Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'ludzie' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


  1. Zaprowadzę cię człowieku ciekawy, do miejsca pewnego. Po środku pewnego lasu. A jest to las smutny jak ogród oliwny oraz ciemny niczym lasy Teutoborskie. Znajduje się stary gród. Niczym nie różniąca się osada od reszty. Mimo wszystko jednak mając w śród swoich zasobów perłę. Piękny kryształ którym jest władca owego miasta, Mędrcem się nazywał oraz tak go mianowali ludzie. I słusznie, mężną ręką rządził. Rozważnie posługiwał się swym wojskiem. Służbie swej nie dawał surowych kar. Pisał on wiersze wielkie wspaniałe oraz podniosłe. Okazywał miłość najwyższą do swego ludu oraz swej kochanej. Przez lata panował on nad swym ludem oraz lasem. Brodę zapuścić zdołał nim odejść musiał. O wielkim władcą był on. Sprawiedliwie oraz sumiennie sądził winowajców wszelakich. "Niech żyje nasz pan!" wiwatowali ludzie za każdym razem gdy wracał zwycięski z potyczek z ludami mieszkającymi za wschodnim krajem ciemnego boru. Straż zbudował on złotą. Najbardziej oddaną i wierną. Lecz nastał dzień, tragiczny dzień, niech będzie on przeklęty. W którym tak wspaniały władca padł. Zmarł on ze starości, najbardziej szlachetny rodzaj śmierci pośród wszelakich jakie mogły spotkać mędrca, Nadeszły rządy syna jego pierworodnego. Młodego człowieka, syna jego oraz ukochanej jego. Mianował się on władcą ludu, dla ludu oraz nikogo innego. Padł! Padł jeden po drugim. Każdy jeden z licznej gwardii którą starannie przez lata jego ojciec budował. Nie od miecza nieprzyjaciela lecz przez władzę "Ludu". Strzeż się wierny i bohaterski rycerzu! Uciekniesz do lasu przed niesprawiedliwym losem. Tam też padniesz strzałą ugodzony barbarzyńską. Lub z konia zrzucony przez wściekły tłum. Leżysz tam teraz. Krwią wypełniasz kałużę. Nic stamtąd już nie urośnie. Bo tam gdzie przyjaciel bohatera niewinnie pada. Tam żadne drzewo, krzew, trawa lub grzyb nie raczy stanąć. Lud zabił kupca, barta i swego kapłana!, O bogowie! Dlaczegoż opuściliście swój lud wierny? Czy zbyt mało dawaliśmy wam ofiar? Jakiś to żart nam sprawiliście. Dając nam władcę największego władcę, filozofa wspaniałego. Tylko po to aby nam go odebrać i rzucić w nas człowiekiem klątwy. Okrutny los nasz, tych którzy dożyli ujrzeć śmierć. Śmierć w grodzie szczęśliwym. Smutne nasze żony, dzieci nasze pozostawione bez nauczyciela nie wyrosną na prawowitych ludzi, bydło nasze padnie i mięso z ów zwierzęcia niezdatne będzie do spożycia. Teraz, bogowie ujrzyjcie co przez was wybrany władca czyni z waszym ludem! Brata on nieprzyjacielem naszym, barbarzyńcą. Co naszego dziada i babkę bez problemu wykończył. Już lud wasz nie świętuję wielkich parad. Nie pamięta on dni, tych dni w których daliście nam wszelaką wiedzę na temat świata. Pamiętają teraz pogańskie zwyczaje, ciemne zwyczaje. Ofiary z ludzi nie winnych! Siedzicie na swych złotych tronach w chmurach, jakim trzeba być plugawym władcą. Aby zesłać swój lud w ciemną aleję. Pozostawić swe nowo narodzone dziecko pośrodku nie przyjacielskiego dworu! Niech ci bogowie którzy sprawili nam ten los, niech wstydzą się na wieki tego co swym człekom sprawili! Jeśli znajdzie się chociaż jedno bóstwo nasze pradawne. Które stanie w naszej obronie i wyzwoli nas z tego bólu. Temu będziemy do końca służyć. Przeto nawet my nie życzymy takiego losu naszym największym wrogą! Jeśli czytasz to człowieku. Jeśli nie padłem z boskiej wściekłości. I ludzie z niebios wszelakich nie spalili tego zwoju. Ratuj się i wszystkich twych bliskich kiedy pośrodku twych murów rodzimych, jeżeli nadejdzie władza niechciana. Władza ludowa. K.P 02.04.2024
  2. puste miejsca dwa w podziale zajęte czy jakieś wolne serca czy to duszę zacięte każdy inny nikt nie ciekawy jakie miny I deprawujące stany nękają osobę obok
  3. Szczury na schodach Dokąd tak biegniesz szczurze? — a do tych, co żyją na górze. Bo... powinni podzielić się z nami przestrzenią życia i zasobami. I tak czy chcecie, czy nie chcecie wszystkiego nie zjecie, nie przepijecie. Was prawie nigdy tutaj nie ma cień tylko, między ścianami czterema. A my, gdzie być i żyć prawa nie mamy ciemnością żyjemy, proch spożywamy. Wy i tak, prawie siebie nie znacie nas hodujecie, odruchy badacie. Poznać pragniecie ścieżki i myśli. Znaczenie obrazu, który się przyśni. A my, jesteśmy waszym koszmarem nie istotami, ledwie towarem. Widzę, ty także do góry zmierzasz wiem, bo mnie czujesz i zauważasz. Życzę ci więc o istoto, powodzenia wielkiej odwagi i... przemienienia
  4. d.n.n

