Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'strach' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


  1. viola arvensis

    Budowla

    W ciemnej budowli bez ścian i okien omiatam przestrzeń błądzącym wzrokiem. Duszno i pusto, choć pełno strachu tchórza nie mogę znieść już zapachu. Wyjść stąd nie zdołam, bom uwiązana sama przez siebie na mrok skazana. Taplam się w czerni, oddycham winą zła i nieszczęścia jestem przyczyną. I tak mijają lata kolejne bagażu winy z pleców nie zdejmę. Bo nie potrafię bólem zgnieciona wolności skrzydeł wczepić w ramiona. Wolną swą wolę w ciemność kieruję i nieustannie winna się czuję. Zła i głupoty dałam zbyt wiele, żale najcięższe w sumieniu mielę. Razu pewnego do mej budowli wkradł się promyczek światła cudowny. Z nim przyszła łaska, której pragnęłam i do niej ręce swe wyciągnęłam. Łaska za rękę poprowadziła dała mi poznać, żem Bogu miła. Tak w sakramencie spowiedzi świętej, wszystkie me winy zostały zdjęte. Bo najzwyczajniej Bóg nam wybacza chociaż pojęcie ludzkie przekracza to Miłosierdzie nieskończoności. Oddajcie Panu swe ułomności! *Dziękuję za inspirację Marcinowi W.
  2. milewa

    Burza

    Uciekałam wiele razy, i to nie przez czyjeś nakazy. Lecz dla mojej pewności by nie dostać uderzeń w kości. Lecz się nie udało, to było definitywnie za mało. A udawać nie będę, że trochę za beztroską faktycznie tęsknię. Boję się skutków niż jej trwania, i dlatego unikam niepotrzebnego gadania. Muszę sama coś wymyślić, i umysł przed działaniem oczyścić. By nie robić nic pochopnie, a pierwsze kroki stawiać naprawdę ostrożnie. I zwalczyć strach przed burzą, a niech inni się w niej zanurzą.
  3. viola arvensis

    kot i pies

    Znów spadam na cztery łapy, kot wytrzeszcza gały lecz łamię sobie głowę co dalej? Samotna, pusta droga, kryjówka w podłych snach a przecież czasu szkoda na strach. Radośnie merdam gdy dobry człowiek, gdy podłość pozwalam - - niech płynie łza. Życia przygniata ciężka opowieść, jak głaz. Dzisiaj wieczorem znowu się zmyję, rano rozpłynę się cicho jak mgła. I niech nikt na mnie dziwnie nie patrzy. Mam łapy kota i serce psa.
  4. Wódka , wino, rtęć, Pigułek pięć By je wypić i wziąć Mam na to ogromna chęć Chęć na rtęć Pigułek pięć Mam ochotę nie czuć nic Bo życie to jest marny szkic Sama zrobiłam sobie krzywdę Czy ja cała z tego wyjdę Ma to sens albo i nie Ale tak właśnie czuję się Temat przykry, banalne rymy Już się nie zobaczymy Trzęsą się ręce, łza spływa Bolesna, szczera, prawdziwa Taka co szczypie w oczy Nijak się to potoczy Gdy kupujesz długi pasek spacerujesz sam przez lasek Inaczej widzisz pustą szklankę To chcesz skończyć tę bajkę Wódka , wino, rtęć, Pigułek pięć By je wypić i wziąć Mam na to ogromna chęć Chęć na rtęć Pigułek pięć Wódką, winem zapić rtęć, Zażyć tylko pigułek pięć Usunąć się ze wspólnych zdjęć Mam na to ogromną chęć Mam życie usłane różami A nienawidzę go czasami Męczy nastroju amplituda Starości dożyć się nie uda Live fast, die young* Nocne motto, a za dnia Płacze, umieram po tobie Proszę zatańcz na mym grobie By zapomnieć twój cień Ja Za życia tańczę co dzień Wole nie żyć niż tak ryczeć Więc teraz ci to wykrzyczę Wódka , wino, rtęć, Pigułek pięć By je wypić i wziąć Mam na to ogromna chęć Chęć na rtęć Pigułek pięć _ *Live fast, die young- Żyj szybko, umieraj młodo
  5. snežinka

