„Ziele na kraterze” to powieść autorstwa Melchiora Wańkowicza, którą wydano w roku 1957, a napisano w 1951. Dzieło to przedstawia losy rodziny Wańkowiczów i życie dwóch córek autora. Część wydarzeń rozgrywa się w trakcie II wojny światowej, w której ginie starsza córka pisarza, Krystyna. Dzieło to jest napisane dla niej, by zachować Krystynę w pamięci i utrwalić jej niezwykłe losy w historii literatury polskiej.
Spis treści
Powieść zaczyna się od narodzin i pierwszego okresu życia obu córek Wańkowiczów. W okresie dzieciństwa Krysia często chorowała, a młodsza, Marta, była silna i zdrowa. Z nią rodzice nie mieli problemów. Rodzice różnili się między sobą stosunkiem do córek. Mama była ciepła i łagodna, śpiewała im i opowiadała im bajki. Ojciec z kolei ze wszystkich sił starał się je przygotowywać do dorosłego życia, przez co zastawiał na nie pułapki i wplątywał w trudne i zmuszające do myślenia sytuacje. W zabawach pojawiały się tak zwana szczypy z zakrętasami, które były bolesne i skuteczne, karano bowiem nimi dziewczynki za rozmaite przewinienia.
Potem dziewczynki zaczęły uczęszczać do szkoły, a ojciec chętnie usprawiedliwiał je w przypadku nieobecności, oczywiście jeśli wolny czas wykorzystały pożytecznie, na przykład na wycieczki czy wyprawy turystyczne. W domu Wańkowiczów organizowano liczne zabawy, konkursy literackie i inne zajęcia, które miały rozwijać dzieci pod względem intelektualnym. W czasie wakacji rodzina przebywała w Bezku i Jerce, dawnej posiadłości należącej do rodu Wańkowiczów, odwiedzano też Jodańce, skąd z kolei pochodziła matka. Dziewczynki poznawały tam nie tylko historię własnej rodziny, ale też swojego kraju. Ich przodkowie bowiem uczestniczyli w powstaniach i walczyli w trakcie I wojny światowej, a bracia matki oddali życie za ojczyznę. Dziewczynki uczyły się patriotyzmu i tego, jak ważna powinna być dla nich ojczyzna.
Rodzina pomogła w pewnym momencie Wańkowiczom, co zaowocowało wybudowaniem ich wymarzonego domu, określanego przez nich jako Domeczek. Miał on cztery piętra, z czego na ostatnim niepodzielnie królowały dzieci. Całość była bardzo wygodna i przestronna, zapraszano tam często gości Zofii i Melchiora, ale Krysia i Marta także sprowadzały swoich własnych towarzyszy zabaw. Ojciec obiecał dziewczynkom kupno koni, jeśli te przyswoją sobie dobre maniery i wyznaczył na to pewną kwotę. Każda gafa powodowała odjęcie z niej pieniędzy. Ostatecznie konie zakupiono już po pół roku.
Imieniny domowników były zawsze pretekstem do hucznej zabawy. Ojciec obchodził własne w święto Trzech Króli i wtedy dom odwiedzało męskie towarzystwo i obficie spożywano alkohol. Mama z kolei organizowała dla swoich koleżanek wytworne przyjęcia, a dziewczynki przygotowywały huczne zabawy, które obejmowały swoim zasięgiem cały Domeczek.
Marta spędziła wakacje z ojcem i zaczęła wtedy pisać i wysyłać felietony do młodzieżowego czasopisma zatytułowanego „Płomyk”. Na początku było jej trudno, ponieważ ojciec postanowił nie pomagać swoimi znajomościami i stwierdził, że jeśli córka ma talent dziennikarski, to sama sobie poradzi. Okazało się też, że taka praca wymaga wiele wysiłku. Wańkowicz nauczył Martę wszystkiego, co musi wiedzieć reporter, na przykład planowania tekstu, urozmaicania go komentarzami, a potem oceniał wszystkie jej próby. Dziewczynka długo przygotowywała jeden z tekstów, aż wreszcie ojciec uznał, że może go zanieść do redakcji. Tekst wydrukowano, a ojciec czuł ogromną dumę z Marty.
Po całorocznej pracy rodzina spędzała razem wakacje, udając się na przykład na długie, krajoznawcze wyjazdy czy zagraniczne podróże. W czasie wypraw po kraju odwiedzano przy okazji znajomych i przyjaciół rodziny.
W Domeczku były pary, czyli mama-Królik i ojciec-King, potem dziewczynki Krysia i Marta, kucharka i służąca, szczeniak Gaweł i kotka Malwinka. Parę stanowił też kajak Kuwaka i samochód Kacperek.
