Znaszli termy Domicjana,
Drogi, bramy i fontanny,
Gdzie topoli woń rozwiana
I szum wody nieustanny?
Tam ja szedłem w zimie z rana.
Aż u Marii bram Anielskiej,
Przy dalekim białym murze,
Chłopiec dmie na dudzie sielskiej,
Pifferaro w koziej skórze,
Góralczątko, ot tak duże...
Dmie, zadyma małe żaczę,
A co skończy, to poskacze,
Obie ręce wziąwszy w boki,
Kozie skoki...
Kiedy na mnie zwrócił oko,
A łzy chłopcu z zimna płyną,
Począł wołać: Signorino!
Daj bajoko, daj bajoko,
Signorino!..."
A ja, by doświadczyć cnoty,
Rzekłem: Tyś bogatszy może;
Ja bez dachu we dni słoty,
Trzecią noc już śpię na dworze;
Daj mnie, tobie Bóg pomoże..."
A mój grajek patrzy, bada,
Taki jak i ja włóczęga,
Dudkę swą na ziemię składa,
Pod kożuszek sięga, sięga,
Znać bogactwa nie posiada...
Uśmiech skrasił twarz pyzatą,
Promień odbił się od oka:
"Otóż tobie pół bajoka,
Kupże sobie chleba za to,
Za niedługo przyjdzie lato."
I w poskokach pobiegł dalej
Ku Trytone drogą z góry,
Gdzie się chwieją w wiatru fali
Palmy liście złotopiórej
I w dół idą białe mury.
A ja, zdumionjego darem,
Z duszą aż do łez wzruszoną,
Rzekłem: "Oto w Rzymie starym
Nad tym małym pifferarem
Jakiś święty czuwa pono."