    popłoch

    popłoch tafla wody była jej schronieniem od lat pozwalała bezwiednie w zamrożeniu trwać na oddech nie dawała jednak szans nadchodzi czas na uciekaj lub walcz zdjęcie: pixabay
  6. Samotnie w tym bagnie ugrzązłeś… Widownia się jeszcze wyludnia Każdemu to znana opowieść Od wieków ciążąca na ustach Kto żyw już wyświechtał monodram Spamiętał kwestyjki na wieczność Tragedia jednego aktora O strachu i szepcie do wewnątrz Monolog obmierzły do szczętu Fałszywie nam gra na pozorach Bo straszy jedynie po wierzchu Sam jeden mu w końcu podołasz
  7. Jakże to tak, bezczynnie mi stać?! Kiedy serce strwożone i umysł wkurwiony wykrzyczeć chce, jakże polskie - Kurwa Mać! Jak dziecku spojrzeć w twarz i powiedzieć, że nie musi się bać, gdy karzełki w czarnych gajerkach zwykły na nas szczać?! Jak matce wytłumaczyć, że zmienił się świat i nie ma co w zamian dać?! Boję się pytań, które mogą paść z ust mojego syna. „Tato, dlaczego musimy kraść?” I czyja to będzie wina, gdy ktoś chwyci za broń i wymierzy ją w ojcowską skroń? Bo stać się tak po raz kolejny może, że sprawiedliwości szukać będziesz w czyjejś śmierci i przerażeniu. W pustce następującej po krzyku i władzy zatraceniu.
  8. Nie palę papierosów, bo Lubię ich zapach czy wygląd. Palę, bo nie chcę umrzeć Śmiercią samobójczą, A z przyczyn bliżej naturalnych. Niech na moim grobie nie widnieje Napis "samobójca", wolę już nawet Słowa "ten, którego zabił nałóg". Śmierć mnie nie przeraża, Boję się tylko ludzi, których Zostawię po sobie i to, Co zrobią z moim pomnikiem. Bo samobójstwo jest dla tchórzy, Prawda? Dlatego wolę zabijać Się powoli, ze skutecznością, Żeby nikt mi nie zarzucił Uciekania od obowiązku Życia, jako podstawy istnienia. A palenia mi nikt nie zabroni.
  9. Shia

