Wiatr wionął szumiąc po pustynnym stepie,
I śnieżną zamieć w obłoki wzbił,
A mroźny tuman rwie się i trzepie,
Jak z huraganu rzęsisty pyl.
A po tej drodze z wichrami fali
Pędzą kibitkę w odległy szlak,
I dzwonek tylko słychać z oddali,
Jak pogrzebowy umarłych znak.
W kibitce widać postać młodzieńca;
Smutne, lecz dumne spojrzenie słał,
Na twarzy jego był ślad rumieńca,
Lecz ten za chwilę zniknąć już miał.
Wyjrzał z kibitki, potrzasnął głową,
Nie dbał, że wzbudził w żandarmie gniew,
Oczy swe zwrócił w stronę stepową,
A pierś tęsknoty jęknęła śpiew:
Próżno na zachód łzą oczy zlane
Tęskne spojrzenia rzucają tam,
Gdzie ja opuścił kraj mój kochany
I już na wieki żegnać go mam.
Nie ujrzę więcej mojego sioła,
Rodziny mojej nie ujrzę, nie,
Ach, ani matki, mego anioła,
Nie ujrzę więcej, nie ujrzę, nie!
Łotry, w kajdany skuli me dłonie,
Lecz wolnej duszy nie mogli skuć!
Zrzućcie kajdany! ja się obronię,
Ja was nauczę, jak wolność czuć!
Bywaj zdrów, kraju, Ojczyzno droga!
Ach, gdzie twa wolność, swoboda gdzie?
Wszystko zostało w niewoli wroga!
Nikt mi dziś ręki nie poda, nie!