Przed wiekami, przed dawnymi,
Hen, po jasne mórz zwierciadło,
Na tej samej, polskiej ziemi,
Wielkie plemię się rozsiadło.
Był to naród nad narody!
Oh! jedyny dziś pod niebem...
Orał pługiem, sycił miody
I rad dzielił się swym chlebem.
Ziemię swoją macierzystą
Ponad wszystko kochał w świecie:
Sercem czystem, duszą czystą,
Jak swą matkę kocha dziecię.
To też ziemia ta najświętsza
Pełna była dlań ofiary:
Gdzie się wkopał do jej wnętrza,
Wszędzie skarbów miał bez miary..
Wszystko z Bożej wziął szczodroty,
I na roli i pod rolą:
Miał żelazo na brzeszczoty
I chleb własną krasił solą.
A gdzie wysłał wzrok na zwiady,
Bóg go hojnym cieszył wianem:
Kwieciem śmiały mu się sady,
Łany zbożem, łąki sianem...
Zwierza w lasach miał niemało,
Wody rybne, ule rojne,
Samo życie mu się śmiało
Pracowite i spokojne.
Jak nie kochać takiej ziemi,
Z której szczodrze Bóg go wspierał?
I gdzie wspólnie z braćmi swymi
Żył poczciwie i umierał?
Inne ludy, dziwna siła
Wśród bezmiernych stron rozmiata...
Dlań, kolebka i mogiła
Granicami były świata.
Z sąsiadami żył on w zgodzie,
Chętny w radzie i w posłudze,
Równy możnym na zagrodzie,
Nie łakomił się na cudze.
Jak łza czysty i bez skazy,
Sercem prosty, szczery w słowie,
Mord, rabunek, — te wyrazy,
Wstrętne były jego mowie.
Był on mężny, lecz nie męstwem,
Co to nie zna żadnej tamy;
Nie upajał się zwycięstwem,
Krwi nie pragnął dla krwi samej...
Gdy, bywało, wróg zbłąkany
Do drzwi jego zakołata:
Skoro przyjął go w swe ściany,
Już w nim widział tylko brata.
Niech gadają dawne dzieje,
Powieść ludu, pieśń natchniona,
Jaki duch z tej ziemi wieje
I czym przedtem była ona?
Niech się ozwą świadki żywe,
Co na wielkość jej patrzyły:
Ludzie, czasy, dęby siwe
I kurhany i mogiły.
Niech te gwiazdy na błękicie,
Co jej świecą okiem wieszczem,
O jej dawnym świadczą bycie
I zapłaczą złotym deszczem.
Niech jeziora się wynurzą,
Niechaj z grobów wstaną kości,
Niech się niebo ozwie burzą
Na świadectwo jej wielkości!
O! tak — wielką była ona
W majestacie swojej chwały!
Ach! i wtedy swe ramiona
Roztaczała na świat cały!
Ludy, widząc ład odwieczny,
Z zaufaniem biegły do niej:
I trzech koron blask słoneczny
Bił jej wówczas z jasnej skroni.
Stąd królewskie brano córy,
By zdobiły obce trony;
Tu wyzuty z swej purpury
Król się chronił bez korony.
Tu o prawa, tu o berła
Wyciągano zewsząd dłonie...
O! bo Polska, jako perła
Lśniła ludom w ich koronie!
Zdobna Bożym majestatem,
Nieprzebranych łask skarbnica:
Dziewięć wieków szła przed światem,
Jako ludów przodownica.
Pierś jej stała za przedmurze
I za ludzkość i świat cały...
Grom północy, wschodnie burze
Z rykiem u jej stóp konały.
A gdy w długim, ciężkim boju
Świat miłości stracił słowo:
W sercu Polski, jak we zdroju
Bóg odrodził je na nowo.
O! miłości nasza święta,
Cenna perło w serca toni,
Któż bo łask twych nie pamięta,
Nie zna ciepła twojej dłoni?
Tam u Gopła, pod Kruszwicą,
Znały ciebie już narody,
Jak’eś dziwną tajemnicą
Rozmnożyła chleb i miody...
Gdy lud mnogi, stotysięczny,
Gościnnością tylko starą,
Podejmował Piast ów wdzięczny,
Złocistego miodu czarą.
