Wziąłem ci wszystko, com mógł wziąć od ciebie:
Błękit twych oczu, by o nim śnić wiecznie,
Ilekroć zechcę zamarzyć o niebie;
Połysk twych włosów świecących słonecznie,
Dźwięk twego głosu, by jak dumka słodka
Niósł mi o szczęściu i weselu wieści,
A gdy cierń nowy czoło moje spotka,
Był mi piastunką kojącą boleści; —
Szkarłat ust twoich, by mi lśnił jak róże,
Z którymi wietrzyk o rozkoszy szepce,
Jak te upojeń czarodziejskie kruże,
Ku którym idąc, śmiało głóg się depce.
Wziąłem ci więcej, wziąłem duszę twoją
I roztopiłem w ogniu mego ducha,
I odtąd czuję, jak siły się dwoją,
Jak zdrój natchnienia z piersi mej wybucha.
I tak mi błogo, gdy myślami memi
Łączę się z tobą, choć od cię daleki,
Choć wiem, że nie ma mocy na tej ziemi,
Co by złączyła nas: spod mej powieki
Łza się nie toczy. — Wyciągam ramiona
Do gwiazd w błękity, z nich obraz twój spływa:
Ja go ukrywam w głębi mego łona,
Gdzie, jak w kaplicy relikwia, spoczywa.