Tyś żył daleko w dymie i sławie,
śpiewając wino, miłość i krew,
w brzydkiej stolicy, w płaskiej Warszawie
mrówczo i wieszczo marszczyłeś brew.
Mnie Twoje słowa tłukły pięściami,
wiersz mi się każdy pod sercem kładł,
prawie że wszystkie umiem napamięć,
oddycham niemi od tylu lat.
Ja się od Ciebie uczyłem śpiewać,
słowa szarpałem jak mokre bzy,
więc teraz Ty się na mnie nie gniewaj,
gdy chce inaczej śpiewać niż Ty.
— — — — — — — — — —
Wiem — samotne są słowa poety,
komuż zatem poświęcić je mam,
choć przyjaciół mam i kobietę,
do śmierci zostanę sam.
Matka w innym oddawna już świecie,
ojciec obcy pracom mym i dniom...
— Największemu współcześnie poecie,
— Tuwimowi poświęcam ten tom.