Cierpię!

Zaprawdę, ja wam mówię, nikt z was nie odgadnie,
Kto spojrzy w twarz mą, zimną jak granity,
Że wulkan bólu wre w mem sercu na dnie,
Że nieraz duch mój, jak puhar rozbity,
Straszliwie jęknie — że nieraz bezwładnie,
Własnej nicości trucizną upity,
Padam na ziemię i tarzam się w męce,
Ku niebu krwawe wyciągając ręce!

Cierpię, bo kocham!.. A kocham bez miary
Całą tę ludzkość nieszczęśliwą, biedną,
Która, miast w górę rozwinąć sztandary,
Coraz to głębiej zsuwa się w bezedno,
Kędy króluje mrok niemocy szary,
Gdzie mgły rozpaczy na chwilę nie rzedną
I gdzie zatraceń czyha mara blada
I błyszczy słowo, ryte krwią — zagłada!

Cierpię, bo świat ten nie idzie tą drogą,
Jaką wyśniłem w snach mojego ducha,
Bo ludzie cierpieć, kochać już nie mogą,
Bo pieśń, co nieraz z piersi im wybucha,
Nie ma błyskawic, nie drży słońc pożogą,
Bo są jako ta łódź wiotka i krucha,
Kędyś na obszar cichych wód rzucona,
Którą najlżejszy nawet wiatr pokona!

Cierpię, bo widzę, jak los gnie i łamie
Tych, którzy serca mają kryształowe,
A zaś na czole wypisane znamię
Dumy, — a w oczach błyski piorunowe,
Że ten zwycięża tylko, który kłamie,
Aibo z czartami prowadzi rozmowę
Miast słuchać bóstwa słonecznej pochodni,
Która się lęka występku i zbrodni!

Cierpię, bo widzę tylko dookoła
Na tej przesmutnej ziemicy obszarze
Ćwiekami grzechu poorane czoła,
Ach! i przedwcześnie uwiędnięte twarze,
Którym nic wrócić młodości nie zdoła,
Że w proch się wszystkie rozpadły ołtarze,
Błyszczące świętych ideałów złotem,
Pod druzgocącym niszczycieli młotem!

Cierpię po trzykroć, cierpię przeogromnie,
Że tak przelotne są szczęścia godziny,
Że tylu ludzi ginie gdzieś bezdomnie
Za cudze grzechy i za cudze winy
I kiedy sobie jeszcze uprzytomnię,
Że by się słońcem mogły stać ich czyny,
Gdyby ich śmierci nie dotknęła ręka,
Serce mi z bólu łamie się i pęka!

Cierpię po trzykroć, żem jest taki mały,
Choć ognie uczuć rwą mi biel mej duszy,
Żem żadnej dotąd nie ożywił skały
Płomiennym skrzydłem z krwawych pióropuszy,
Że się w mych oczach struny serc targały,
A ja nie mogłem ulżyć ich katuszy,
Żem nic nie zrobił, — żadnej łzy nie starłem,
O, jakże straszno być bezsilnym karłem!

Cierpię! Tak! Cierpię! Serce Wam otwieram
Gorące, dumne, — pierś odsłaniam twardą,
Bijcie! Niech chłosty krwawe poodbieram!
Plwajcie! Niech będę dziś oplwany wzgardą!
Niechaj zhańbiony przed wami umieram,
Żem nie mógł płynąć z duchów awangardą
I być tym słupem ognistym, co świeci
Dla teraźniejszych i przyszłych stuleci!

Czytaj dalej: Śnieg - Zygmunt Różycki