O wielkie niebo świata, od wiatru zmarszczone,
od snu zielono wzdęte, od ognia czerwone,
nad kuźnią purpurową jak żelazo giętkie,
jak łuk żaru ziejące, jak miecz boski piękne.
Niebo, niebo tułacze idące na wschody,
nad wypalone miasta i żywe ogrody,
idące na północne, na białe południa,
niebieska harfo lipca i żelazna grudnia.
Niebo-pielgrzymie, ty rozpoznasz przecie
tych, co w tobie odbici jak w wielkim zwierciadle,
ciągnęli nić tęsknoty wędrując po świecie
i zanim nić zwinęli, już u końca padli.
O ty niebo tułacze, twoje ptaki dzwonią,
są nam jednako orłem, aniołem, pogonią
i tym, co ich szukają, i tym, co znaleźli,
i tym, co nieśli je gdzieś i nie donieśli,
i tym, co już zdradzili, i tym, co jak owi,
co giną za nic bracia chrystusowi,
i tym, co rozpoznali i na sercach swoich
przykuli jak ryngrafy na ognistej zbroi.
O niebo, niebo boże, połącz nas i uczyń
krzyż jakiś albo znamię czasu, co pouczy,
co nakaże wybaczać i zbudować korab,
który przez każdy potop przejdzie jakby chorał.
który, arka natchniona, arka sprzymierzona,
będzie mocnym jak surma, słabym jak ramiona,
i da tym, co widzieli upiorów tabuny,
serca z białych głębi i oczy pioruny
tym, którzy krzyk słyszeli, który niebo z kory
odzierał, jakiś nowy młot i młot natchniony,
który tam, gdzie uderzy, wypryśnie kształt czysty,
a gdy nie zmiażdży będzie wiekuisty.