Dziwna w tobie leży cnota,
Co nas strzeże od pogromu,
Ty otwierasz chętnie wrota
I rozszerzasz progi domu...
W tobie leży czar nie lada
I zaklęty skarb miłości,
W tobie lud swe serce składa:
Polska nasza gościnności!
Niechaj mówią jezior tonie,
Głębie naszych wód bezdenne,
Co tam kryją w swojem łonie
Jakie skarby drogocenne?
Gopło! otwórz swe przepaście,
Z których tyle podań trysło,
I o starym powiedz Piaście...
Mów o Wandzie, sina Wisło!
Pograniczny Dnieprze, Odro,
Rzeki, wody Polski całej,
Wyśpiewajcie piersią modrą
Pieśń dziejowej naszej chwały!
Bo jak polskich dziejów fale
Czystem biegły wciąż korytem,
Tak i w waszych wód krysztale
Bóg je pierwszym odbił świtem.
Jest jezioro jedno słynne,
W wieńcu głuchych puszcz zamknięte,
Które dotąd usta gminne
W prostej mowie zowią »święte«.
Mówią ludzie: gdy zmrok pada,
Strach wśród ciemnych jechać borów,
Bo już sobą człek nie włada
Wpośród duchów i upiorów.
Ponad trzciny, lilie wodne,
Co tam rosną nad jeziorem,
Wstają jakieś mary zwodne...
Słychać głuchy jęk wieczorem...
I jeżeli wierzyć dalej
Prostaczego serca strunie,
Na powierzchni nieraz fali
Orszak mrocznych duchów sunie;
I na łąki, na pokosy,
Na obszary i rozłogi,
Dziwną pieśnią grzmi w niebiosy,
W której stare sławi bogi.
Ile z wątku dosnuć można,
Co podaje baśń zawiła,
Niegdyś Mieszka dłoń pobożna
Bóstwa pogan tu topiła.
I tu, — podług baśni starej,
Co z ust do ust bieży chyża:
Po raz pierwszy światło wiary
Błysło Polsce z ramion krzyża.
Czemuż jednak wód tych tonie
Lud omija w nocną ciszę?
Czemu rzadko na ich łonie
Łódź rybacka się kołysze?
Bo lud wierzy w swej pokorze,
Że gdy wicher fale zwełnia,
Świat zaklęty w tem jeziorze,
Tajemnice swoje spełnia.
I choć wieków przeszło tyle
I burz tyle ponad falą:
Duchy w groźnej swej mogile
Starym bogom wciąż się żalą.
Gopło! źródło ty natchnienia,
Dumne dziejów tajemnicą:
Witaj! zdroju odrodzenia,
Narodowych cnót chrzcielnico!
Kiedy silniej pierś uderzy
W takt dziejowym Polski godom,
Zawsze wzrok mój i myśl bieży
Ku przejrzystym twoim wodom.
W nich przegląda przeszłość cała,
W nich mi błyska duch narodu:
Owa Piasta chatka biała,
Owe wonne plastry miodu...
I tej wieży szczyt ogromny,
Co się wśród otchłani sroży,
Jako świadek wiekopomny
Gniewu ludu — pomsty Bożej.
W nich zaranie dziejów świeci,
Co się zmienia w świt wspaniały;
Tylko patrzę — rychło wzleci
Pod obłoki orzeł biały?
Rychło Wojciech, ów mąż Boży,
Chrztem zbawienia skroń mą zrosi?
Rychło wrota Piast otworzy
I do chaty mię zaprosi?
O! przestworzu wód szeroki!
O! jezioro ty natchnione!
Za te czary i uroki
Bądź po stokroć pozdrowione!
W świętojańską noc czerwcową
Obyczajem jest u gminu,
Że dziewczyna w Wisłę płową
Rzuca wieniec z rozmarynu;
A u brzegu chłopiec młody
Kwiat rzucony chwyta w locie,
I oboje z biegu wody
Wysnuwają guseł krocie.
I pierś młoda gra otuchą,
Rojąc w marzeń swych kolebce...
A któż zgadnie, co w noc głuchą,
Młodym sercom Wisła szepce?