Wyjazdy samochodowe wiązały się z silnymi emocjami, zwłaszcza że początkujący kierowca Wańkowicz często ulegał różnym wypadkom. Zbyt gwałtownie ruszył autem i wpadł pod ciężarówkę, zdarzyło mu się też uderzyć w wóz browarowy. W samochodzie wożono misia o imieniu Baltazar. Wyprawy były zatem wyprawami Trzech Króli - forda Kacpra, kierowcy Melchiora i niedźwiadka Baltazara.
Córki dorastały, aż wreszcie nadszedł czas ich matur. Wiek dojrzewania wiązał się jednak z pewnymi kłopotami, ponieważ Martę w szkole oskarżono o spiskowanie i chciano ją usunąć z placówki tuż przed egzaminem dojrzałości. Marta porozmawiała jednak z dyrektorem i sytuacja skończyła się dobrze. Obie siostry zdały maturę, a następnie ruszyły w obiecaną przez rodziców wielką podróż rowerami po Europie, w której towarzyszyła im matka. Po zakończeniu wyprawy Krysia wyjechała, by odbyć praktyki w Jodańcu, natomiast Marta kontynuowała w Szwajcarii rozpoczętą naukę.
Szczęśliwe, rodzinne życie przerwał wybuch II wojny światowej. We wrześniu cała rodzina przyjechała do Domeczku i spotkała się w całości po raz ostatni. Ojciec bowiem wkrótce opuścił kraj i wyjechał do Włoch, a następnie rozpoczął pracę jako reporter na Bliskim Wschodzie. Matka wysłała Martę do Stanów Zjednoczonych, gdzie ta zamieszkała u rodziny swojej koleżanki z pensji, czyli Betty. Młodsza Wańkowiczówna została tam, pisała powieści i pracowała jako dziennikarka, mama i Krysia mieszkały za to wciąż w Warszawie. Mama udzielała się w kwestiach związanych z pomocą innym, a Krysia zaczęła studia na tajnym uniwersytecie. Wybuchło powstanie warszawskie i dziewczyna bez wahania dołączyła do walk. Starsza Wańkowiczówna zginęła w powstaniu jako łączniczka.
Ojciec przez długi czas starał się wysyłać listy do swojej rodziny, ale młodszą córkę spotkał dopiero, kiedy ona sama była matką dwóch dziewczynek, a żonę w roku 1945. W Warszawie Zofia nieustannie poszukiwała jakiegoś śladu po starszej córce. Ostatecznie dotarła do łączniczki Leny, która na własne oczy widziała śmierć Krystyny.
Następnie Zofia ruszyła do Włoch, by tam spotkać się z mężem po sześciu latach rozłąki. Tam też dotarła do nich wiadomość o narodzinach córki Marty, czyli Anny Krystyny. Wańkowicz napisał też list do zmarłej córki, w którym obiecał jej, że napisze o niej i o ich rodzinie książkę, która pozwoli następnym pokoleniu, w tym małej siostrzenicy Krysi, czerpać nauki i poznawać przeszłość swoich przodków.
„Ziele na kraterze” to powieść, w której sam jej autor, Melchior Wańkowicz, odgrywa rolę narratora. Opowieść zaczyna się w momencie, w którym na świat przychodzi pierwsze dziecko Wańkowiczów, Melchiora i Zofii, czyli córka o imieniu Krystyna. Wszyscy cieszą się z powodu tego wydarzenia, ale niestety wcześniej rodzinę dotyka tragedia. Umierają bracia jego żony, Zofii i to w trzytygodniowym odstępie. Wpływa to na samopoczucie młodej matki, która wiele uwagi skupia na dziecku, niezwykle się o nie troszczy, boi się o jego zdrowie i życie.
Zofia ma powody, by troskać się o swoją córkę. Nie ma ona mocnego i zdrowego organizmu, od chwili narodzin trapią ją rozmaite choroby, miewa ataki bardzo wysokiej gorączki i cierpi z powodu nawracających duszności. Wszystko to bardzo trapi młodych rodziców i nie pozwala im na odpoczynek, starają się pomóc córce. Kontaktują się z wieloma lekarzami, jednak oni nie wiedzą, co wyniszcza organizm malutkiej dziewczynki. Wreszcie jednak Krystynę bada pediatra Szenajch, który oznajmia, że duszności są połączone z nerwicą, która ma się już rozwijać u dziewczynki. Lekarz proponuje też na to lekarstwo, które trzeba sprowadzać z Paryża. Okazuje się ono jednak skuteczne i dziewczynka odzyskuje siły.
