Kochane dzieci! Tak jak co roku,
Na śnieżnym do was schodzę obłoku,
Aby zobaczyć, co też na ziemi;
Dzieje się z dziećmi tak mnie drogimi?
Jak ja was kocham, o dziatki moje!
Skorom niebieskie rzucił podwoje,
I mimo śniegu co bieli niwy,
Przyszedłem do was, staruszek siwy...
A gdy tam w niebie polscy patroni,
W złotych koronach, z palmami w dłoni,
Co naszą ziemię opiekę wzięli,
O mej podróży się dowiedzieli,
Zeszli się niby w izbie sejmowej,
I tymi do mnie przemówią słowy:
Kiedy opuszczasz już progi Raju,
Patronie dziatwy, cny Mikołaju,
I w tej grudniowej, śnieżnej zamieci,
Schodzisz tam na dół do polskich dzieci:
To się też dowiedz, czy tam się plemi
Wśród dziatek, miłość ojczystej ziemi?
Czy ją kochają mocno i szczerze?
Czy codzień za nią mówią pacierze?
Czy od dzieciństwa dobrze jej służą?
Uczą się pilnie, pracują dużo?
I czy w serduszkach dziatwy migota,
Najczystszym blaskiem — wiara i cnota?
A gdy zobaczysz, że od początku
Wszystko w serduszkach u nich w porządku;
Że są pobożne; dobre i grzeczne,
Starszym posłuszne, w szkole stateczne:
To pobłogosław drogie dzieciny,
Od nas, Patronów polskiej krainy,
I od ich świętych Aniołów stróży,
Którzy ich strzegą wśród życia burzy.
Więc w imię Ojca, Syna i Ducha!
Niechże Bóg modłów moich wysłucha!
I niech na ciebie o! dziatwo miła!
Błogosławieństwo niebios On zsyła,
Ku swojej chwale, chlubie starszyzny,
I pożytkowi naszej ojczyzny!