W Mexico Kuba Pażdzior
szyny przykuwał do ziemi,
oczami zapłakanemi
ku polskim wyglądał gwiazdom.
Zasię Hieronim Barwinek
jabłka hodował w Kanadzie
i myślał sobie, że inne
w kujawskim spadają sadzie.
Szofer Konstanty Pokorny
zajechał aż do Australii
i w listach do żony się żalił,
że nie wie, co znaczy "good morning".
Niejeden zapłakał nad matką,
nad domem, nad dolą człowieczą.
Z tobołami poszli. Gromadką.
W zimowy, zgarbiony wieczór.
Porwały ich wielkie odmęty
i ręce urzędników;
nie wiedzieli, jak i którędy,
nie znali dziwnych języków.
Nie wiedzieli wtedy, że Polska,
co w Polsce była jak listek,
tam w sercu drzewem wyrośnie,
dębem tysiącolistnym.
I nie wiedzieli, że był ktoś,
gdy oni płynęli zbłąkani,
kto wiedział i widział wszystko,
i myślał, i cierpiał za nich.
Kto duszę miał białą jak lilie
i serce czyste jak czyny.
Kto przysyłał opłatek "na Wilię"
z wielką gałązką jedliny.