Po tych wydarzeniach rodzi się druga córka Melchiora i Zofii, czyli Marta. Przychodzi ona na świat w majątku Tola należącym do brata Wańkowicza, gdzie na krótki czas z Warszawy przenosi się cała rodzina. Krysia zaczyna więc nazywać siostrę pieszczotliwym określeniem Tili. Dziewczynki jednak całkowicie różnią się pod względem charakteru. Marta jest energiczna i prze do przodu niczym burza, wypełniają ją liczne emocje i ciągle ma nowe pomysły na zabawy. Oczywiście zdarza jej się także psocić.
Melchior wspomina, że jego brat, Tol, dostał posiadłość w Jerce w dzierżawę za swój udział w wojnie. W pewnym momencie wychowywało się tam aż sześcioro dzieci, w tym właśnie córki Wańkowiczów dorastające w towarzystwie kuzynostwa.
Po sześciu miesiącach następuje koniec pobytu Wańkowiczów w Jerce. Cała rodzina wraca na ulicę Elektoralną w Warszawie. Nie sprawia im to jednak radości, zwłaszcza że rodzina zmaga się w tamtym okresie z pewnymi problemami finansowymi. Zdrowie Krysi wciąż pozostawiało wiele do życzenia i zdarzało się, że jej choroba wracała, co z kolei wyczerpywało organizm dziewczynki.
Melchior w tamtym czasie pracował jako sekretarz redakcji, co z kolei wiązało się z tym, że rzadko bywał w domu i większość czasu spędzał z dala od rodziny. Do pracy wychodził już wcześnie rano i wracał dopiero wieczorem. Mimo wymagających obowiązków i zmęczenia, a także chłodu panującego w mieszkaniu, Wańkowicz spędzał czas z córkami na licznych zabawach, które dodawały ojcu energii do dalszej pracy. Same zaś córki zainspirowały go do jednej z jego prac zarobkowych. Wańkowicz dzięki domowej atmosferze zaczął tworzyć slogany i hasła reklamowe, pisał tak zwane michałki. Dzięki temu jego pensja znacznie wzrosła, a co za tym idzie, także poprawiła się sytuacja finansowa rodziny. Właściciele sklepów i fabryk chętnie płacili za chwytliwe, przyciągające uwagę hasła. W rodzinie wreszcie nastąpiła stabilizacja, budżet nie wymagał ciągłego łatania, nie martwiono się już o kolejny dzień. Wańkowicz zyskał też stabilizację zawodową, a rosnąca popularność jego twórczości pozwoliła mu na to, by więcej czasu spędzać w domu z córkami, co niezwykle go cieszyło.
Wśród wspólnych aktywności rodzinnych nie zabrakło oczywiście czytania. Melchior często czytał dzieciom, ponieważ uważał, że pozytywnie wpłynie to na ich kulturę oraz zdobytą wiedzę. Dziewczynki doskonale się rozwijały pod tym względem, dostrzeżono też różnice w ich charakterach, ale łączyło je też sporo podobieństw. Były bardzo ciekawe wszystkiego i nieustannie wymyślały i zadawały rodzicom kolejne pytania, zatem zyskały one sobie szybko miano „pytonów”. najbardziej dociekliwa okazywała się Krysia, czyli „pyton nienasycony”, natomiast Marta wykazywała się większą energią, niekiedy zachowywała się wyjątkowo beztrosko, przez co rodzice uznawali ją za „Chłopka-Roztropka”.
Wańkowicz opisuje, że na Chełmszczyźnie mieszkała ich ciotka, która nazywała się Mania Lechnica. To w jej Bezku dziewczynki w wakacje spędzały sporo czasu na zabawach na świeżym powietrzu wśród otaczającej je przyrody, zamiast siedzieć w hałaśliwym mieście. Mania była podoficerem artylerii, walczyła w powstaniu śląskim, kiedy granice państwa polskiego kształtowały się po odzyskaniu niepodległości. Mania była nieustraszona i pełna energii, zachowywała się dość niekonwencjonalnie. Nie martwiła się podartymi sukienkami dziewczynek czy siniakami i zabrudzeniami. Ciotka zachęcała je do rozmaitych eskapad i aktywności, zatem siostry pływały, wspinały się i biegały, a potem też zaczęły jeździć konno.
Wańkowicz nie wspomina jednak tylko o Bezku, ale pisze też o Jodańcach, czyli miejscowości na Litwie. Te okolice cała rodzina często odwiedzała, bo tam mieszkała siostra Melchiora o imieniu Regina. Znacznie różniła się ona jednak od Manii. Była niezwykle wymagająca, surowa, była też kniahinią. Zarządzała posiadłością, która w praktyce należała do całej rodziny Wańkowiczów, zatem i Melchior czerpał z niej trochę korzyści finansowych.
