Wstydliwa się zorza już kąpie w ruczaju,
Hejnały śpiewają skowronki,
Wiatr brzozom rozplata warkocze po gaju
I dzwoni pobudkę we dzwonki....
A tchnienie poranku rozbudza drzemiące
Kwiatuszki wśród miękkiej murawy —
Mgła senna po nocy przespanej na łące —
Leniwo się wlecze nad stawy.
Świt spłonął.... tam w górze tak jakoś obłocznie,
Że dusza wyrywa się okiem —
Za chwilę i słonko już wspinać się pocznie
Nad ziemią po niebie wysokiem.
I ziemię-kochankę promiennem spojrzeniem
Namiętnej miłości obleje —
A ona rozkosznem odpowie mu drżeniem
I całą się krasą rozśmieje.
Nie łatwo, choć słońcu, pokusom się bronić!
Zatęskni i niebo porzuci —
I zacznie w objęcia kochanki się kłonić
I do niej stęsknione powróci....
Lecz gdybym ja kiedy skrzydłami lotnemi
Mógł z słońcem się jego wspiąć drogą,
Gdy ono-by tęskne wracało ku ziemi —
Czy miałbym ja wrócić do kogo?...