W oparach tlące metale,
żyły lśniące, gorzkie rudy,
zastygłe zielono fale,
majaki globowej złudy;
żółcie ścięte, wrzące strugi,
łuski, pierścienie magiczne,
jeziornianych luster smugi,
łuny w łupkach antarktyczne;
tchnienia opali przemienne,
parujące cieniem źródła.
widziadła dźwiękiem promienne,
jako wiolinowe pudła;
o, węże szybkie, gołębie,
tumany złocistej groty.
wszczepione w korzeni głębie
kryształy, mroźne klejnoty —
drewno dygotem się kłoni
ku widmom nieziemskiej luny,
i palcom srebrzonej dłoni
poddaje ogłuchłe struny:
w źrenicy skrawe opary,
tumany w lękliwej walce,
już niepodźwignione czary
prują purpurowe palce:
płomienna lira liryczna,
wiosna w drewnie udręczona,
o, Dryado romantyczna,
nawpół z gleby wychylona;
gałęzie w strumieniach wieją,
przebudziły się jaskółki,
powracasz, o, beznadziejo,
miotając płoche fiołki:
w zmierzchaniach tlejące zjawy
milkną, jak zmarłych pacierze —
wszystkie nasze nocne sprawy
płomyk wpółzdmuchnięty strzeże.