To właśnie taki niespodziewany napływ gotówki pozwolił Wańkowiczom na podjęcie ważnej decyzji dotyczącej wybudowania w Warszawie domu dla całej rodziny. Miał on przede wszystkim gwarantować dziewczynkom przestrzeń do rozwoju. Za projekt budynku odpowiadał architekt Tojłoczko, a budynek miał stanąć na Żoliborzu. Była to dzielnica, która wtedy praktycznie dopiero powstawała, nie dojeżdżały tam nawet linie tramwajowe. To też powodowało, że znalezienie tam ludzi do pracy było bardzo trudne, walczono na przykład o dobre kucharki. W tym miejscu znajdowała się jednak przestrzeń, która pozwalała spełnić Wańkowiczom marzenia o idealnym domu. Melchior cieszył się dodatkowo, że zyskają okazję do obserwowania, jak powstaje nowa dzielnica stolicy. Wreszcie marzenie rodziny spełniło się i powstał czteropiętrowy dom, którego ostatnie piętro zajmowało królestwo dzieci. Wyposażono go jeszcze w suterenę. Domeczek był zatem bardzo przestronny i komfortowy, przewidziano w nim też miejsca dla kucharki i pokojówki, które miały zamieszkać razem z rodziną. Kucharka zyskała przydomek „Wąż”, który wziął się od jej pytania o to, czy szyja żyrafy jest „wonżem”, pokojówkę zaś nazwano „Cielęciną”. W domu mieszkał też pies Gaweł i kotka Malwina.
Wokół domu Wańkowiczów pojawiały się nowe zabudowania, w tym klub sportowy, w którym ojciec uwielbiał spędzać czas z córkami, razem grali w tenisa i pływali. Bardzo lubili też wyprawy kajakowe, które Wańkowiczowie nazywali kuwakami, które to słowo mogło oznaczać właściwie dowolną rzecz.
Wśród dziewczynek panowała ich własna hierarchia wartości, na szczycie której stali oczywiście rodzice, zwani przez córki King i Królik. King, czyli tata, wiele sił poświęcał na to, by jak najlepiej wspomagać rozwój dzieci, a także ich wykształcenie. Melchior nie dbał jednak w tym przypadku jedynie o ich szkolną wiedzę, ale też chciał pobudzać wyobraźnię dziewczynek i wzniecić w nich ciekawość otaczającego ich świata. Wańkowicz stymulował ich kreatywność, ale pragnął też, by stały się one jak najbardziej samodzielne. Mama z kolei w oczach dziewczynek uchodziła za strażniczkę porządku, pilnowała, by przestrzegano rozmaitych zasad i reguł.
Odwiedziny w klubie sportowym wzbudziły u Wańkowiczów ogromną miłość do kajaków i spędzali na nich wiele wolnego czasu, odwiedzając w ten sposób rozmaite miejsca. Jednym z nich stały się Prusy. Po odbyciu wyprawy do Królewca Marta napisała kilka felietonów. Odczuwała bowiem ona potrzebę przelania na papier swoich doświadczeń, ponadto też same wyprawy były dla dziewczynki niezwykle ważne.
W trakcie pracy nad felietonami okazało się jednak, że samo pisanie nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać, zwłaszcza z takim ojcem, który do każdego typu pisania podchodził niezwykle poważnie. Stał się też ostrym i krytycznym recenzentem tekstów swojej córki, udzielał jej licznych wskazówek, ale nie podawał jej gotowych pomysłów, nie redagował też gotowych treści. Nie wstawiał się za nią też w redakcji, ponieważ sądził, że jeśli Marta ma talent, to sama sobie poradzi z tą kwestią. Wańkowiczowi zależało bowiem na tym, by prace dziewczynki były samodzielne. Jednak już kilka dni wystarczyło, by teksty nabrały zupełnie nowego kształtu. Było to dzieło samej Marty, nie zaś efekt podpowiedzi i poprawek jej ojca. Gdy Marta miała osiem lat, jej pierwszy felieton został opublikowany w czasopiśmie młodzieżowym „Płomyk” i dziewczynka otrzymała swoje pierwsze honorarium.
Rodzinie wiodło się coraz lepiej, zatem po pewnym czasie wzbogaciła się ona o niezwykły nabytek, jakim był samochód marki Ford. Dzięki niemu wspólne podróże stały się jeszcze bardziej komfortowe dla wszystkich. Dziewczynki postanowiły nazwać niezwykłą maszynę imieniem Kacperek. Melchior na początku średnio radził sobie za kierownicą i niezbyt dogadywał się z Kacperkiem. Wjechał w ciężarówkę i pod wóz browarowy. Okazało się, że szeroka wiedza i obycie nie gwarantują doskonałych umiejętności w każdej dziedzinie życia. Jednak wreszcie Melchior opanował sztukę radzenia sobie z jazdą, dzięki czemu rodzina wyjechała w podróż do południowej części Polski. Jako pierwszą odwiedzili Częstochowę, potem Katowice i zwiedzali miejscową kopalnię, a następnie wyruszyli do Cieszyna.
