Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'przemyślenia' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


  1. ja_wochen

    Pustka

    w tym samym miejscu drzewa wydają się być rozproszone chociaż stoją w szeregu jak zawsze z koroną dźwigają swój majestat czuję ten wiatr jest tak blisko jakby otulał jedwabiem nie rozumiem o czym śpiewa marznę w blasku słońca za siebie płynie tylko myśl pewnie dlatego że jestem tu bez Ciebie
  2. ja_wochen

    We mgle

    lubię poranki we mgle wyraźniej widać kiedy oczy nie patrzą kolory z marzeń sennych układają się w obrazy za którymi tęsknię ten moment ciszy wydaje się być otchłanią w której chowam złe portrety skąpany w rosie coraz śmielej otwieram zmęczone powieki
  3. Jakże to tak, bezczynnie mi stać?! Kiedy serce strwożone i umysł wkurwiony wykrzyczeć chce, jakże polskie - Kurwa Mać! Jak dziecku spojrzeć w twarz i powiedzieć, że nie musi się bać, gdy karzełki w czarnych gajerkach zwykły na nas szczać?! Jak matce wytłumaczyć, że zmienił się świat i nie ma co w zamian dać?! Boję się pytań, które mogą paść z ust mojego syna. „Tato, dlaczego musimy kraść?” I czyja to będzie wina, gdy ktoś chwyci za broń i wymierzy ją w ojcowską skroń? Bo stać się tak po raz kolejny może, że sprawiedliwości szukać będziesz w czyjejś śmierci i przerażeniu. W pustce następującej po krzyku i władzy zatraceniu.
  4. Przymierzyć pantofelek Na mosiężne stopy Dogonić jedwabny szlak W ramionach, w których nie czuć ciepła Gubi się zamyślenie Tęsknota uskrzydlona nad zielonym lasem Bliżej szczytu powietrze rzadsze W piersiach trudniej poczuć Świeży powiew miłości Jeden zgiełk tysiące śladów Boso po kamieniach pragnij Smakować kroplę ze źródła Zatrzymać w dłoni płatek śniegu
  5. Czuję się jak po drugiej stronie stołu Gdy rzucam tymi kłamstwami w twarz Jesienne liście, umysł płonie znowu Chowa się pod moimi warstwami fałsz Uciekałem przed problemami Co kryją się w mojej głowie Chowałem się za monetami Co żyją wciąż po złej stronie Pościg z nieoczekiwanym zwrotem wydarzeń Teraz one uciekają przede mną Czuję się jak na drugiej stronie medalu Nie pamiętam imienia żadnej z nich Jesienne liście, mam dłonie z metalu Chciałbym być tym, kim pragnę być Gonię za uśmiechem nawróconych dusz Zwalczając w kartce oddech przeszłości Tonę z echem niespełnionych snów Maczając palce w słodkiej wieczności Demony w głowie terapeutycznym złotem przeważę Przekonany, że prędko nie klękną Czuję się jak po długiej drodze A stoję w miejscu, łamiąc ich serca Taka gorzka prawda, której słodzę Jesienne liście trawią me przejścia
  6. Potargałem myśli Zaczesane Elegancja dławi się Próbuje ubrać szyk W zgrabne słowa Nie układa się W kolejność Pragnień Bo są Częściej nagie Wędrują ścieżką Boso Słowa delikatnie Muskane tylko O krawędź Klawiatury Jakże inaczej Na pięciolinii Wybrzmieć można Poczuć Zapach szczerości
  7. Powietrze zastyga Kiedy zbyt wolno Zamieniam myśli w słowa Gęstnieje Chwila zatrzymuje obraz Na fotografii Nie widać uczuć Trudno ubrać Kolorowy żakiet W pochmurne dni Powietrze zastyga Kiedy cisza Daje do zrozumienia Krzyczy prosto w twarz Zagląda nieśmiało Wzrok utkwiony Wstrzymuje koło czasu Wspomnienia Oplecione pajęczyną Drętwieją Późno już powietrze zastyga Kiedy zbyt wolno Zamieniam myśli w słowa
  8. ja_wochen

    Przyjdź boso

    Opowiem o ciszy Jak rozkłada mocne ramiona Zmęczone myśli Tuli do snu Pozwala zatrzymać się Usiąść na łące Jak odgania Słowa niespokojne Otula szalem Z białego jedwabiu Pachnie lawendą Kołysze się leniwie Zawilec żółci Do buczyny Tylko bąk zwyczajny Niezdarnie brzęczy Zapomina się Tego lata Wyjątkowo W koronach drzew Chowają się marzenia Czasem Przesiadują w obłokach Opowiem o ciszy Proszę przyjdź Boso
  9. ja_wochen