Jakaż postać tutaj kroczy,
Tak wspaniała a tak rzewna?
Jak sierota w łzach ma oczy,
A spogląda jak królewna?
Szata na niej złotolita
I korona zamiast wianka?
Cyt! czekajcie: pewnie spyta
Wód Wiślanych o kochanka.
Lecz nie... słówka rzec nie raczy...
Niema stoi, jakby z głazu,
Ni nadziei, ni rozpaczy
Nie wyczytasz z niej wyrazu.
Potem zdejmie diadem z głowy
I zawiedzie głośne żale:
»Płyń mi, wianku mój cierniowy,
»Płyń przez sine Wisły fale...
»Nieś na sobie łzy goryczy,
»Nieś boleści skarg bez liku,
»Ponieś wieniec mój dziewiczy
»Aż do mętnych wód Bałtyku...
»Smutnie fale życia cieką,
»Kres mój zbliża się już zgubny,
»O! płyń wianku, płyń daleko
»Mój niedoszły wianku ślubny!
»Na doliny i na góry
»Roznoś skargi moje łzawe,
»Mów, że polskiej ziemi córy
»Śmierć przenoszą nad niesławę!...
»Niech się długo nie ucisza
»Głos, co smutne serce roni:
»Mów, że nigdy dłoń przybysza
»Nie posiądzie Polki dłoni!
»Nieś przestrogi groźnej słowa,
»Po przezroczu wód szerokiem:
»Córy polskie sam Bóg chowa —
»Przed łakomem wrogów okiem!«
I z tem, drżąca i spłoniona,
Niby rybka w tonie pluska;
Fala, lekko potrącona,
Mieni się jak srebrna łuska...
Chwilę krótką, Wisły wody
Drgały dreszczem w głębiach fali,
Lecz po chwili, bez przeszkody,
Znów jak przedtem biegły dalej.
Cóż za dziwne tajemnice
Noc przed oczy moje kładzie?
Siwi starce i dziewice
I młódź bieży tu w nieładzie.
Jakiż przestrach gna ich srogi?
Czego chcą tu w tej godzinie?
Co oznacza ten krzyk trwogi,
Co z ich piersi w niebo płynie?
Niby jakieś mary nowe,
Pod olbrzymich duchów wodzą:
Idą płaczki pogrzebowe
I w rozgłośny jęk zawodzą.
Idą wieszcze i kapłani,
I grzmią w niebo z piersi całej:
»Niema, niema naszej pani,
»Gołębicy naszej białej!«
Idą dziewki z piosnką rzewną,
Niegdyś drużba jej tak miła:
»Gdzieś — wołają — o! królewno!
»Gdzieżeś, gdzieżeś się ukryła?...
»Kto dziś weźmie berło twoje?
»Kto książęcy tron posiędzie?
»Kto ci cudnych włosów zwoje,
»W tej topieli trefić będzie?...
»Kto ci baśni wątek złoty,
»Rozesnuje przed oczyma?
»Kto utuli nas sieroty,
»Kiedy, Wando, ciebie niema!«
»Kto — pytają stare woje,
»Kto — zawodzą chłopcy młodzi
»Kto nam krwawe nasze znoje
»I wojenny trud osłodzi?
»Kto nam będzie tą pochodnią,
»Co hart w piersiach rozniecała?
»Kto gwiazdeczką tą przewodnią,
»Co nam w bojach przyświecała?«
I tak idą, tak się skarżą...
A lud wciąż liczniejszy płynie,
I spogląda smutną twarzą
Ku wiślanych wód głębinie...
O! wy fale Wisły płowe,
Wiecie, coście pogrzebały?
Nie dziewicę, nie królowę,
Lecz narodu klejnot cały...
Płyńcież cicho nad ofiarą,
Jęcząc skargi żałosnymi
I wciąż dzwońcie jej pieśń starą:
»Wanda leży w naszej ziemi!«
O! minionych lat postacie,
Piasta, Wandy wy rówieśni!
W legendowej swojej szacie
Na zaklęcie wstajcie pieśni!
O wy, ziemi tej zaszczyty,
Wojownicy pełni sławy,
Wzruszcie zimne swe granity
Ziemomysły, Przemysławy!