Kiedy już zwiedzili południową Polskę, wyprawili się z kolei do Małopolski, gdzie zatrzymali się między innymi w Zawoi. Wańkowicz z dumą wspomina, że to właśnie tam łowił pstrągi. Rodzina zmierzała jednak dalej, gdyż ich celem było Zakopane. Zwiedzili stolicę polskich Tatr i stamtąd wyprawili się jeszcze w Bieszczady, gdzie mieli się rozkoszować pięknem podkarpackiej przyrody, która zdecydowanie ich nie zawiodła.
Takie wyjazdy doskonale działały na samopoczucie całej rodziny, a dziewczęta w tym okresie rozwijały się coraz szybciej. Za nimi znajdowały się już czasy zupełnej, dziecięcej beztroski, co one same też już dostrzegały. Wszystko zaczęło się wraz z lekcjami tańca, z powodu których to w życiu młodych Wańkowiczówien po raz pierwszy zjawili się chłopcy. Wtedy też całkowitej zmianie zaczął ulegać model funkcjonowania życia rodzinnego, ponieważ dziewczęta odwiedzały już lokale, przeżywały pierwsze miłości i związane z nimi emocje.
Zainteresowanie płcią przeciwną nie sprawiło jednak, że dziewczęta zapomniały o swoich innych zainteresowaniach. Zaczynały się wakacje, a Krysia, która od pewnego czasu pasjonowała się rolnictwem, wyjechała do swojego ojca chrzestnego. Pobyt u niego pozwalał jej bowiem rozwinąć się pod tym względem. Marta z kolei planowała, że wyjedzie z ojcem i wspólnie wyruszyli oni na Kresy. Kiedy razem wrócili do domu, okazało się, że jeden z czytelników reportaży Wańkowicza, „Na tropie smętka”, otrzymała pięknego pajacyka. Wielu odbiorców tamtego tekstu na zawsze miała ona pozostać „Tirliporkiem”. Nie marzyli o tym jednak tylko obcy ludzie, ale również jej matka, Zofia, która pragnęła, by jej córeczki nie dorastały i zawsze były słodkimi dziećmi. Tymczasem Krystyna i Marta codziennie rosły, dojrzewały i z dziewcząt stawały się kobietami. Nic nie można było na to poradzić.
King radził sobie z dojrzewaniem córek nieco lepiej niż jego żona. Miał on zamiar wprowadzać je w świat dorosłych powoli, stopniowo i pod jego opieką. Uważał, że taka strategia jest rozsądna i lepiej się sprawdzi niż ignorowanie zmian, jakie zachodziły w życiu jego córek. Wańkowicz w związku z tym pozwalał dziewczętom próbować alkoholu, zabierał je ze sobą na rozmaite wyjazdy. Wiedział doskonale, że nadchodzi trudny okres burz w życiu rodzinnym, którego po prostu nie da się uniknąć. Nie udało mu się jednak w swojej strategii uwzględnić wszystkich trudności.
Dziewczynki niedługo miały przystąpić do matury, kiedy Martę usunięto ze szkoły, co oznaczało również koniec perspektyw na dalszą edukację. Okazało się, że przyczyną usunięcia była jej przynależność do tajnej organizacji. Część rodziny sądziła, że Wańkowicz powinien interweniować. On zamiast tego przekonał córkę, że powinna ona samodzielnie wyjaśnić sytuację i zadbać o własne sprawy. Marta zgodziła się z tym i poszła na rozmowę z dyrektorem. Wyjaśniła mu wszystko i dzięki temu przywrócono ją na listę uczniów.
Jakiś czas później Wańkowiczówny przystąpiły do matury i ją zdały. Rodzice oczywiście zaplanowali dla nich coś, by uczcić te szczęśliwe chwile. Wymyślili, że w ramach nagrody sfinansują Marcie i Krystynie wycieczkę rowerową po Europie, przez Belgię i Francję. Było to w roku 1938, kiedy to nastroje na kontynencie robiły się coraz gorsze i pełne niepokoju, ale jeszcze nikt nie mógł przewidzieć, co się wydarzy.