    Strach

    A bestia przyjdzie i pożre Cię, po kawałeczku wszystko co Twoje zje. Każde uczucie, myśl i zdrowy rozsądek po prostu z Ciebie wypije, wyssie. Skonsumuje najmniejszy fragment, zaburzy Twój duchowy porządek. Stracisz siebie i staniesz się bezdusznym ciałem. Zwykłym workiem kości, oddychającym bez świadomości i duszy, i wzroku, trwając w popłochu. Życie staje się koszmarem.
  10. Słońce powoli wstaje na horyzoncie oznajmiając nowy dzień. Piękne jasno pomarańczowe światło odbija się od okien oraz stalowych elementów wieżowców które stoją wokół mej w porównaniu do nich drobnej osoby. I tak spaceruje po chodnikach które już przestały być oświetlane przez stare latarnie oraz obserwuje jakże piękne otoczenie. Ludzi w garniturach pędzących do swego biura z kubkiem kawy w jednej ręce a w drugiej z walizką. Żółte taksówki które pędzą po ulicach aby szybko zaprowadzić swych klientów do wybranego celu. Wchodząc do wielkiego parku, wszędobylska zieleń traw oraz drzew które są już na szczycie swego rozwoju, oczekujących powoli swej sennej rutyny uszczęśliwia wzrok każdego. Stukanie poranne dzięcioła pobudza człowieka do życia. Przez środek parku spaceruje młoda para zakochanych, nie patrząc na otaczający ich widok skupieni są na sobie i na wspominaniu przeszłej romantycznej nocy. Zadowolony widząc piękno tej chwili spaceruję dalej po mieście. Wychodzę na plaże i oglądam ruchliwe morze połyskujące jeszcze powoli kończącym się wschodem słońca. Niebiesko pomarańczowa polana którą przebija w oddali żółty statek który właśnie rozpoczyna swój pierwszy kurs tego dnia. Podnoszę swą głowę do góry i podziwiam piękne błękitne niebo, bez ani jednej chmury. Jakże wspaniały jest ten dzień. To właśnie świat który znam. Lecz w pewnym momencie chwila ta zostaje przerwana przez szybki świst nad mą głową po którym nastąpił głośny trzask, kula ognia która teraz oświetla na czerwono pobliskie budynki oraz krzyk ludzi. Tych samych którzy jeszcze przed chwilą byli skupieni swą poranną rutyną teraz biegną w mą stronę oraz mijają mnie. Nie wiem dlaczego ale nie mogę się ruszyć, stoję i obserwuje jak niebo które do tych czas było czyste, powoli się robi ciemniejsze z każdą chwilą, zapada noc w środku dnia. Widzę jak ludzkie życia kończą się na moim widoku, bez możliwości pomocy. Potwierdzając me obawy o niebezpieczeństwo nastąpiła kolejna eksplozją. Banda głupców wbiła nóż do tapet w kręgosłup giganta, nie zabijając go ale paraliżując. Spadające kartki papieru po ulicach nagle zmieniły się w wielką falę kurzu która rozpoczęła przepędzać ostatnich ludzi w tej okolicy, jakby to nie było ich miejsce. W końcu mogę znowu się poruszać, więc biegnę z daleka od tego widoku z płaczem w swych oczach. Coś jest nie tak, nie mogę zatrzymać swych nóg, ciągle biegnę. Tak więc kieruję się do najbliższego wejścia metra, w dół po schodach do już pustego pomieszczenia. Biegnę w stronę najbliższej ściany, uderzam w nią swym czołem mając nadzieję że stracę przytomność i skończy się ten koszmar. Niestety tak też się nie stało, lecz nie biegnę już. Pozostało mi tylko siedzieć w koncie holu, oraz łykać swe własne łzy. To właśnie jest świat który znam. Kamil. P 04.03.2023
  11. Gnieździ się człowiek w ciasnej izdebce O szorstką przestrzeń fason wyświechtał Zafastrygował nieco naprędce Przecież nic więcej zrobić się nie da Tańczą na bruzdach wyblakłe blizny Do rytmu łkania, łamią się dłonie Pęka monolit, wszystkie krzywizny Kiedyś barczyste, dziś obarczone Wie, że skazany jest na rozdarcie W ciągłej mitrędze nad rozwleczeniem Nieuchronnego wyroku w czasie Lecz ostatkami karmi nadzieję