    Ból

  5. zatorzak1

    Nasza Grupa

    Spotkałem kilku ludzi Na pewnym portalu. Najpierw wirtualnie, A później w realu. Gdy się z nimi spotkasz, Czas tam szybko płynie. Bo jak do nich trafisz, Jesteś jak w rodzinie. Potrafią rozśmieszyć, zszokować, zaskoczyć, W niektórych się możesz nawet zauroczyć. Na temat tej grupy powiem Wam niewiele: To są świetni kumple, więcej: PRZYJACIELE. Na przykład taki Mirek, Serce całej grupy, Ugości Cię ciastkiem, naleje Ci zupy. Ula, to dopiero gospodyni wielka, Użyczy Ci domu, gdy Ci serce pęka. Tomek Ciebie zszokuje, zaskoczy, rozśmieszy, Lecz gdy trzeba wesprze słowem, a nawet pocieszy. Emilka jak może to ugości w progach swoich skromnych, U Niej też zostawisz rzeczy dla bezdomnych. Nie opiszę wszystkich, drogi czytelniku, Bo ludzi na grupie naprawdę jest bez liku. Więc kiedy masz problem lub chandra Cię orze, Większość na tej grupie, tak jak może, pomoże. Andrzej Pawłowski, Warszawa 21.12.2020
  6. Quidem.art

    Zawalone mosty

    Ludzie jak gołębniki na słupach. Stada słów między nimi Z łopotem roznoszą o czym śnimy, Tyle, że nikt ich nie słucha. Ludzie jak burzowe chmury. Deszcze myśli zlewają na glebę, Sobie nie zostawią ani jednej, Bo wszystkie zbyt ponure. Ludzie jak fale na stawie, Co kończą wzburzone na brzegu, Ale robią wyścigi w tym biegu. Jak delfiny, prawie. Ludzie jak kamienie na stoku. Szturchają się i toczą lawiną. Nieważne, że ktoś tam zginął, Nawet jak stał z boku. Miłość to wszystko, czego potrzeba, Żeby ludzie stali się ludźmi, Ale tak jest najtrudniej, Bo mosty trzeba z piwnic wygrzebać.
  7. W mojej wieży samotni piszą tylko do mnie Płatności dziewczyny, którym niby się podobam ...a nigdy mnie nie widziały bony, promocje i Robert Lewandowski chce ze mnie zrobić bogacza
  8. pytasz mnie co robisz nic odpowiedziało W tym kraju gdzie tak wielu sprzedano.
  9. julciaz_

    Gwiazdy podobne do nas

    Dlaczego gwiazdy są podobne do nas? Gwiazdy, pojedyncze punkty, które prosimy o spełnienie marzeń, a co jeśli one tak samo nas proszą? A co jeśli tak samo potrzebują tego co my? Gwiazdy leżą w otchłani kosmosu, każda osobno i daleko od sobie, Ludzie, żyją razem, mimo tego nie mają wypełnionego serca, jesteśmy rozmieszczeni, jak gwiazdy, to od nas zależy czy znajdziemy ukojenie, które da nam osoba leżąca nie wiadomo gdzie. Może właśnie o to chodzi, podejmujemy wybory, aby dojść do tego o co prosimy. Julia Ziemiakowska
  10. kempa

