Gosposia

Autorka:

Ach, Sta­sień­ku mój zło­ty,
Co też ja mam ro­bo­ty!
Czy uwie­rzysz, ko­cha­nie,
Że mi cza­su nie sta­nie?

Le­d­wie oczy otwo­rzę,
Słu­cham — świer­got na dwo­rze,
A na okno mi spa­da
Głod­nych wró­bli gro­ma­da.

Ani, ani się ru­szyć:
Za­raz buł­kę im kru­szyć,
Za­raz go­dzić ich swa­ry.
Taki na­ród ten sza­ry!

Wyj­dę, wyj­rzę — przed do­mem
Stoi z gar­dłem ła­ko­mem
Żóraw, śle­py nie­bo­że,
Już nic wi­dzieć nie może.

Żóruś, Żóruś, bie­da­ku! —
Masz tu gro­chu w prze­ta­ku,
Masz tu wody mi­secz­kę,
Pod­jedz so­bie tro­szecz­kę!

Żóraw głos mój ro­zu­mie,
I dzię­ku­je, jak umie: —
Krruu!... Krruu!... krzy­czy, co zna­czy:
— Niech mi pan­na prze­ba­czy!

Le­d­wie od­szedł, w te pędy
Leci ko­kosz z swej grzę­dy,
I pro­wa­dzi kur­czę­ta,
Gda­cząc, jak­by na­ję­ta.

Ko­kosz lśnią­ca i czar­na,
Wiem ja do­brze, chce ziar­na,
A dla dzie­ci chce pro­sa,
Oczkiem strze­la zu­ko­sa...

Ha! Nie­ła­two to bę­dzie:
Trza do Paw­ła w orę­dzie,
Kie­dy po­ślad od­mie­rza
Dla sza­far­ki z śpi­chle­rza...

Mój Pa­weł­ku! Mój sta­ry!
Daj­że pro­sa z pół mia­ry,
To na­sy­pię dla kur­ki,
Co ma żół­te pa­zur­ki!...

Sta­ry Pa­weł ma­ru­dzi:
— Ej, pa­nien­ka bo nu­dzi!
I nie war­ta ta czar­na,
Co już zja­dła nam ziar­na!

Niby gde­rze i stę­ka:
— Ej, jak nu­dzi pa­nien­ka! —
Niby siwy wąs szczy­pie,
Ale pro­sa na­sy­pie!

Zbę­dę jed­nej ho­ło­ty,
A tu in­sze kło­po­ty!
Jabł­ka lecą z ja­bło­ni:
Hej! kto pierw­szy do­go­ni?

Bio­rę far­tuch Mał­go­si,
Co od świę­ta go nosi,
Raz! dwa! I już far­tu­szek
Pe­łen ślicz­nych ja­błu­szek...

My­ślisz, że je zjem może?
Ale, gdzież tam! broń Boże!
Do jed­ne­go je kła­dę
W skrzy­nię, albo w szu­fla­dę.

A do­pie­roż w śpi­żar­ni!
To roz­po­strzyj, to zgar­nij,
Licz sło­iki na pół­ce,
Do­gódź każ­dej go­mół­ce.

Prze­bierz gro­szek łu­ska­ny,
Od­pędź musz­ki z śmie­ta­ny,
Miej o wszyst­kiem sta­ra­nie,
To nie żar­ty, mój pa­nie!

Mysz­ka! Tuś mi, psot­ni­co,
Wczo­raj w mle­ko z do­ni­cą,
A dziś wpa­dłaś w pu­łap­kę?
Na sło­nin­kę masz chrap­kę?

Ale ci się nie uda!
Za­trza­snę­ła się buda...
Trze­ba wo­łać Fran­cisz­ka:
— Mysz­ka! W łap­ce jest mysz­ka!

Lecę, bie­gnę, ucie­kam...
Ani chwil­ki nie zwle­kam.
Ach, Sta­sień­ku mój zło­ty,
Co też ja mam ro­bo­ty!

Czy­taj da­lej: Ojczyzna moja – Maria Konopnicka