Kiedy po latach znów się spotkamy przypadkiem.
Powitania mojego głos będzie wyblakły,
Jak dawna fotografja, lub liść, w słońca siatkę
Jesiennego wplątany, więziony ukradkiem.
Odwieje włos siwawy płochy wiatr ze skroni,
A wraz z nią całe czoło bezwstydnie odsłoni,
Już zawiędłe, goryczy rylcem utoczone.
Wtedy miniesz mnie chętnie. Spojrzę, pochylony;
Prześliczny chód twój śledząc, dawne młode kroki.
W przelotnem tem wejrzeniu będzie żal głęboki,
Że my, stąpając niegdyś po zdradliwej fali,
Tak się czule, beztrosko, zabójczo mijali.