    Cierpienie

    Często spoglądam przez zamknięte okno z zamkniętymi oczami Infantylnie się czuję mierząc miarą wagę okazywanymi uczuciami Egoistycznie spoglądam na siebie zamiast świata widzę schematy Rzucają zdania pod nogi, słowa wystrzeliwują z prędkością armaty Pogrzebałem własne gdzieś zmysły,zaufania nie ma gdy brak jest oddania Ignoruję już sam siebie, ludzie chodzą w maskach dla zdezorientowania Emanuję strachem towarzyszy mi nihilistyczna pustka płynącego świata Naturalność ucieka, brak poczucia winy za grzechami uciekają nam lata Indywidualizm staję się jedyną drogą współpracy panuje wieczne zgorzknienie Esencją istnienia jest zrozumienie siebie a finalizacją ludzkie cierpienie
  11. Pozoranci hipokryzji Płyną leniwie kukły marzann przez homoseksualistów topionych dzisiaj nad brzegiem.
  12. Skamieniałe więzy istnienia Upadam krucho przestrzenią w ciemność ptasią biel kruków.
  13. nie umiem mówić boję się ludzi lęk wciąż wygrywa z potrzebą jak to się stało że ta nieśmiałość jest dla mnie taką cholerą
  14. zachód słońca ma tak wiele powodów do smutku. ukrywanie uśmiechów konstelacji w zasięgu wzroku, niewiele nas inspiruje z wysoka, zmarznięte policzki pieszczące przy wejściu spali się na balkonie w swoim papierosie mój przyjaciel, który śni w nocy jak chmury o świcie wystartuje swobodnie i przyczepi się do ptaków ale całe to słońce się z nas śmieje podczas gdy my podziwiamy wczorajsze światło. bezlitośnie strzelając w skrzydła promieniami, horyzont pomaluje rany poległych łamanie pędzli - na żetony oświetleniowe, twórca rozmazuje płótna nową farbą. bezkresne niebo wypali się o zachodzie słońca, będą gwiazdy - czasem popioły i sadza. obraz jest nieziemski w oczach, do rozważenia szczegółowo, przynajmniej bliżej. splecione spojrzenia w jednym punkcie, marzeń samotników zabrał na dachy i tu stałem jak zwykle: zaglądam do kieszeni, ale ręce mi się trzęsą. ktoś rzucił mi z nieba zapałki - Dałbym papierosa, gdybym mógł sięgnąć Wdycham smutek partiami bez powodu Mrużąc oczy, unoszę głowę. ile bólu nie miałbym w klatce piersiowej, łatwiej, gdy ktoś w pobliżu się wypali po próbach przytłoczyłem nagrody inne niż słońce nie są potrzebne, że szlak oświetla pomarańczową nitką. aby życie ponownie zebrało się na ruinach losy zmieniają epoki bez patrzenia, podczas rysowania będą plamić palce gwaszem. Jestem szkicem, kolego od palety. wieczność na wieczność rodzi się sama i wszystko się powtórzy, ale nie kolory, cień nie będzie taki sam. każdy jest piękny i każdy inny, tylko widz nie zmieni ubrania do roli z czasem pętle będą się mocno zaciskać, zachód słońca ma tak wiele powodów do smutku. ale jeśli tak jak on wędrujemy w kółko, wtedy nawet koniec opuści nas na początku
  15. Zmęczony z mej tratwy widzę dwoje ludzi Fale ciągną na morze, że nie sposób wrócić Ona czasem jeszcze spojrzy Wzrok z moim złączy On trzyma ją bezpiecznie Chcę by trwali tak wiecznie Przez jej oczy walczę jeszcze momentami Wiosłem spróchniałym z wiatrem i falami Na próżno, dno skrywa kamienie Nie dopłynę już na jej ziemię Pomyślałem o chwili gdyśmy razem je wrzucali Tak łatwo że zbocza do wody wpadały Czuję się rozbitkiem,a jestem odkrywcą Patrzę w falę, rozglądam się za inną wyspą Porzucam plany powrotu, ta przecież jest zajęta Z falami już nie walczę, słaba moja ręka Dzień za dniem nabieram więcej krzepy Wiatr bardziej przyjazny choć nowy ląd daleki
  16. Brak mi przyjaciół, którzy osobę mą by na duchu podnieśli. Brak mi osoby, która gęstą mgłę moich myśli by przedarła. Ci, którzy tolerancją się szczycą, a w życiu codziennym jedynie opluć i zadeptać bezbronne pisklę potrafią. To oni szczytami hipokryzji, to oni szczytami ludzkiej marności.
