Pomnik Jana III

Stanął, zastygł w kamieniu, krzepki i wspaniały,
już się kopje żelaznym płotem nie pochylą,
po wiedeńskich przewagach dziś jedyną chwałą
na narodowe święta krzepki krok defilad.

A bywało — w obozach — poszumy nad głową,
chadzało się z magnacka, a z piersią wypiętą,
szumiało z jaśniepańska, kraśno, kontuszowo,
a dziś — łyki w kontuszach na kurkowe święto.

Gromiło się Tatary i Kozaki z pańska,
po piersiach się jeździło, z husarska, naścieżaj,
piło się zamaszyście, z polska, z trzeciojańska,
tylko środkiem ulicy szło się, jaknajszerzej.

Zbyt rzadko majestaty przychodziły pląsać
na kowalowe gody pańską kawalkadą.
Lada gołowąs dzisiaj uśmiecha się z wąsa
i z tego, że ze stołka król konia dosiadał.

Z historycznych perspektyw oglądany nieład
spod pomnika nieświetnie się dzisiaj odznacza:
perspektywą w rzęsiście oświecony teatr,
i w drugą — rzędem latarń — na Marjackim Placu.

Król w inną zapatrzony, tak przez noce zastygł,
nad miastem niespokojnie ku niebu się sprężył,
bo ujrzał: — Znów jak krzywa szabla zwisł nad miastem
teraz już autentyczny, pogański półksiężyc.

Czytaj dalej: Moje polesie - Tadeusz Hollender