Śniły mi się konwalie noc całą,
Strugę woni rozlewając dokoła....
Z perłą rosy błyszczącą u czoła
I ty byłaś konwalią też białą —
A dwa liście szerokie, zielone
Nad twym czołem się plotły w koronę.
I widziałem konwalij tłum cały,
Jak przed tobą schylały swą głowę,
Diademy i wieńce perłowe,
Niby z hołdem u nóg twych składały,
A tyś w dumie królewskiej wyniosła,
Nad głowami poddanek swych rosła.
I widziałem, jak potem u szczytu
Rozmarzone i jeszcze półsenne
Całowało cię słońce promienne,
Wychylone ku tobie z błękitu,
I bezkarnie.... ach, całą swą siłą
Pocałunkiem w twe usta się wpiło!
Więc o słońce zazdrosny w błękicie,
Że go zgasić nie mogłem w tej chwili,
Gdyście usta ze sobą spoili —
Obudziłem się ze snu o świcie....
Lecz wciąż myśląc o szczęsnym rywalu,
Patrzeć w niebo nie mogę — bez żalu!...