    Naokoło

    Suma myśli Ubranych w strach Stanowi różnicę Dwóch światów Na orbicie Krąży pożądanie Odbija światło słońca W jednym z nich W zwierciadle przegląda się Czasem zagląda w okna Pełnych obaw Samotność To tylko kawa bez słów Namalowany świat Na błękitnym ekranie W lustrzanym odbiciu Pełen obaw Czasem zaglądam w okna W zwierciadle przeglądam się W jednym z nich Odbija się moje światło Krąży pożądanie na orbicie Dwóch światów Stanowi różnicę Ubranych w strach Wszystkich moich myśli O Tobie
  10. Delikatnie musnąłem powiew wiatru Nie rysując kształtu Opłynął mnie jak ziemię Wyobrażam sobie błękit oceanu Rozkwitłe palmy W ramionach cienia ukryty chłód Rozkołysane fale w rytmie słońca Drobinki piasku Z których układam korale Perły zachowam w sercu Podróż życia Zakończę wśród swoich Słów zapamiętanych łez Szczęścia z odrobiną gorzką Spokojny syty chwil
  11. Nie zerwany Bukiet polnych kwiatów Usycha na łące Spacer którego nie było Zaklina księżyc Od światła przegania ćmy Przegapiłem zapach lasu Twoje marzenia Wybacz mi
  12. Kiedy odchodzisz Dobrze dobierasz słowa Jak buty do sukni I torebkę Zapach perfum Leniwie unosi się Z przepoconej pościeli I naszych fotografii Kiedy odchodzisz Zamykam Serce na klucz Tylko nie drzwi
  13. W dwóch ruchach wstałem nagle ze snu zbudzony koszmarnego Pustynia mi się śniła czułem jak usychałem... Serce mnie boli coraz mocniej Serce nie bije już dla nikogo W samotności robię wszystko co zechcę Uśmiecham się i płaczę Słucham muzyki raz koszmarnej raz pięknej Piszę raz bezsensu a czasem z sensem Ucieka tak mi ten czas w udręce Nie widzę słońca i widzieć nie chcę Tasuję swoje karty co dzień Raz rzucam o ścianę by wszystko w diabli poszło A czasem układam domek z kart Być może powróci uśmiech Czcze jednak nadzieje Naiwne te oczekiwania Tak zeschły mam być już wiem Nic nie poradzę Posilę się tą suchą paszą Bez smaku Bez barw Nawet bez świecy Chyba, że tylko znicz A tam już spokój... Wiersz z tomiku poezji mojego "Gnioty"
  14. Jeszcze tylko Łyk świeżej rosy Wiadomości z pierwszej ręki Już mnie nie obchodzą Jeszcze tylko Garść ziemi mojej W cudzym garniturze Pokładać się nie przystoi I to by było na tyle Nie odbiorę już telefonu Poza zasięgiem Nieurodzaj na słowa
  15. Jak Ominąć słowa Nie obudzić Spacerując Zanurzonym w ciszy Na palcach Jak Nie spojrzeć w oczy Głęboko Nie utonąć W mocnych ramionach Jak Pokazać obojętność Sercu w płomieniach Opowiedzieć O płatkach śniegu Jak
  16. Wypijmy do dna. Za szczęście i jeszcze brak łez. Uschnie tęsknota z nadmiaru deszczu. Z ciężkich chmur. Zatańczmy na obręczy na trzy cztery. Walc. Potem tango. Przechylmy czarę goryczy do ostatniego słowa uwięzionego za szkłem. Ostatnia kolejka smakuje nad wyraz. Każdy moment przenika do głębi. Szkicuje węglem . Ogrzać zimne spojrzenie nikt nie ma siły. Ten czas przepływamy wpław. Do cna. Do dna.
  17. Szybciej Wyżej Wchodzę na szczyt Mijam opieszałych Opadłych z sił Z marzeń Dach świata Nie rusza się z miejsca Rozgląda się czeka Zbieram się w sobie Zostawiam niepewność Najbliższym Mierzę wzrokiem horyzont Zazdrośnie patrzę jak tańczy Liczę każdy krok Przed zachodem Stawiam ostatni ślad Jestem Wolniej w dół schodzę Dach świata oddala się Wracam do miejsc W których bywam zawsze Przykrywam dzień pierzyną z chmur We śnie czuję zapach wspomnień Czarnobiałe odkładam Na inny czas Kawa wtedy smakuje barwniej Przynieś własną filiżankę Będę
  18. Ze złych rzeczy nie ma zysku Ekonomia opiera się na dobrobycie bez meritum nie ma sensu Pies i jeleń mogą żyć razem ale nigdy nie będą tym samym bez zadośćuczynienia przeprosiny są puste krowa podobno głupia… swój rozum ma drzewo nie wzejdzie bez dobrej wody Miernota zawsze lubi błyszczeć garnki nie wytrzymają śmierci Poezja nie może zapominać o ciele gdyż miałaby brzydką twarz Muzyka ma wiele głosów Woda święcona nie zmyje złej woli lordowie bez sympatyków są bardzo biedni w koleżeństwie też jest równowaga problemy lepiej rozwikłać niż zdusić Prawda i spokojny rozum są znacznie lepsze niż kłamstwa cnota nie budzi sprzecznych myśli Głupota jest bardzo błyskotliwa ale mało widzi Dobra wola zawsze znajdzie dobry nurt trwałość to często nie siła wyobraźnia nie może przysłaniać dobrych realiów Róża nie poradzi na to że jest różą . ważne że nie jest diabłem ryba rybie nie równa kot umie wytrzymać upokorzenie gdy coś nas zaskakuje warto się zastanowić poczucie kontroli to brak twardej kontroli zły pies rany nie zagoi Daniel bez równowagi to szkodnik, nie wszystko to pliki do ściągnięcia Chaos informacyjny nie prowadzi do równowagi nie każdy kolor to szczęście Wszelkie zasady wywodzą się z prostych reguł Piękno nie jest krzykiem mody uroda to przymiotnik równowagi nie nadmiaru ponura dorosłość nie jest warta rezygnacji z dzieciństwa nie dobrze mówić tylko o skrajnościach wścibstwo to nie zrozumienie tani blichtr nie stanie się mądrością to co wieczne może być tylko dobre , zło to żaden dorobek natura wszystko wie , potwory żyją krótko dobrobyt polega także na nie tworzeniu potworów Człowiek i środowisko tworzą istotę istnienia ludzkości nie warto zbytnio myśleć o zaświatach gdyż gubi się życie reguły życia nie są nudne a niezłomne, fajerwerki trwają krótko życie to coś innego niż maszyna piękno idzie w szeregu z prawdą i dobrem niedokonanie to trudna sztuka Zło poparte złem i tak jest złem tulipany to nie irysy zbyt twarde reguły się kruszą zło nie ma dobrych przymiotników zniszczenie nie prowadzi do sukcesu woda omija kamienie w strumieniu
  19. Tomasz Kucina

