Pastorałka (Dunajskie ryby, pstrągi i łososie)

Dunajskie ryby, pstrągi i łososie,
W szare progi kamienne płyną siną wodą,
Zżółkłemi liśćmi buczyna trzepoce,
Uherskie góry zginęły w pomroce, —
Hawrań i Murań stoją siwe w szronie,
Smreki pod nimi w bielutkim robronie,
Hej baco, — hej baco, mój drogi! —
Wszakże to tyle już latek minęło.
Jakeś na hali szopę wybudował!...

BACA

Lata prędko leciały — jak kukuczki gajem,
Tuśmy się narodzili — a tu nas nie staje, —
Szopem w hali zbudował, — stajnię znamienitą,
Dziś ją tam zamieszkuje Pan ze swoją świtą,
Żona jego Maryja z malutką Dzieciną,
Dziś im się narodziło to dziecię cudowne,
Rączyny i nożyny jak u lalki równe,
Właśnie się mnie pytali pachołcy od Roja.
Którędy się to idzie do tej szopy mojej. —

RYBACY OD DUNAJCA

A powiedzcież nam baco, powiedzcież nam wartko.
Jakby się tu pokłonić przed Dzieckiem i Matką.
Mamy pstrągi kropiaste i brzany srebrzone,
I ślizienie zwyrtne w potoku złowione.
A którędyż to droga do tej szopy w hali?!... —
Żebyśmy się tam przed żłób Dzieciątka dostali...
A te w kobiałkach ryby zaniesiemy Pani...

RAUBSICE

A mój baco harnaśny, a mój baco miły,
I my też przed żłób Pana zdążamy co siły.
Ja mu niosę sarniuka, a kamraci strzelce

Wilka prowadzą, co go złapali za kielce,
I całego jelonka z Homolaca lasów,
Co go tam ułowili bez flinty i bez psów.

BACA

Ha, ha, ha, — ha, ha, ha, — ha, ha, ha,
A toście wilczkowi napędzili stracha,
Będzie się też to cieszyła Dziecina,
Żeście tak śwarnie zaszli tego poganina.

MUZYKOWIE

A powiedzże nam baco, — powiedzże kochany,
Którędy się to idzie do tej naszej Pani,
Pokłon niesiem dla cieśli dla Marji i Dziecka,
Zagramy mu na flecie, basie i skrzypeczkach.
Zagramy mu, sztajera, czardasza i walca,
Co się go tak śwarnie tańcuje na palcach.
I tego marsza, co go to Rakoczy,
Kazał se przed spaniem grać muzykom w nocy.

BACA

A zagrajcież Jezusowi marsza zbójnickiego:
Jak się to Janosik ruszył spod Hrubego,
Kiedy to na wesele szedł se do Luptaków,
Pobił po drodze w karczmie pięci Ludźmirzaków,
Ani pandurów, ni wojska nie baczny, —
Zabił trzech harendarzy, — spalił cztery karczmy.

PASTERZE

Ej panie baco wielki — powiedzże nam panie,
Którędy się to idzie ku onej polanie,
Kędy to Dzieciąteczko na sianie spoczywa,
A przy Niem Matka Jego, Pani Miłościwa,
I cieśla w starych portkach i podartej czusze,
I moi kompanowie, i ja też tam muszę...
Niesiemy im każdy po sera kawałku,
Dwa mendle jajek i masła osełkę.
A czarny Kuba dla Jezusa Pana,
Prowadzi za rogi całego barana.

BACA

Do owej stajni, do owej biedoty,
Idzie się od potoka przez leśne wykroty,
Potem się przez polanę na prawo weźmiecie, —
A tam szopę na hali pod lasem znajdziecie.
Teraz w drogę ruszajcie, do szopy się bierzcie
Z muzyką tam zachodźcie i dary zanieście.
I ja też się wolno za wami powlokę,
Tylko się w nowy serdak, w czuhę przyoblokę,
Bo już wieczór i niebo iskrzy się gwiazdami,
Słońce za las zachodzi, a miesiączek wschodzi,
I złotą chmurę swoim rogiem bodzie,
A wy, ludkowie, co się tak śpieszycie,
Aby zobaczyć w żłobie to maleńkie Dziecię,
Bierzcie się za tą gwiazdą, co nad lasem świeci,
Co tak jasno błyszczy wpośród chmur zamieci.
Ona przed żłób Jezusa — Trzech Królów prowadzi.
Kacper, Melchior, Baltazy zwą się Ci Królowie,
A skąd idą, — potem każdy się z was dowie.

Teraz pod wieczór lasy w sinej dali
I góry się ściszyły i wiatry na hali, —
Cały świat się ucisza przed tą świętą nocą,
A biednych serca z radości łomocą.
I jak te bystre wody w potokach się ciszą,
Tak się miłością ludzkie serca ukołyszą. —

Czytaj dalej: Kolenda - Tytus Czyżewski