I.
Rośnie ogromna sosna przy lesie u brzegu,
Wyniosła — ledwie szczytu dosięgniesz oczyma;
Niegdyś skromny towarzysz w olbrzymów szeregu,
Dziś, gdy pod stalą padli współbracia olbrzyma,
Kiedy potężne puszcze starł czas w swoim biegu,
Ona jeszcze koronę jak baldachim, trzyma
Opiekuńczo nad młodszą rzeszą — i pielgrzyma
Przyzywa na spoczynek, użycza noclegu.
Duma samotna sosna... Jakież sny i mary
Muszą ją tu nawiedzać w księżycowe noce?
Może książęce łowy? Grające ogary?
Owdzie chrząknie odyniec, tam niedźwiedź łomoce.
Potem — zgrzyt... jęk... znów głusza... i samotnik stary
Szumi w chór z szmerem rzeki, co blizko pluchoce.
II.
Mów mi, stara piastunko łowców i rycerzy,
Czyli w twych szumach płyną lat minionych gwary?
Czy może cicha skarga pokutnych pacierzy
A błaganie o koniec niedoli i kary?
Czasami zdaje mi się, jakbym szczęk puklerzy
Lub jakieś bohaterskie słyszał w nich fanfary;
To znów jakiś tak dziwny dźwięk ucho uderzy
Jakby w dzień zmartwychwstania głos dzwonów u fary.
Może to pieśń piastunki? Śpiewów babki nuta,
Zabłąkana w pamięci zagrała echowo?
Na wianek dla dziewczyny zasiewa się ruta —
W sercu sieją się pieśni... A może to słowo
Jutra? Może godzina w snach piewcy przeczuta,
Która idzie? O sosno, gwarz mi, szum nad głową!
III.
Szumisz, wiekowa sosno, — my z tobą do pary —
Jednakośmy samotni, i tęskni, i smutni,
Patrzący w jakieś jutra promienne sztandary,
Lecz dziś, jak prorok Judy, chmurni i pokutni.
Wiemy, że nie dla naszych ust skrzące puhary,
Ani pogodna nuta Czarnoleskiej lutni;
Że inni spiją wina — dla nas męty czary;
Gdy głos śmielej podniesiem — wnet ktoś krzyknie: utnij!
Ty patrzysz na wycięte puszcz drogich obszary,
Przed oczyma pieśniarza zgliszcza i pustkowie;
Lecz jest cudna legenda ludzi silnej wiary:
Za gwiazdą szukać prawdy szli przez świat magowie
I doszli, — któż śmie wątpić, co mu jutro powie?
Więc niech brzmią piewców hymny, szumią twe konary!