Zmrok miasta chmury to kwiaty
Kwiaty rosy spragnione jak
Stada w górach kwiecistych pszczoły
Lecą niebawem do raju anioły
Gołębie Boga wzlatują w niebo
Nad miastem w dole miasto jęczy
Przez sen budzą się robaki stada
Ludzie mówią przez sen wymawiają
Imię Boga wstydliwe aniołów
Wzywają twarz Lucyfera ogień
Pali się w żyłach gdy idę ulicą
Na rogu staję przecieram oczy
Mgła to fontanna wiosenne drzewa
Nieznani mi ludzie idą ulicą
Na rogu staję przecieram oczy
Drzemią samochody latarnie
Miasto blade ze snu patrzy
Zaropiałemi oczami nadziei
Gdy wzywał na rogu ulicy imienia szatana
Nadaremnie wzywał imienia tego satrapy
Uzurpatora zbrodniarzy dziewcząt apaszów
Na darmo wzywał imienia konając
Z nożem w sercu konał pod bramą
A wtedy patrol policji szedł lewą
Stroną zakrwawionego chodnika
Gdzie w błocie ślady bucików
Bladej dziewczyny ulicznej
W pędzącem aucie gdzie kierownica
Butelka wódki pełna sina
Upiór to stoi śmieje się
12 centymetrów wysoki
Tymczasem w Saskim ogrodzie w ciszy
Gdzie resztki śniegu cukru pod murem
Śniegu brudnego sadzy z komina pałacu
Pod śniegiem zielone pęki blade
Sutki piersi młodej dziewczyny zwiędnięte
Rozwijających się liści kasztanów
Kot brudny sadzami pałaców
Łowca dusz kanarków i myszy
Wraca wolno balon-sterowiec pełny
Wraca z nocnej libacji miłosnej
Mknie dyskretnie cicho pod murem
Naprawdę jest to kot czarownicy z Madrytu
Sławnego malarza Goyi z Quinta del Sordo
Tutaj w Warszawie znam taką dziewczynę
Która ma kota białego jak chmura nad Wisłą
Właśnie zasnął na ławce w Alejach
Był to jej siny kochanek
Spotkał go agent policji potrójnie
Dziewczyna ma suknię jedwabną różową
Jak chmura wiosenna nad zamkiem
Piła dziewczyna wino w nocnym dancingu
Wino jak woda Wisły wabiąca
Dziewczyny piersi wabiące krajobraz ciszy
Wiosenny wiatr leci aleją i gwiżdże
Hej prędzej auto auto tu do mnie
Woła pan w smokingu błyszczącym czarnym
Futrze jak tygrys futro w pręgi
Stanęło auto w długiej alei
Jerozolimska zwie się aleja
Od miasta gdzie krzyż i palmy
Czekały młodego Chrystusa
Organy w katedrze szeleszczą skrzydłami
Dziecko płacze w kolebce u matki
Budzi się ze snu brzask się robi
Warszawa wstaje matka do dziecka
W szpitalu białe łóżka rzędem jak łodzie
Charona o wiosłach błękitnych i misce
Pełnej zwietrzałych obolów
Zapach lyzolu waty i kamfory
Jak chmury w izbie na stole
Budzą się ludzie w łachmanach
W nocnym azylu w jamie
Pręgowanego borsuka
Weszła chmura anioł błękitny
Przez rozdarty dach wiatrem wiosennym
Kilka płatków topniejących śniegu wleciało
Są to wczesne motyle wiosenne
Goniące za różą
Nad miastem promień zbłąkany
Który wiatr wplata w chmury
Gdzieś daleko daleko wschodzącego słońca.