Rybacy, nad wód cichych schyleni zakolem,
Rzucamy sieci ciężkie smutkiem, jak ołowiem,
Sięgamy z dna niemocy w najsłodszym mozole,
Słowa o srebrnej łusce w obfitym połowie.
I biedne srebrne słowa posną jako ryby,
Od powietrza i słońca — w gwiaździstem bezdrożu,
Sczernieją łuski, oczy spłaszczą się jak szyby...
W nas tylko mogą ożyć, jak w morzu.