Poeci

Wieczorami w złotych kawiarniach, w niebieskim dymie tytoniu,
Gwarzą sennie oszukani poeci, oszukani niepotrzebni nikomu

Oszukały ich wiosny i zimy, jesienie i liście młode,
Oszukały ich wschody słońca, złoto sinych fal przed zachodem.

Oszukały ich nawałnice i wiatrów szumiących huk,
Oszukały: cierpienie — i litość, — śmierć codzienna, miłość — i Bóg!

Oszukały: żelazo i beton, łuki mostów i trzask samolotów
Rznące wodę śruby okrętów, i ścisłość gwiezdnych obrotów

Oszukały ich serca własne, mijający smutek — i radość,
Gniew, jak rzeka wzdęty powodzią, i krew z gardła tryskająca popradem

Oszukały ich szturmy i rzezie, i gnijąca woda okopów,
Nieuchronnych chichot pocisków, trupy zdrowych i młodych chłopów.

Oszukali ich księża i wodze, robotnicy, żebracy, uczeni,
Oszukały skrzydła jaskółek, i wróble sejmy w jesieni.

Zamarzłe w kamień bieguny, wybieliły im oczy śniegami,
Zwrotnikowe słońce przebiło puste oczy złotymi gwoździami


Teraz chodzą we dnie jak szpicle, po gładkich asfaltowych ulicach,
I czytają spotkanym braciom oszukańcze myśli w źrenicach.

Czytają fałszywy smutek, niepotrzebne, nierozumne szczęście.
Głucha litość karki im zgina, hamowany gniew zwiera pięście.

Jak samotne anteny słuchają szumu nieba i ryku chmur,
Wrzasku syren, chlustania wapna na świeży czerwony mur

Słuchają, jak w lesie gmerze niską trawę miljon mrówczych nóg,
Jak słońce niezmęczone wali granatami promieni w bruk

Jak się burzy zielony Atlantyk, jak przygięty przez wiatr wyje las
Jak w chodnikach kopalni „Kleofas“ niewidzialny szoruje gaz.

Szepcą jakieś straszliwe bluźnierstwa, i modlitwy ciche, jak staw,
Żarliwe jak szerzący się płomień, falujące, jak morze traw

Szepcą pieśń zachodniego wiatru, i śpiew dojrzałego żyta,
Śpiew na Wiśle łamiących się lodów — i jabłoni która przekwita.

Wiedzą dobrze, że nie sięgną do nieba sznury słów uwitych z konopi,
Że płynie bez przerwy rzeka, która wszystko najciszej zatopi.


Że wieczność połknie ich słowa i modlitwy nabrzmiałe słodyczą,
I bluźnierstwa, a klątwy — gwiazdy fioletowem światłem zakrzyczą.

Wieczorami w złotych kawiarniach roześmiani słonecznie, jak dzieci,
Siedzą w gęstych dymach tytoniu — oszukani poeci.

Czytaj dalej: Wiosna - Władysław Sebyła