  12. Zatapiam wzrok w twej pięknej twarzu zdobionej zadbanym wąsem i brązowym okiem zawstydzony podchodzę by po chwili odejść od twego skrępowania jak się boję bo cóż ja zrobię gdy wyznam to uczucie a ty ukąsisz mnie swoim gniewem i obnażysz nerwowym śmiechem cóż ja zrobię gdy zdam sobie sprawę że błąd to był usiądę na łóżku (we własny domu) i zrozumiem że jednak nie dane mi było pokochać ciebie utonę w korporacji która stale rozstawia czcigodne wisielce - a potem zawisnę dla spokoju dla weltschmerzu dla narkozy za skutek tamtej haniebnej rozmowy za skutek bycia jednostką alternatywną współczesnej szarańczy.
  13. W pokoju pełnym kobiet szukałam tylnego wyjścia, żeby się nie tłumaczyć powiedziałam „zaraz wracam" poszłam wzdłuż korytarza dotarłam do windy po przeciwnej stronie była sofa zmrużyłam oczy i zasnęłam z ulgą Śnił mi się świat, w którym już nie muszę przed sobą uciekać kiedy się obudziłam zaczynało świtać wciąż byłam obok.
  14. Zwieść rzeczywistość w jasne rejony Słownym aranżem niemożliwego, Życzeń nadmiarem (chociaż pobożnych) Odwrócić pragnę to, co minęło Lub chociaż przepaść w błogiej amnezji Życie przepędzić zmurszałym traktem Nieuczęszczanym, całkiem bez presji Na fidrygałki roztrwonić papier Byle być w ruchu – myśl rozpłatana Na silnym wietrze gubi swój impet Wróci o zmierzchu, pogmera w ranach O pierwszym wrzasku spełniona zniknie
  15. Tylko czekam na dzień sądu gdy zapadnę się pod ziemię Zrobię wszystko no bo nie chce dźwigać wyrok jako brzemię Zegar tyka serce bije w rytm Happysad zaraz pęknie Zagubione puste słowa słyszę "miało być tak pięknie" Bo zmieniłaś mi bieguny wiążąc pętlę wokół szyi Rwę paznokcie słysząc fraszki jacy byli twoi byli Czuwam wciąż na straży jutra gdy deszcz kapie mi na skronie Spływa z łzami po policzkach w nich nadzieja znów zatonie Idę drogą pełną kałuż w każdej widzę swe oblicze Kiedy pyta mnie dlaczego siedzę cicho i wciąż milczę Nie chce gadać o głupotach status jakby niedostępny Życie swe analizuje spójrz w me oczy ujrzysz błędy Mimo czasu, ciągłych starań zapomnienia czas nie nadszedł Ciągle widzę jej oblicze usta mówią "...już na zawsze" Miałeś być tym życia królem, miałeś rządzić dzielić trwać Gdzie nadzieja której czułe, słowa brałeś jako znak Teraz biegać chcesz po łące, zrywać kwiaty krocząc sam Żyjesz we śnie, z jego końcem, znajdziesz klucz do sensu bram Brać na bary więcej myśleć co przyniesie mi czas przyszły Być tam i tu jednocześnie rozpierdala wszystkie zmysły Sam już nie wiem czy są sprawne bo straciłem je dość dawno Mimo wszystko widzę dobrze ciemny tunel a w nim światło Zbierać siły chce do biegu ale czuję znów ten dotyk Strach przejmuje moje ruchy przez to nadal trwam w niemocy Może jutro mi przyniesie odkupienie czas spokoju Liczę na to coraz bardziej coraz mocniej czekam bo już Chce odpocząć od wszystkiego co wciąż spędza mi sen z powiek Wkrótce zasnę a więc proszę podpisz się na moim grobie Będę zbierał autografy na nim wszystkich moich braci Powiedz jak mam się zachować by żadnego już nie stracić
  16. Czy zrozumiesz gdy kiedyś przy kawie opowiem Ci o wszystkich spalonych mostach o niekończących się dniach i każdym z moich lęków Kiedy spojrzę Ci w oczy i zdradzę czemu moje się dziś tak pięknie nie uśmiechają gdy powiem że niebo nie raz czy dwa spadło mi na głowę aż traciłam gruz pod stopami moje kolana tak zranione od upadków a jednak wciąż tu stoję na nogach i otulać chce przerażone ciała moimi zmęczonymi od ciężaru ramionami gdy otworze się przed Tobą zdejmę z siebie strach a nie ubrania i powiem że można umrzeć a wciąż oddychać czy wtedy ty mnie zrozumiesz?
  17. Gdy mówiłeś mi ,,na zawsze" To co miałeś na myśli? Aż tak krótko dla Ciebie trwa nieskończoność? Jeżeli życie pośmiertne istnieje I jest wieczne To poproszę by ta wieczność była twoją wiecznością Bym nie musiała męczyć się zbyt długo.
  18. poezjaspodpowiek