    Bumerang

    graphics CC0 Boo-mar-rang kij samobij który wraca do ciebie drastycznym słowotokiem kolejny cielęcy poeto jesteś Aborygenem nakładasz farbki na permanentne oblicza lirycznej imaginacji rzucasz słowem o wiatr a bumerangiem wracają ciosy krzyczą jak wyrywana z korzeniem mandragora z nasienia społecznego wisielca pod szubienicą traumy poezja nawiguje marzenia Suahili bantu mówi ci: „hakuna matata” więc popłyń w slangu z Królem Lwem: „wyluzuj” i „nie martw się” o detale traktuj swobodnie podchody od wen Zanzibaru kosze na węgorze tykwy bataty z waka „Araiteuru” złowieszcze wiersze rozbitym statkiem z legendy Maorysów zaklętym w głazy Moreaki jak zabarwione na szaro septarie Zelandii po których skacze sztorm słowo zapyla kosmos to: czapy polarne Marsa od sondy „Marinera” cykliczne burze suchego lodu twój tlenek indu pod ekranem smartfonu prószy srebrem w paginach drogi mlecznej – godz. 17.18; 9.04.2021.r
  20. graphics CC0 myśl autora: moda na podbój kosmosu, realizuje się dokładnie w praktyce poniżania Ziemi. podważenie Marsa. (nie)polityczne w Arabii Saudyjskiej nie ma ani jednej rzeki w suchym korycie Muhammad ibs Salman zakopuje riale i rośnie pkb w przeliczeniu na osobę tak. na Marsie nie ma jeszcze ludzi. to kwestia czasu o sol'e mio. gdybyś był rzekł o moje słońce przysmalaj jak w Neapolu pospołu skazaniśmy na siebie strażnico dwóch świątyń. kulo monarchii absolutnej kiedyś hen na Marsa eksportują owce. nam się nie śpieszy. baranki pokoju w kanionie Valles Marineris zeżrą kamienie. przylecą z Falklandów. tyle ich za dużo na mieszkańca przypada aż dwieście merynosów. szanowny Marsie. wiedz nam nie podskoczysz. na Malediwach najniższa góra na ziemi ma zaledwie pięć metrów nad poziomem morza którego i tak nie masz. czekan z podnóżka prosto w szczyt więc gdzie tam twój Olympus Mons? maszkara gigantyzmu. małe jest piękne a gwiazdy twej elektrownia nie grzeje jak wody Norwegii ze źródeł odnawialnych z Prudhoe Bay na Alasce do Ushuaia w Argentynie okrążę cały twój równik mamy tu Kraków. w kaplicy Św. Gereona fikcyjny bóg Sziwa podrzucił magiczny kamień i boska energia uzdrawia ludzi za darmo przez czakram wawelski w Karpaczu na ulicy Strażackiej przy potoku Łomnica szwankuje grawitacja samochody na luzie wtaczają pod górę. woda płynie na sztorc. wertykalnie daleko ci Masie do naszej Ziemi? i brak ci oddechu. (poczekaj)...
  21. Prism

