kominów w potwornym chrzęście i zgrzycie trzęsących się, poluzowanych na złączach blach. Nie ma litości dla innych na literackiej niwie. Spycha i rozjeżdża brutalnie wszystko, co tkliwe i eteryczne. Lekkie i muskające jak piórko. Wszędzie tylko chrzęst żelaznego złomu i otwierających łapczywie w potwornym skowycie i oślepiającym żarze jasnożółtej surówki paszczy martenowskich, hutniczych pieców. Te jego ciężkie opisy starego i otyłego oprycznika zaspokajanego przez młodziutkie kurwy w ekskluzywnym domu schadzek. Ta jego trąba słonia dosiadana naprzemian przez piskliwe i jęczące, lśniące od potu na falujących drobnych piersiach burdelowe ździry. Zero tkliwości. Jedynie sadyzm i wyuzdanie. Estetyczna orgia. Potwornie ciężki żelbetonowy kloc nihilizmu spada prosto na twarz czytelnika z zastygłym na ustach krzykiem i rozwartymi szeroko oczami przerażenia, przesłoniętymi instynktownie rozczapierzonymi dłońmi wyciągniętych do przodu rąk. Tak, jakby te ręce, te dłonie były w tej sytuacji jakąkolwiek osłoną.   Wróćmy do Anne Philipe. Upojenie i cisza. Ekstaza liryzmu. Piórko przelatującego ptaka, które przeciwstawia się eksplozji bomby wodorowej. W straszliwym blasku jawi się przejrzyste oblicze miłości, tęsknoty i żalu. Nawet opis pierwszego lądowania na księżycu jest tak lekki i zwiewny. Tak bardzo subtelny. Niezwykle introwertyczny świat. Dziejący się, jakby u kogoś w spektrum autyzmu. Świat wyizolowany. Zakotwiczony, gdzieś w ogrodzie. Między szumiącymi platanami. Zakotwiczony w piniach. W pełnej ptasiego śpiewu oazie bujnego rozkwitu. I jakiejś takiej nieuchwytnej melancholii pierwszego i ostatniego w życiu maja. Co jeszcze? Anne Philipe bardzo się uwrażliwiła po śmierci swojego męża Gerarda. Znakomitego aktora, który zmarł na raka. Opisała to w Chwili westchnienia. Ostatnie momenty jego życia, leżąc obok niego w łóżku. Ostatnie momenty jego śmiertelnej nieświadomości. Patrzyła na niego w milczeniu, kiedy to w okularach, przy zapalonej nocnej lampce, studiował poszczególne sceny przedstawienia, przygotowując się do kolejnej roli swojego życia. Do kolejnej teatralnej próby. Nie zdążył. Zmarł nad ranem. W ciszy i skupieniu, trzymając jeszcze w dłoniach pojedyncze strony rozsypanego na kołdrze scenariusza. To, co pisze Anne jest niewysłowioną ulotnością. Chwilą. Momentem. Przemijaniem. Apoteozą bólu i lęku, ale podanych w formie stonowanej. Jakby godzącej się na nieubłaganą kolej rzeczy. Bez grama protestu. Nawet my sami, jesteśmy ulotnymi piórkami na wietrze. Mgnieniem. Jerofiejew i Sorokin próbują się zakotwiczyć. Zbuntować. Przeciwstawić potędze śmierci. Ale to też przeminie. Nie pozostanie nawet ślad. No, może przez chwilę, zanim ślad na piasku zmyją fale morza złocącego się w migotach i refleksach. W jakichś takich niedopowiedzeniach. Metaforach istnienia czegoś, co jest poza życiem. Poza wszelką czasowością. I w przejmującym krzyku białej mewy szybującej wysoko. Zataczającej kręgi. Bądź lecącej nisko, szykującej się do nurkowania. Bądź innych, co kołyszą się spokojnie na falach, poddając się im płynnym ruchom. To jest próba opisania pięknego czasu. Którego już nie ma. Przeminął. Utonął w odmętach przeszłości. Pod stopami zapada się miękki, wilgotny piasek. Cudownie pieści podeszwy stóp. Stóp lizanych przez języki skotłowanej piany. Cofają się. Nacierają znowu. W powietrzu przesyconym solą. W tym wietrze nadciągającego zmierzchu, lecz wciąż jeszcze jaśniejącym drobnymi kropelkami rozpryskującej się wody. W tym słońcu. W tej liliowej powłoce. W tej chmurze obrzeżonej jaskrawą czerwienią. Grubą kreską. W tych konturach jasnych i pełnych. W tym wszystkim, co jest obojętne, nieosiągalne i nieskończenie daleko. W nieustannym szumie. Szepcie, jakby kogoś, kto chciałby coś jeszcze powiedzieć. W tych westchnieniach samotnych. W tej chwili westchnienia.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-26)
    • @Corleone 11 Cześć Michał, fajnie że zajrzałeś i ty się Świątecznie trzymaj gdzieś tam na wielkim świecie :)
    • @Corleone 11 Ładne opowiadanie, pewnie będzie ciąg dalszy. Co do godzin i podobnych liczb, niekoniecznie to musiał być przypadek:-) Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego, drugiego dnia świąt.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @A.Between Jaki piękny wiersz. Taki spokojny a jednocześnie pełen napięcia i oczekiwania, zawieszony gdzieś w przestrzeni …

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...