    Lustro

    Stoję naprzeciwko, stroję niemego głosu barwy. Tonie w odbiciu prawda, stronię od niego jakby, To nie jest rzecz łatwa, Sumienie dźwiga imię na barkach, Skrada się za nim amoralizm, żyj zanim zamieszkasz w Arkham. Obraz próbuje pukać do drzwi, Przez które chce wejść Wybawca Oraz woła wniebogłosy, Lecz pragnienie uwolnienia rujnuje prawda. Może popatrz mi w oczy, Morze szumi, że jesteś podobny - aha... Boże poparz Łaską choć Duszy kącik By móc rozpoznać sztukę w powszechności. Lustereczko powiedz przecie komu służysz, ileś warte? Lekkość w ciężarze doświadczeń, może go kiedyś doświadczę. Po ilekroć pytać masz jeszcze czy te drzwi są otwarte? Skoro nie z mojej strony, to z drugiej odnajdziesz klamkę.
  19. lukaszktl

    Oczy

    Oczy Oczy, czym są oczy ? Mówią, że zwierciadłem duszy oczy są oczy są przejściem między światy dwa Ten wymarzony, spokojny ten który pragnie nasza dusza ten do których drzwi nasze serce każdej nocy puka. A ten drugi ? ten drugi to codzienność to co nas otacza czasem sobie myślę, że chciałbym uciec z tego świata Momenty ciężkie kiedy złość przytłacza kiedy znowu smutek rani moje serce Wtedy się czuje jak porzucony list w butelce Dryfujący w oceanie dniami i nocami, aż ktoś go dostrzeże swoimi oczami W oceanie tak pięknym, błękitnym jak niebo Że nie potrafisz oderwać wzroku swojego od niego Oceanie pełnym życia, pełnym nadziei lecz też tajemniczym i nieodkrytym miejscem na ziemi A gdzieś tam jestem ja w postaci butelki a moja dusza listem spisanym na wieki Lecz ten ocean nie zawsze spokojny niestety częściej bywa wzburzony Niszczycielska siła, sztormy, ogromne fale Potężne burze niszczy wszystko co mu na drodze stanie Tym oceanem jest ten świat który dostrzegasz swoimi oczami Bywam on piękny ale za często rani .. Więc ciągle pragniesz wracać do świata pierwszego gdzie nie ma smutku, nie ma bólu nie dzieje się nic złego Wracasz do niego każdej swej nocy Kładziesz się w łóżku zamykasz oczy I jesteś. Wszystko nagle staje się piękniejsze Ucieka smutek czy jest to Twoje wymarzone miejsce Myślami chodzisz po tym pięknym świecie Rozpiera Cię radość, czego chcieć więcej ? Może Miłości? samospełnienia ? tu możesz poczuć to czego w tamtym świecie nie ma Dostrzegasz piękno w każdym detalu tutaj w człowieku nie ma żalu nie ma tu krzywdy, brak nienawiści Tutaj się spełniasz wiesz na co liczysz I szukasz. Szukasz swym wzrokiem patrzysz w promienie słońca za oknem dostrzegasz piękno, błękitnie niebo cudowną naturę miłość bliźniego Nagle Twym oczom ukazuje się postać Oddech spowolnił , serce zabiło Emocje wzbudziły się w Tobie z niesamowitą siłą ! Jest coraz bliżej spogląda nieśmiało A Ty ? Ty zaczynasz rozumieć czego w tamtym świecie brakowało Niebieskie oczy, błękitne jak tamto niebo Spojrzenie tak głębokie nigdy nie widziałeś takiego dostrzegasz w nich dobroć, przepiękną dusze Już nie potrafisz od tego uciec .. Włosy kręcone, czarne jak najpiękniejsza noc Każdy jej uśmiech paraliżuje Cię wciąż Dołki w policzkach gdy się uśmiecha dostrzegasz to wszystko, każdy jej detal Nagle zniknęła, zniknęło to wszystko cała ta dobroć, miłość i bliskość Otworzyłeś oczy wracasz do świata, wracasz do świata w którym wszystko Cię przytłacza Znowu czujesz niemoc te złe emocje Wszystko dla Ciebie staje się obce lecz pozostała w głowie jedna ta chwila Myśl o tej dziewczynie, czy ona kiedykolwiek żyła ...?
  20. Obviam