Niech ta przeszłość z pod mogiły
Na zaklęcie pieśni wstanie!
Wskrześ ją słowem pełnem siły,
Czarodziejski nasz Bojanie!
Uderz w struny lutni złotej,
Co hart miecza przezwycięża,
Sław prastare nasze cnoty,
Sarmackiego błysk oręża...
Mów o owych dniach uroku,
Które żyją w podań echu:
O wawelskim powiedz smoku,
O Krakusie i o Lechu.
Zwróć się, zwróć w te czasy lepsze,
Gdy Bolesław, król nasz śmiały,
Dźwięczne surmy kładł po Dnieprze,
Aby sławą jego brzmiały!
Bo któż godniej z podań czary
Niedosnutą baśń dopowie,
Jeśli nie ty, wieszczu stary,
Coś przy dziejów stał budowie!
Jest gród w Polsce ponad grody,
Wyniesiony okazale:
Pod nim białe Wisły wody
Cicho toczą swoje fale.
Gród to stary, — bo początek
Jego, zmierzchu wieków sięga:
Pełen wspomnień i pamiątek,
Jak pisana dziejów księga.
Gród to święty i dostojny:
Bo za dawnej w nim pamięci
Żył Jan Kanty bogobojny
I mężowie żyli święci...
W cnotach rosły tutaj domy,
Cne Bonary, Odrowąże:
To też łaski znak widomy
Dzieje miasta z niebem wiąże.
I nie darmo serce wieszcze
Zwraca się do tego grodu,
Bo przeczuwa, że w nim jeszcze
Żyje czerstwy duch narodu.
Każdy głaz tu, w prochu legły,
Ma osobne swoje dzieje...
Z każdej niemal tutaj cegły
Duch przeszłości naszej wieje...
Wśród przeróżnych dziwów wielu,
Niemych świadków lepszej doby,
Jest tam zamek na Wawelu,
I królewskie są tam groby...
I świątynia jest wspaniała,
Równej niema ziemia lacka,
Z niej ku niebu, niby strzała,
Biegnie wieża Maryjacka.
A z pod wieży tej sklepienia,
Na dalekie sioła, wioski,
Hejnałowe biją pienia
W cześć Maryi Częstochowskiej.
I jest Skałka — a z jej ściany,
W drzew ukryty zieloności,
Patrzy kościół murowany,
Niby oko Opatrzności.
O! promienne jest to oko,
Że aż przed niem gwiazdy bledną,
Które czuwa wciąż wysoko,
Nad ojczyzną naszą biedną....
Co jak gwiazdka utajona,
Całej Polski głąb przenika:
Wzrok pierwszego jej Patrona,
Stanisława męczennika.
O! Ty Bożych łask szafarzu!
Przy cudownym Twoim grobie —
Na Ojczyzny dziś cmentarzu,
Stróżu Polski — pokłon Tobie!
Oto wchodzę pod sklepienie
Tej świątyni na Wawelu:
Pokój wam, o wielkie cienie,
Co tu spicie od lat wielu...
Pokłon wam i cześć niezłomna,
W tych dniach smutku i żałoby:
O katedro wiekopomna,
O królewskie nasze groby!
Płonna lampka blask swój siny
Po zakątkach drżąc zatacza,
I do ojców mych dziedziny
Przyprowadza mię tułacza...
Jak tu cicho i jak błogo
Pod mogiłą tą podziemną!
Prócz mnie — niema tu nikogo,
Tylko jeden Bóg nade mną...
Tylko smutne te kolumny,
Jak cyprysów rząd na grobie...
Tylko te królewskie trumny,
Co zamknęły wszystko w sobie...
I nikt więcej mnie nie widzi...
Tum, w dziedzictwie mem, sierota,
Nikt tu z moich łez nie szydzi,
Nikt nie wygna mnie za wrota...
Jakieś cienie tajemnicze
Wysuwają się z ukrycia:
O! poznaję ich oblicze,
Jakbym widział je za życia!
Widzę was, tu, w tej świątnicy,
Zygmuntowie wielcy nasi!
Miecz połyska wam w prawicy,
Wawrzyn czoła wasze krasi...
Widzę was, o cne postacie!
Mądrość bije wam od czoła,
Słodycz dziecka w oczach macie,
A miecz w dłoni — archanioła.
