Chloe

Wśród zachodu różowych promieni
Szła przez łąkę, śpiewając wesoło;
Zapach zboża, kwiatów i zieleni
Wonną falą opływał ją wkoło.
 
Miała w ręku koszyk łozinowy,
Parasolkę i świeży bławatek;
Jako ptaszę była do połowy,
Do połowy była jako kwiatek.
 
Biały muślin osłaniał jej ręce
Z różowego toczone marmuru;
Zakochany w dziewiczej piosence
Słowik piersi nastrajał do wtóru.
 
Kapelusik ze złocistej słomy
Maską cieniu krył jej oczy duże;
Coś z nią szeptał bożek niewidomy,
Bo na licach miała ciągle róże.
 
Pierś, widoczną przez tkanki przezrocze,
Podnosiła miłości tęsknota;
Na ramionach leżały warkocze,
Ze szczerego uplecione złota.

Jak królowej kłaniało się kwiecie:
Jaskier żółty i modra ostróżka —
Złą władczynią była ona przecie,
Gdyż poddanych kładła do fartuszka.
Szła przez łąkę z podniesionym czołem,
Które blasków opasywał wianek —
Patrząc na nią, z cicha wykrzyknąłem:
„Czyż powrócił złoty wiek sielanek?..."

Czytaj dalej: Deszczyk - Wiktor Gomulicki