    Romantyzacja

    Chciałbym, by moje halucynacje dotykowe me usta musnęły, stworzyły z policzkami relacje i po włosach lekko przejechały. Czemu drążą jak ślepe robaki pod skórą zakrwawione tunele? Wolałbym czuć płomienne dotyki pięknej kobiety na moim czole. Poprosiłbym me halucynacje wzrokowe aby mi pokazały nowe świata kolory i gracje, aby same uśmiechy stwarzały. Mam dosyć ciemnych ludzi patrzących na mnie jak na jakiegoś dzikusa. Mam dosyć fleszy oślepiających i walających się płatów mięsa. Zapytałbym me halucynacje słuchowe czy już znają nowiny o sporze dwóch farmerów o racje. Lubiłbym być przez nie pochwalony. Nie chcę słuchać szeptów nieznajomych. Nie potrzebuję stukotu kroków, twoich komentarzy nieuprzejmych i innych, głośnych, obcych mi dźwięków. Oddałbym wszystkie pieniądze świata, aby kiedyś moja schizofrenia nie była brutalnia i ciernista, ale piękna i pełna kochania.
  21. Słodka melodia pobrzmiewała wczoraj w moich uszach, oplatała mój umysł i duszę, a jej dźwięki pląsały wśród myśli. Moje emocje, do tej pory rozhulane, uspokoiły się pod wpływem tej cudownej muzyki. Miałem aż ochotę dołączyć do uczuć, zatańczyć też, czy zaśpiewać. Nie było mi to jednak dane, ale o tym później. Dziś nie słyszałem już żadnej muzyki – och, jak mi do niej tęskno. Zatrzymać się na chwilę, spojrzeć w niebo gdy z zewnątrz rozbrzmiewają instrumenty muzyczne – ostoje duszy, jakże to niebiańska chwila! Dzisiejszy świat to jednak nie raj, do piekła podobny jest niewątpliwie! Z ostatnim zagranym dźwiękiem ostatni promyk szczęścia pożegnał się ze mną, a w jego miejsce przyszedł pewien osobliwy stan, który nie sposób opisać, ale nie sposób również się bez tego opisu obejść. Zatem zmuszony jestem przekazać czytelnikowi parę epitetów, moim zdaniem pasujących do owego zjawiska. Frustracja jest najistotniejsza. Wiatr, który kiedyś ochładzał moje ciało w nadmiernie upalny dzień, dziś smaga moją twarz, mimo tego, że nastała już mroźna noc. Ptasi śpiew wnika przez moje uszy do wewnątrz, nie szukając tu niczego, ale karcąc mnie swym – przepraszam, że pozwolę sobie tak zbezcześcić piękno natury – jazgotem. Krew ma już dość, sfrustrowana przepływa przez żyły, albo wypływa poza ciało, myślę, że to znak (o tym również później). W gwałtownym i porywającym morzu emocji, z którymi przyszło mi się mierzyć, wyróżnić muszę odrazę. Czy słuchanie śpiewu ptaka dla ornitologa nie jest wspaniałym przeżyciem? Dlaczego zatem, mnie, tegoż właśnie ornitologa, tak to odpycha? To są tylko moje odczucia, które grają niestety pierwsze skrzypce (o ironio) w moim życiu. To nie ptaki, to nie jazgot i nie piekło, a ja sam stwarzam swój świat. A ów mój świat jest jedynym, który ma czelność zajmować mi głowę. Kiedy już wyjaśniłem czytelnikowi, że to ja jestem głównym powodem, dla którego melodia przemieniła się w zgrzyt, przejdźmy dalej. Leżę w marnym lesie, który szum swój przemienił w długi przeciągły dźwięk, pełen głębi i tajemnicy, jak i przenikliwego mroku. Oprócz tego okropny, ujadający jęk, kojarzący mi się z jakąś dwudziestowieczną machiną. Bór jest prastary, to niewątpliwe. Drzewa nie są już omotane liśćmi, niektóre nawet nie stoją już „w wyprostowanej pozycji”, myślę, że używając takiego pojęcia czytelnik będzie wiedział o co mi chodzi. Ściółki nie ma, runo leśne padło – leżę na gołej ziemi. Powinienem wspomnieć o pewnej, istotnej dość, rzeczy. Chcę jednak zrobić to w jak najdelikatniejszy sposób. Otóż, drogi czytelniku, nie żyję już tak jak ty. Celowo użyłem tego stwierdzenia, za życia byłem gorliwym katolikiem, wierzę zatem nadal, że śmierć jest słaba w porównaniu do Zbawiciela. Można w ogóle o niej zapomnieć, tak jak zrobiłem to ja.
  22. Oko przymknięte promieniem słońca, sumienie spięte na złoty zatrzask. Goreje w środku ogniem zamrozu, a w ręce dusza Piłata! Podaruj proszę traumę z jęzorem, co mówić zacznie gwarą niemowy. Stoi i patrzy bezkształtne cielsko, Bóg stworzył mękę bez głowy! Powiedz choć słowo spięte guzikiem, co ruszy umysł, odemknie pręgierz. Kajdany cisną w sercu i mózgu, patrzysz, nie mówisz... bo nie wiesz! Zazgrzytał zamek, wiatr drzwi już rozwarł, wolny człowieku w niewoli jesteś. Wyjdę... co dalej bo tekst na ścianach, krwią wypisany - ty w pestce! Strach ściska zęby z kąta do kąta, kroki jak szagi liczysz naprędce. Boisz się ściany pierwszej czy czwartej, trzepoczesz ciałem na wędce! "Nie jestem tchórzem. Tchórzem jest ten, kto się boi i ucieka. A ja się boję, ale nie uciekam." - Fiodor Dostojewski.
  23. Groszki_i_róże