Wasze prochy tu dostojne
W tej świątnicy odpoczęły...
Widzę was, o duchy zbrojne,
Batorego i Jagiełły...
Widzę wielkość mej Ojczyzny,
Co pod pieczą waszą rosła,
A dziś stoi wśród mielizny,
Jak samotna łódź bez wiosła...
Nad nią burza ryczy dzika,
Fala nawę w przepaść chłonie,
Znikąd gwiazdy ni sternika,
Coby wiodły ją przez tonie...
Czemuście mi poznać dali
Wielkość naszą w tej zamroczy?
Wstyd mi czoło moje pali,
Nie śmiem stanąć wam przed oczy.
Cóż ja biedny, cóż wam rzeknę,
Gdy staniecie groźni, niemi?...
Chyba do was się ucieknę,
O! anioły naszej ziemi!
Chyba pójdę, skąd nad groby
Blask mi żywszy światła miga;
Tam mej troski i żałoby
Ulituje się Jadwiga...
Pójdę bolem rozszalały
Do stóp świętej tej postaci,
I zapytam drżący cały:
»Matko! — kto mi łzy zapłaci?«
O! strażnico dziejów Polska,
Echem tylu wspomnień drżąca!
Tyś jak harfa jest eolska,
W którą palec Boży trąca.
Dziwne skarby i wspomnienia
Przechowujesz w swojem łonie,
Dziwny z ciebie w pokolenia
I tajemny urok wionie.
Kto raz wstąpi w twoje progi,
Kto odetchnie twem powietrzem,
Temu mniej już ucisk srogi,
Samo jarzmo zda się letszem.
Bo z twych murów — wieków chwała
Zda się budzić duch zwycięski:
»Patrzcie — stoję jakem stała,
»Mimo tylu burz i klęski!«
O! świątynio ty żałobna,
O! przybytku śmierci chmurny
Jakżeś dziwnie jest podobna
Do olbrzymiej dziejów urny!
Jak łzawnica starodawna,
Patrzysz z grobów w mrok daleki;
O! świątynio tyle sławna,
Pozdrowiona bądź na wieki!
Dziejów naszych księgo złota,
Wielka w tobie moc zamkniona.
Na dnie twoim leży cnota,
Niby perła utajona!
Snopy blasków i promieni
Rozsypujesz dziejom na tło,
Nie znasz mroków ani cieni,
Samo w sobie skupiasz światło.
Tyś jak jutrznia jest różowa,
Co wesela blaskiem płonie...
I nie darmo »Gwiazd Królowa«
Królowała w twej koronie.
I nie darmo, Polsko miła,
Sztandar wiary niosłaś górą:
Boś ty jedna godną była,
Bożej Matki zwać się córą.
Już u dziejów swych kolebki
Poszłaś w niebo orlim lotem!
Już żył w tobie ten duch krzepki,
Co jak olbrzym stanął potem...
Już twa słodycz i gościnność
W siwym Piaście się skupiła;
Już ofiary cnej powinność
Z Wandą w cichy grób zstąpiła.
Dotąd duch ten czuwa stary,
Na mogile twych pamiątek,
Duch miłości i ofiary,
Co dał dziejom twym początek!
Duchu Polski, wiecznie żywy!
Mimo ciosy co dnia krwawsze,
Mimo wroga ręki mściwej,
Nieśmiertelny! żyjesz zawsze!
W tobie wiara i otucha,
W tobie port nasz i zbawienie,
Tyś bożego cząstką ducha,
Więc i wieczne twe istnienie!
Tyś proroczem hasłem świata,
Co pomimo zniszczeń dzieła,
Nad grobami grzmiąc ulata:
»Jeszcze Polska nie zginęła!«
Jest w Karpatach góra wielka,
Wyniesiona ponad inne,
Jak cudowna karmicielka,
Czarem poi serca gminne.
Szczyt jej wiecznie poza chmurą,
Ginie w rąbku śniegów białym,
Lud ją zowie »Babią górą«
Stąd, że matczy Tatrom całym.
Duch podania, co z niej wieje,
Włada w pełni wśród tej dziczy,
I na całe nasze dzieje
Rzuca urok tajemniczy.
