Jesteśmy gnojem, mój bracie...

Je­ste­śmy gno­jem, mój bra­cie,
Mierz­wą potu i krwi,
Mroź­ne nie­bo si­nie­je nad nami.
Pły­ną ob­ło­ki — i dni.

Je­ste­śmy mierz­wą potu i krwi —
— I stru­gą źró­dla­nej wody —
Zło­ci­sty księ­życ z nas drwi,
Z nas — i z na­szej swo­bo­dy.

Cie­pły wiatr wio­sny prze­wiał
Lip­co­wy wy­ciekł miód,
Sza­ry deszcz za­le­wa za­rze­wie.
Sta­lo­wy kła­dzie się chłód.

W błę­kit­nej wi­si­my próż­ni,
Mię­dzy nie­bem i bło­tem pól.
Je­ste­śmy róż­ni:
Śmiech no­si­my — i ból.

Na przy­sa­dzi­stej ja­błon­ce
Wi­si­my doj­rza­łe owo­ce.
Wiatr ga­łę­zia­mi sza­mo­ce,
Jabł­ka na zie­mię strą­ca.

Wsie­wa­ją nas — dzień w dzień —
Na pola wszyst­kich cmen­ta­rzy,
Tam, gdzie skrzy­pią­cy mróz,
I w bia­łym, pu­styn­nym ża­rze.

Co­dzień nas wgnia­ta w pył
Wy­so­kie nie­bo.
I żad­ne usta nie krzy­czą: Dla­cze­go!?
O nie­bo!
Od gwiezd­nych błysz­czą­ce brył!
Je­steś pięk­ne.
I nikt z opa­da­ją­cych ku śmier­ci
Nie pyta, cze­mu cier­pi,
Dla cie­bie.

Czy­taj da­lej: Wiosna - Władysław Sebyła