    Mój kot

    Mój kot niczym Budda albo kamień przywieziony z podróży nie daje po sobie poznać że czuje strach każdego dnia umiera tak jak ja i Ty życie przelatuje nam przed oczami a on jakby pogodzony spokojnie dryfuje wewnątrz pewny swojej drogi Być jak kot, kamień, czy Budda.
  24. FilipDob

    Proste sprawy

    I nie pozwól mi odejść, chociaż świat nas chyba nie chciał. Na łóżku już nie jesteśmy, my tam tylko oddychamy. Płacze dzisiaj moja siostra, syreny i wielkie gwoździe, Które przybijają wieko. Mam nadzieję, że nie spalą. Chociaż będziemy podpałką. Mam nadzieję, że nie znikną, Wszystkie nasze głupie wiersze, Świadectwa naszej marności, Naszych wszystkich błahych uczuć, Wszystkich kaw na parapecie. Mam nadzieję, że nie znikną, te drobne problemy nasze. Głupie uwikłanie w sprawy, okienko, kołdra i strumień. Mam nadzieję, że te płuca, którymi oddychaliśmy, Nie będą musiały, oddechu nam łapać wczoraj.
  25. FilipDob

    Stolica

    Kochaj, żyj, bo póki jesteś, ma znaczenie Twoja kawa, Twoje łóżko, jego dłonie, jej skóra i nasze usta. Kochaj, żyj, bo póki oddech, płuca łapią jeszcze dzisiaj. Póki jest Twoja ulica, otoczona drzewem. Póki nie ma na niej krzyży, cmentarne powietrze ciężkie. Kochaj, no i patrz jej w oczy, Póki jeszcze nie oślepłem, by był błękit, było życie, była wiara w rzeczy wieczne. Co się nigdy nie stanie, ale gdyby upadło miasto, jak tama, przesz szpary, wylejeją się wszystkie strachy, Ciernie postrzępią stolice, a ktoś będzie klaskał, ktoś będzie się śmiał. A gdy upadnie najsmutniejsze miasto, które dziś piersią nas zastawia. Ma w opiece Twój ogródek, Twój spokojny spacer z psem. Ma w opiece biblioteki, ma w opiece kawę. Stoliki w kawiarni małej, gwar ulic, co widzisz ciągle. I gdy zatańczą po słowach, płomienie garniturowe, gdy przyjdzie zostawić dom, szukać miejsc, gdzie będę obcy. Zostawię w piwnicy wiersze, A gdy stąpi ktoś, stwierdzi, że może czuliśmy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...