Nieraz, gdy noc padnie głucha,
A wiatr w zeschły liść szeleści,
Grono prządek trwożnie słucha,
Czarodziejskiej opowieści.
Na odźwierku blask łuczywa,
Fantastyczno rzuca cienie,
A staruszka, matka siwa,
Budzi dawnych lat wspomnienie.
I gdy rąbek ich odsłania,
To jak wróżka kiedy wieści:
Taka moc w niej przekonania,
Taka siła w jej powieści...
Coraz wolniej mkną wrzeciona,
Coraz ciszej w gwarnym chórze,
Dziatwa słucha rozmarzona,
Baśni o zaklętej górze.
Wieki płyną — jak w tej stronie,
Nie za ludzkiej już pamięci,
W tajemniczem góry łonie
Wojownicy śpią zaklęci...
Skąd tu przyszli, kiedy, poco?
Próżno pytać wieści głuchej,
Dość, że nieraz ciemną nocą,
W długim szlaku mkną tu duchy...
Nieraz słychać tu chrzęst broni,
Przytłumiony gwar człowieczy,
Brzęk ostrogi, rżenie koni
I ostrzenie stalowych mieczy.
A gdy burza pomknie dzika,
Poprzez nagie Tatr ogromy,
Góra z grzmotem się odmyka
I duch staje w niej widomy.
Stoi, patrzy w dal głęboką
I poświstu wiatrów słucha,
Nieruchome jego oko,
Zdradza ognie jego ducha.
Szyszak mu na skroni błyska,
Pierś rozsadza pancerz twardy,
Głownię miecza w dłoni ściska,
Stoi, patrzy rycerz hardy.
Cisza wkoło... żadne zgoła
Nie wstrząsają ziemią dreszcze...
»Czy już pora?« rycerz woła —
A głos z góry grzmi: »Nie jeszcze!«
I znów grom po gromie spada,
Jak w dzień sądu ostateczny,
Góra z jękiem się zapada
I duch wraca na sen wieczny.
Lecz niedługo już snu tego,
Stara matka dziatwie wróży:
Za chwilami chwile biegną,
Słońce wstaje znów po burzy...
Wkrótce wzejdzie dzień słoneczny,
Dzień zbawienia, dzień otuchy,
Co z pościeli zbudzi wiecznej,
Pod tą górą śpiące duchy.
Wstaną one — miecz przypaszą,
Na cisawe konie siędą,
I za świętą sprawę naszą,
Z zaborcami walczyć będą.
Bo nie żadna siła ludzi,
W pomoc przyjdzie Matce świętej,
Lecz ten Boży duch ją zbudzi,
Co w tej ziemi śpi zaklęty!
Ojców moich ziemio święta,
Ziemio wielkich cnót i czynów!
Tyś na wskroś jest przesiąknięta,
Krwią ofiarną twoich synów.
I nie darmo w twoje rano,
O puścizno przodków droga!
»Ziemią świętą« ciebie zwano,
Boś najbliżej stała Boga.
Byłaś ziemią poświęcenia,
Manną głodnych, skrzydłem gości,
Dziwny ciebie opromienia
Czar męczeństwa i świętości...
Niegdyś — ze stron tych pątnicy,
Z wiarą w sercu niewymowną,
Do Piotrowej szli stolicy,
Po relikwii kość cudowną...
I gdy, wszedłszy w święte progi,
W posłuchania krótkiej chwili,
O talizman łaski drogi,
Dla Ojczyzny swej prosili:
Papież rzekł im: »O! pielgrzymi!
»Na cóż innych wam świętości?
»Wasza ziemia krwią się dymi,
»Krwią, ze świętych ofiar kości!«
I wziął w rękę swą sędziwą,
Polskiej ziemi grudkę małą,
I na dłoń mu się — o dziwo!
Kilka kropli krwi polało...
»Weźcież — rzecze — proch ten z sobą,
»I cud Boży głoście wszędzie,
»Niech ta ziemia wam ozdobą
»I relikwią świątyń będzie!
»Niechaj proch ten z waszych progów
»Wciąż wam świadczy przed oczyma:
»Jak nad Boga niema bogów,
»Nad tę ziemię świętszej niema!«