Lombardii pola mi się pokazały
We mgłach szerokich, kryjących błękity:
Koń Barbarossy cwałował w nich biały.
Przed nim szlak mleczny, perłami wybity,
Za nim się grzywy tumanem rozwiały,
Nad nim szumiące w polotach — piór kity.
Pędził, do starych bojów rżąc, do chwały,
Do szczęków mieczy, dzwoniących w dzirity,
Do warku cięciw i do świstów strzały.
Lecz kraj był cichy i smutkiem nakryty
Rzeczy, co przeszły, i ech, co skonały,
Odbite jękiem, o Alpów gdzieś szczyty.
Na koń! Na konia! Kto będzie dość śmiały
Osiąść rumaka z srebrnymi kopytami?...
Cisza... w dolinach winnice zadrżały.
I nagle pastuch lombardzki zdziczały
Rozgarnął w strony liść jasno podbity
I patrzył we mgły, a nozdrza mu grały...