  17. Stoję na peronie "Stacji Zew", wśród tłumu ludzi. Ale to nie jest zwykłe miejsce, Czytelniku. Tutaj przychodzą ci, którzy się poddali. Widzę ich wszystkich gdy zamykam oczy. Przerażone życiem, smutne twarze ludzi pełnych bólu i goryczy, którzy stracili wolę walki o siebie i swój los. A wśród nich ja. Ruch na tym dworcu nigdy nie maleje. Zawsze przychodzą kolejni. Na peronie panuje na ogół cisza, przerywana tylko stukotem wielu par butów, chrapliwymi komunikatami z intercomów i dźwiękami toczących się stalowych kół. Nikt tutaj nie rozmawia, nie ma o czym. Zresztą, nie widzą już świata poza swoimi problemami. Nie mogę już dla nich nic zrobić, nie chcą mnie słuchać. Nie taszczą za sobą bagaży, jedynym jest tylko ciężar ich dusz i kłopotów, które ze sobą przynieśli, próbując od nich uciec. A jednak nas wszystkich coś łączy, oprócz smutku. Wszyscy czekamy na dworcowy komunikat i łoskot toczących się kół. W końcu nie bez powodu to miejsce nazywa się "Stacją Zew". Pociągi tutaj nigdy się nie spóźniają. Wreszcie trzeszczący intercom nadaje komunikat, a na peron zajeżdza stalowa maszyna. Zbity tłum przegranych ludzi na ten widok tratuje się i przepycha, byle szybciej, byle prędzej, byle dalej od samych siebie. A przecież gdyby chcieli, mogliby zrzucić ciężar tego co ich dręczy. Wielu nie udaje sie dostać do środka wagonu. Byli też i tacy, którzy tak bardzo chcą się zabrać, że powchodzili na dach pojazdu, i trzymają się wszelkich wypustów i wystających elementów. W końcu pociąg rusza wraz z dobrze znanym mi odgłosem, zabierając ze sobą tłum. Mógłbym przysiąc, ze na twarzach niektórych widziałem uśmiech ulgi, zanim zniknęli w oddali, wśród hałasu maszyny. Na miejsce tych, którzy odeszli, już przyszli kolejni. Ci, którzy się nie dostali, zdając sobie sprawę, że nawet w tym miejscu zawiedli, zaczynali wyć rozpaczliwie na myśl o tym, że nie udało im się uciec od swoich problemów i siebie samych. Zamiast pomyśleć, ze może powinni wziąć się w garść, zawodzili przeraźliwie przez jakiś czas, aż nastała mi dobrze znana cisza. Przyglądam się temu wszystkiemu z pewnej odległości, próbując pojąć dlaczego oni wszyscy nie chcą już o siebie walczyć. Nie mogę zrozumieć. Zastanawiasz się pewnie, mój Drogi Czytelniku, dlaczego ja się nie przepycham w stronę wagonów, nie próbuje wsiąść i pojechać razem z nimi? Ja też czuje Zew. Ale w przeciwieństwie do nich wszystkich, stłoczonych na betonowej rampie, bijących się między sobą o każdy kawałek wolnej przestrzeni, ja nie chce jechać dalej. Ja tylko obserwuję. Mam nadzieję, ze rozumiesz.
  18. Ludzie wykorzystują. Ludzie za plecami nieprawdę mówią. Ludzie traktują jak psa. Wszystko się zmienia. Wszystko prawdę przekręca. Wszystko truje. Wszystko sprawia, że gorzkie myśli czar wskrzesza. Wszystkie spojrzenia. Wszystkie błędy. Wszystkie zdarzenia. Są nie do odkręcenia. Nie ma hamulca, który skuje lodem w kajdany
  19. Po nią sięgnąć Boję się, że znowu po nią sięgnę, że po prostu przegram. Nikt nawet nie spyta się jak się czuję. Ja chcę przecież tylko sięgnąć. Przeciąć swój delikatny nadgarstek. Patrzeć jak spokojnie spływa krew. Utonąć w niej bezpowrotnie. Nie mam już ochoty chwytać się już pomocy poręczy. Chcę po prostu utonąć. Właśnie to chcę zrobić. Po żyletkę sięgnąć. Kiedy ktoś podaje mi rękę, oddaje ją z niechęcią. Bo to tak bardzo kusi. Widok krwi kapiącej na podłogę. Nie potrafię wstać. Jestem delikatnym Płatkiem róży, który usycha. Wpadam w ogień. Nie czując bólu. Delikatna doń na moim ramieniu, unosi moją martwą duszę. Ta osoba zabiera mnie z rąk śmierci. Płacze w objęciach matki. Jej ramiona są tak troskliwe... Szlocham w jej szyję histerycznie. Zresztą nie wiem. Pragnę tylko wyjść z morza krwi. Na zawsze zostać w bezpiecznych ramionach.
  20. silencio

