A tego roku jesień też jest siwa,
Ludzi ucisza, w drzewach kształt odkrywa.
I tego roku obłoki wydłuża,
Że idą niebem jak ziąbu przedmurza.
I tego roku w polach praca tłumna,
Gadają młyny, pachną chlebem gumna.
Jakby, zaiste, nie przeszła nad nami
Chorągiew bólu z ciemnymi skrzydłami,
Jakby nam czoła nie obrosły chrusty
I jakby „spokój” nie był dźwięk już pusty.
A tu — gdzie mieszkam — gdzie do ciebie piszę;
Ptaki dziobami przędą wielką ciszę.
Staw rzęsę dźwiga, rzęsa trzciny wiąże,
Zamyka łono nasycony grążel.
Pola topolom, topole rozstajom,
A lasy borom milczenia podają.
Jakby, zaprawdę, trznadle i czyżyki
Niosły przez niebo Chustę Weroniki.
Jakby, zaiste, za tych drzew bukietem
Przydrożny strumień rozlewał się w Letę.
Wybacz więc: idę przez wioskę ściszony,
Biorę od ludzi zdawkowe ukłony.