Kiedyś... pamiętam dobrze... w cichym śnie widziałem
Jakiś ogród słoneczny, jasny, rozzłocony,
Pełen błękitnej ciszy w sobie rozmodlonej,
Zaciszny jakiś ogród, strojny kwieciem białem.
Było wtedy majowe, niedzielne południe,
W przezroczu się rozlały słodkie aromaty,
Tam Cię ujrzałem... wonne całowałaś kwiaty,
Co się wokoło Ciebie rozdzwoniły cudnie...
Było nas tylko dwoje... pod kwietną jabłonią
Wyznałem, że Cię kocham — i tyś mi wyznała,
Moją dłoń uścisnąwszy swoją miękką dłonią —
I była wtedy cisza lazurowa, biała,
Co z niebios ku nam zeszła w to święte południe,
By smutne nasze dusze rozbłękitnić cudnie.