Duch mój — ptak Boży, co go Pan w czas ranny
I w czas wiosenny wypuścił pod niebem,
A z rąk mu daje przeczystych ros manny
I karmi chlebem.
A zaś go lotów uczy i za skrzydła
Niemocne trzyma, by zwyknął w przestrzeni,
I blaskiem cichych odziewa promieni
I strzeże sidła.
A z pieśni onej wielkiej, którą wieczność
U stóp mu śpiewa, głos jeden mu daje
I każe lecieć nad smętnych ziem kraje
W przyszłą słoneczność.
A gniazda jemu nie ściele na róży,
Ani pogodą nie darzy na ziemi,
Ale go trzyma pod błyskiem, wśród burzy,
Pod gromy swemi.
A zaś go wiatru cichego powieniem
Na lasy niesie, na pustych niw pola,
Gdzie ludzie chodzą w zadumie a z drżeniem,
Gdzie płacze dola...
A zaś go niesie na role cmentarne
I nad kurhany wypuszcza, jak strzałę,
Ażby w ruń groby porosły tam czarne
I w kwiecie białe...
A zaś rybitwą na wielkie szle wody,
Co senne łodzie swym krzykiem zatrwoży,
A zaś skowronkiem, co czasy pogody
Oraczom sporzy...
A umęczony jest duch mój w tym locie
Trapieniem Pańskiem i własną niemocą
I nieraz mdleje w palącej tęsknocie
Miesięczną nocą...
Lecz mu nie wolno, jak czynią motyle,
Skrzydłami bijąc, na ludzkie paść ramię...
A tę gałązkę, gdzie spocznie na chwilę,
Pan zaraz łamie...
Aż sam po niego wyciągnie swe ręce,
Z powietrza weźmie, na piersi go złoży
I krwawe pióra wygładzi po męce...
Duch mój — ptak Boży...