    Wybaczcie

    Na morzu otchłani, w umysłu sanskrycieTrwa życieNie tworzy, nie niszczy, na szali wciąż ważyDusz bycieZawraca, wciąż błądzi, ucieka i wracaLecz skrycieWciąż marzy i błaga o wolności bycieW niebycieProwadzi na smyczy swe żądze i egoLecz czasemZe smyczy się zerwie i pędzi na ludziZ hałasemI krzyczy i wrzeszczy i skacze i tupieW skorupieSwej jednak wciąż płacząc umiera, wybaczcie...Wybaczcie
  22. Czas tępiący ostrze moich liter bez jakiejkolwiek łaskawej empatii, biegnie nieubłaganie. Chytra dorosłość konsumuje łakomie resztki mojej weny,mojego żalu, zainteresowania. Tysiące pytań zastepuje niechęcią w uzyskiwaniu odpowiedzi, dojrzałą obojętnością. Słowa na kartkach nagle są ciężkie, pomarszczone i bezwonne. Przepełnione niegdyś wylewającymi się negatywnymi emocjami przekształciły się w żelazne i zimne, ciężkie i tanie. Wysmarowane niedawno prawdziwością i niedojrzałością. Przyprawione różnorodnymi dowodami czucia. Słone łzy, gorzki żal, słodka krew, ostra złość, slodko-kwaśna prawdziwość. Dziś jałowe i nudne jak wszyscy dorośli. Termoklima życiowa. Oziębienie związane z doświadczeniem głębokości wód egzystencji. Nieprzystosowana do picia słona woda napajająca człowieka wybrakowanego w skrzela. Topielce przeradzające się w syreny dzięki reinkarnacji lodowatej dorosłości.
  23. graphics CC0 sarkazm epokowy na łonie kontynentu [First Dream]: Ulko- bisurmańska branko śnie grzeszny w łonie Salonik w kramie migdała z sezamową furtką sprzedałaś się niczym banknot dzień później w rotacjach pępka miss z Olimpijskiej Riwiery w Kokkino Nero za prędka jej wargi głodne Wenery [Second Dream]: gül suyu tuliła nam nozdrza w wąskich tureckich zaułkach Izmiru gorące bazary zapachy świeżego chleba a ty krążyłaś z Derwiszem [Ulko] wirował turban? wśród kramów i porcelany i z tobą rumienił się kebab [The third Dream]: gdzieś zagrał ktoś na sitarze słońce raziło w Bombaju koszule pełne bawełny indyjska kobra na haju z rozkoszą czciliśmy kokosa znów śmiała się młoda Sari pijani w oparach miłości na fali zamętu na fali na ragach na talach Bombaju [Final Dreams]: aż nagle niespodziewanie wybuchłem w twym łonie in blanco z orientu różową kapsułką ze śliską barując się halką i dłoń zsunęłaś na ziółko tambura bansuri pod lampą okryta [rzecz jasna] burką DZIŚ-TAK MI SIĘ ŚNIŁAŚ Ulko- — * wiersz w charakterze tragikomicznym, bardziej żartobliwym wręcz prześmiewczym
  24. Wyrwany manipulacją Uschnięty nadziei iskrą Kolce bezwzględne Ziemi suchota pod pustynnym wzniesieniem Wicher świszczącego pyłu Pochłonął żywe duszę Przetrwał tylko ten jeden kwiat
  25. Autoanaliza uruchomiona przez zdrowy rozsądek Czas goniąc powtarzał 'czas zrobić tu porządek' ! Pronto! Wycieram pokryte kurzem marzenia.. W koszu lądują bolesne i złe wspomnienia.. Segreguje uważnie wszystkie zyski i straty! Wnioski pochowane w zakamarkach wyciągam za szmaty! Delete! Niszczę wielką pajęczyne w rogu! Zaplątanych w nią zawistnych ludzi i wrogów! Wiedzieć nie chce nigdy więcej zaklamanych gości.. Żerujących jak pazerne hieny na mej naiwności! Błędy, porażki i kosz wypełniony brudami. Zakopuje w ogródku wraz ze swoimi słabościami.. Oczy będące jedynymi oknami na świat Wycieram z mydlin tworzonych od lat .. Zalane łzami policzki proces oczyszczenia Niespełnione obietnice, zbędne nadzieje i złudzenia.. I kłamstwo mające krótkie nogi.. Zmywam wraz z przeszłością z psychicznej podłogi..
×
×
  • Dodaj nową pozycję...