Na wycieczkę dziewczęta udały się bez ojca, ponieważ on zajmował się kończeniem swojej najnowszej książki, „Sztafety”, która powstała dla uczczenia dwudziestej rocznicy odzyskania niepodległości. Tekst miał wyrażać optymizm w związku z odrodzeniem kraju, ale Wańkowicz już przeczuwał, że niedługo ten spokój zostanie zaburzony. Wańkowicz sądził też, że mężowie stanu i przedsiębiorcy nie przyznawali się do tego niepokoju, ale on był otoczony trzema kobietami i wysyłały one mu z każdej strony poczucie zagrożenia. Dostrzegał on nadchodzące niebezpieczeństwo i żadne przekonywania nie mogły sprawić, by zmienił zdanie na ten temat.
Mimo to dziewczęta ruszyły na swoją zaplanowaną wyprawę, która była niezwykle ważnym wydarzeniem w ich krótkim życiu. Zupełnie nie znały one jeszcze zachodniej części Europy. Mama ruszyła wraz z nimi, sprawując nad dziewczętami opiekę w zastępstwie za ojca. Dojeżdżała ona pociągiem do najważniejszych punktów wycieczki, a ostatnim miejscem spotkania, które miało zakończyć cały wyjazd, było Monte Carlo. Stamtąd mama i dziewczęta ruszyły wspólnie do Fryburga, gdzie swoje studia planowała rozpocząć Marta.
W tym czasie King bardzo intensywnie myślał o przyszłości swoich córek i martwił się o nie. Pragnął zapewnić im najlepsze warunki do rozwoju, a także spokój o bezpieczeństwo. W związku z tym przypomniały mu się też jego własne studenckie czasy, które spędził w Krakowie. Był to ważny okres w jego życiu, opuścił bowiem zabór rosyjski, zmienił miejsce zamieszkania i zyskał też szansę na obcowanie z prawdziwą, polską kulturą, która kwitła w tym mieście.
Kobiety dotarły razem do Fryburga, gdzie Marta zaczęła naukę na tamtejszym uniwersytecie, Krysia zaś z entuzjazmem uczyła się na studiach rolniczych w Poznaniu. Trafiła jednak w związku z pewnymi okolicznościami do Jodańc, gdzie miała się oswajać się z obowiązkami, które towarzyszą uprawie ziemi.
Wszystko to spowodowało, że rodzina rozjechała się po kontynencie. Marta zjawiła się w Warszawie dopiero na święta Bożego Narodzenia w grudniu 1938 roku. Nie przyjechała jednak sama, towarzyszyła jej też przyjaciółka Betty, która pochodziła ze Stanów Zjednoczonych. Betty zwierzała się Wańkowiczom, jak dziwny jest dla niej pobyt w Polsce i że wywołuje wiele zamieszania samym swoim pojawieniem się.
Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej Kingowi udało się wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Wysłano go tam jako delegata na Kongres Pen Clubów, czyli stowarzyszeń, które zrzeszały literatów. W amerykańskich gazetach przeczytał o tym, że zbliża się wejście Hitlera do Pragi i czuło się wszędzie, że wojna nadchodzi. Wszyscy się tego spodziewali, ale nikt nie potrafił powiedzieć, kiedy to się wydarzy. Amerykanie starali się zachowywać neutralność, a Wańkowicz na własnej skórze przekonał się, jak odcinali się oni od europejskiego zamieszania. Twierdzono, że jeśli wojna wybuchnie, to będzie ona problemem wyłącznie Europy.
Lawa
Wojna nadeszła 1 września 1939 roku, był to spodziewany kataklizm. Melchior udał się wtedy do Rumunii. Tili od razu postanowiła wrócić z Fryburga i zaciągnęła się do pracy w szpitalu. Doświadczyła tam ogromu ludzkiego cierpienia, jakie towarzyszyło społeczeństwu już od pierwszych dni wojny. Krysia z kolei nie wiedziała, co myśli o tym wszystkim. Mówiła, że nie przychodzi jej z łatwością, by tak po prostu znienawidzić Niemców. Cała rodzina uważnie śledzi rozwój sytuacji, a gdy zorientowano się, że porażka Polski jest przesądzona, uznano, że Martę najlepiej wysłać do Stanów Zjednoczonych, do jej przyjaciółki. Dzień przed wyjazdem siostry razem poszły do cukierni. Krysia zazdrościła trochę Marcie, że spotka się z ojcem, do którego miała najpierw dołączyć w Rumunii, sama jednak zadecydowała, że zostanie w domu wraz z matką. Poprosiła jednak siostrę o przekazanie ojcu ważnej wiadomości. Okazało się, że Krystyna tak bardzo chciała zostać w Jodańcach, bo udzielała się tam aktywnie na rzecz walki zbrojnej. Organizowała broń i pomagała żołnierzom, zatem nie chciała opuścić swojego stanowiska.