    o ludziach

    ludzie popsuci przez siebie opluci z głupoty wysnuci przez diabła wyżuci niech miłość ale i mądrość tu wróci co umysłu nie zabrudzi sumienie obudzi ogarnie tych ludzi
  21. Trudno jest mówić o stracie. Zamykamy się wtedy w komnacie z bólem serca. W radiu leci nasza ulubiona piosenka. To zaskakujące, Że w głowie nadal odtwarzam jej słowa. To wyrazy na zawsze straciły znaczenie. Nadszedł już koniec naszej przygody. To boli jak zabicie cząstki duszy. Tyle rozmów rozłąk i tęsknoty. Umieram psychicznie, Bo osobiście cię nie poznałam. Przed oczami skaczą mi zamówione wspomnienia. Tylko te dobre. Tych złych już nie pamiętam. Słońce w moim życiu dasz znaćmiewa. Mam prawo tęsknić i pamiętać. Nie potrafię wyleczyć się ze smutku. Czy to naprawdę jest aż tak trudne? Wyjść do ludzi i porozmawiać o tym co czujesz, Ale to niemożliwe, bo nikt tego nie zrozumie dopóki tego nie poczuje.
  22. "Azaliowy horyzont, paliowe słońce, Przyodziane pięknym, bursztynowym kocem, Obraz ten wyplata wzór dopełniony, Cudnym szmaragdowym kojcem. W którym leżą jaja, piękne, obłe, złote, Jakby zabrane spod czułej matczynej opieki. Gdzieniegdzie skrzydło motyla łopocze, A ja poeta ze skrytością komentuję jego wdzięki. Każde z tychże jaj choć tak podobne, Kompletnie inne, jedne szare, skromne, Drugie w ogrom barw malowane. Fale się odbijają, gdzieś na widnokręgu, Gdzieś w oddali widać, jak kapitan okrętu, Heroicznym aktem próbuje go ratować, Choć, na pokładzie bez śladu zamętu, Mętna woda pochłonie go rychło, Czas kapitulować."
  23. silencio

    ten świat

    w tym świecie już stacza się każdy ludzie to głupoty marionetki i błazny w tym wieku to musisz jeśli się nie skusisz jesteś jebnięty zamknięty w klatce nieposłusznych bez zabawy prawy wielkoduszny gdy nie chcesz wygody jesteś za młody dziecinny na pewno nie po prostu inny
  24. Ludzie, prosta definicja. Teoretycznie, każdy z nas jest tym czymś, lecz nie każdy wie kim. Można porównać to do miłości. Piękne zjawisko. Niby pisane spotkać ją na swej drodze, pomimo że są tacy co zakopali to uczucie głęboko w żelaznych trumnach, bojąc się że kiedyś ktoś otworzy wieko i wypuści ból, cierpienie i życia zgorszenie. Przecież zachowanie to takie nieludzkie, choć z perspektywy minionych lat, wiem jedno. Ludzie przestali być ludzcy, a co ludzkie jest im obce.
  25. Upiory Jestem sama między ludźmi , bojąc się jak trzylatka potwora spod łóżka Tyle lat upłynęło a nic się nie zmienia. Poza jednym. Potworów jest coraz więcej, jak zwierzęta zabijają bez pamięci, pragnąc zemsty. Widzimy ich codziennie, patrzymy w ich zamglone, pozbawione blasku oczy. Podajemy im rękę na powitanie, wpuszczając ich do naszego życia. A oni jak wampiry wysysają z nas szczęście. Czasem między nimi chodzą anioły, ale potwory wytępiły ich do okrągłego zimnego zera. A ja błąkam się wśród nich, modląc się by ich dni się skończyły. Bo wtedy wrócą anioły z niebiańskiej krainy. Gdyż ludzie to upiory spod krwawej godziny.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...