Na emigracji Wańkowicz mierzył się z bardzo utrudnionym dostępem do wiedzy zarówno o wydarzeniach w kraju, jak i o własnej rodzinie. Rzadko docierały do niego wiadomości i nie były one zbyt obszerne. W listach Krystyna donosiła mu, że po wiadomościach od siostry wnioskuje, że jest jej ciężko. Sądziła jednak, że decyzja ojca na temat wyjazdu była słuszna, bo Marta musi się przede wszystkim rozwijać. Krysia zapewniała Kinga, że ona także nie zamierza się poddawać, obiecywała my, że zajmie się sobą, znajdzie pracę i inne możliwości rozwoju także dla siebie. Mimo niesprzyjających warunków starała się mieć całe swoje życie pod kontrolą. Krystyna wierzyła bowiem, że satysfakcjonujące życie wymaga przede wszystkim woli, talentów i miłości, a wybór to kwestia jak najbardziej indywidualna. Tylko od niej miało zależeć to, jak potoczy się jej życie. Nie miała wpływu na wybuch wojny, ale już na swój stosunek wobec tego już tak.
W Stanach Zjednoczonych Marta rozpoczyna naukę w college’u. Tymczasem mama i Krysia w Polsce każdego dnia walczyły o swój dom, udało im się założyć ogródek warzywny i próbowały zachować pozory normalności w czasach, które znacznie od niej odbiegały.
Sam Wańkowicz przemierzał za to kolejne kraje, a to ze względu na to, że podjął się pracy korespondenta wojennego. Nie było to bezpieczne zadanie i wiązało się z wysokim ryzykiem, jednak King głęboko wierzył, że chociaż w ten sposób przysłuży się swojej ojczyźnie i pomoże jej w tych trudnych i wymagających czasach.
King czuł też ogromną dumę ze swoich córek, które podążały ścieżkami życiowymi, które same sobie wybrały. Świat im nie ułatwiał tego zadania, ale one konsekwentnie podtrzymywały swoje wybory, co sprawiało, że każda z nich imponowała ojcu na inny sposób. Marta wykazywała się ogromną pracowitością, a Krystyna stanowczością i wytrwałością w swoich przekonaniach.
Kingowi brakuje listów od bliskich, które do niego nie dochodzą. Po pewnym czasie w uwięzieniu zaczęły one do niego jednak spływać. Córki donoszą mu w nich o tym, jak wygląda ich codzienność. Starają się żyć normalnie, mają nawet absztyfikantów. Krysia próbuje urządzić na nowo Domeczek.
Mimo wojny postanowiono z pompą urządzić srebrne wesele. Krystyna wciąż dba o Domeczek, wysyła listy do ojca i siostry, która przebywa w Stanach. Ojciec martwi się tym, że z powodu odległości i oddzielenia nie jest w stanie pomóc córce.
Życie rodziny wciąż nie jest stabilne, ojca przeniesiono, a Krystyna nieuchronnie zbliżała się do kolejnego etapu w swoim życiu, co dało się wyczytać z jej listów do siostry. Wspomniano też ból matek, które nie mogły przygotowywać córek do ślubów i dalszego, szczęśliwego życia. Rodzina stara się jakoś przetrwać.
Tili robi swetry i śle je więźniom do obozów. Zaczyna też zawierać znajomości wśród amerykańskich koleżanek. Umawia się też na kawy z kolegami. Śle paczki i wciąga w to zadanie także swoje koleżanki, pisze listy do matki i ojca.
Wojna wciąż trwa, a nadzieje na zwycięstwo były coraz mniejsze, aż wreszcie miała miejsce bitwa pod Monte Cassino. Sam Wańkowicz brał w niej udział, a opowieść o przeżytym starciu okazała się materiałem do jego kolejnej książki. Polscy żołnierze rozrzuceni po innych krajach zaczęli żywić pewną nadzieję, jednak w Polsce nie podzielano ich optymizmu, ponieważ agresja niemiecka coraz bardziej się wzmacniała.
W Polsce coraz częściej doświadczano łapanek i przymusowych aresztowań, zatem każdy mieszkaniec stolicy był zagrożony. Mimo to mama i Krysia wciąż wspierały ludzi walczących z Niemcami. W ich domu chronili się kolejni żołnierze i spotykali się uczestnicy tajnych kompletów, czyli podziemnego nauczania.
Krysia coraz lepiej rozumiała, że ona zaraz też dołączy do podziemnej organizacji i nie widziała dla siebie innego rozwiązania. Przyjęto ją wreszcie do grup szturmowych i zyskała tam pseudonim „Anna”.
24 lipca 1944 roku w Domeczku świętowano imieniny Krysi. Udało się wówczas wyjątkowo na chwilę zapomnieć o trwającym wokół koszmarze, o tym, co wciąż działo się dookoła. Nawet smutna i przygnębiona mama tego dnia stała się szczęśliwa i uśmiechnięta. Odbywały się zwyczajne imieniny z ich śmiechem, tańcami i zabawą, co było jasnym punktem w szarości wojny.
Tydzień po imieninach wybuchło powstanie warszawskie. U Wańkowiczów dzień wcześniej zjawiła się grupa żołnierzy z batalionu „Parasol”. Po kilku dniach przebywało tam wielu członków AK i AL. W dniu wybuchu powstania mama Marty i Krysi wyszła do pracy bardzo wcześnie, ponieważ była łączniczką AK z Czerwonym Krzyżem.
Krysia zginęła sześć dni po wybuchu powstania, jako członkini oddziału walczącego na terenie Woli. Zginęło też wielu jej przyjaciół z oddziału „Gryf”. Jej matka nie dowiedziała się o tym od razu. Zofia przez długi czas nie otrzymywała od córki żadnych wieści, zatem postanowiła sama wyruszyć na jej poszukiwania. Wtedy dopiero dotarła do łączniczki, która powiedziała jej, jaki los spotkał Krysię.
Znalezienie ciała Krysi także okazało się wyzwaniem. Dopiero dzięki pomocy pani Zuli Zofia dotarła do zbiorowej mogiły, w której spoczywała jej córka. Za grób posłużyła jej jedna z piwnic warszawskich, w których łącznie pochowano siedem ciał. Było to jednak tymczasowe miejsce spoczynku.
Tymczasem za granicą Wańkowicz dostaje w czasie odczytu informację o tym, że jego brat także poległ, co sprawia, że ten pogrąża się w myślach na jego temat.
Jak na ówczesne warunki sprawa przeniesienia ciała Krysi i innych żołnierzy z jej oddziału została załatwiona. Pochowano ich na Powązkach, w krypcie „Parasola”.
Relacja łączniczki Zofii
Jedna z łączniczek relacjonuje rodzinie Krysi to, jak pobiegła na rozkaz w stronę cmentarza, gdzie leżało już siedmiu poległych. Leżała tam Krysia, która została postrzelona w głowę.
Łączniczka Zofia opowiada jak w niedzielę, w dzień Przemienienia Pańskiego usłyszała huk i na wezwanie Mietka pobiegła z opatrunkami na cmentarz kalwiński. Zobaczyła tam siedmiu zabitych, leżących jeden za drugim, z ranami głowy i szyi — zginęli prawdopodobnie od serii z karabinu maszynowego. Wśród nich była Anna, której serce już nie biło, a z ust sączyła się krew — miała ranę postrzałową głowy. W pewnym momencie padł kolejny pocisk, Zofia została ranna i straciła przytomność, a potem odzyskała świadomość dopiero w szpitalu.
Łączniczka Lena opowiada, jak widziała grupę Krysi przechodzącą przez płot i śpiewającą piosenkę. Wtedy uderzył pocisk i wszyscy padli. Łączniczka podbiegła do niej, ale Krysia już nie żyła. Z powodu ostrzału przez dwa dni nie można było podejść do poległych. Dopiero po tym czasie ich pochowano.
Śmierć Krysi była prawdziwą tragedią dla rodziny, a przede wszystkim dla matki, która bardzo długo samotnie mierzyła się z tą informacją. Nieszczęścia Wańkowiczów nie skończyły się jednak na tym. Jakiś czas później zbombardowano i zniszczono ich ukochany Domeczek, z którego niewiele ostatecznie zostało. Niemcy odebrali tym samym rodzinie jej ukochane miejsce. Zofia w takich okolicznościach nie mogła już dłużej pozostać w Warszawie. Nie byłoby to też możliwe ze względu na upadek powstania. Dołączyła ona zatem do ogromnej grupy uchodźców, którzy ruszali z Polski do Europy Zachodniej. To we Włoszech Zofia spotkała się wreszcie z mężem po sześciu latach rozłąki.
Autor nie kończy jednak powieści „Ziele na kraterze” informacją o śmierci córki Krystyny. Wańkowicz pisze jeszcze do niej list, w którym zapewnia ją, że dziewczyna żyje w ich pamięci i tak pozostanie już na zawsze.
Wańkowicz przytacza także list, który wraz z Zofią otrzymał od swojej drugiej córki, Marty. Ta informuje w nim swoich rodziców, że dowiedziała się już o śmierci Krystyny. Z tego powodu, by uczcić pamięć siostry, postanowiła nazwać swoją niedawno narodzoną córkę imionami Anna Krystyna.
Aktualizacja: 2025-05-29 18:43:39.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.