I
W Brukseli, w złej dzielnicy
jest kawiarnia Ocean,
sami wykolejeńcy
przychodzą tu na żer.
Barman ma gębę trupią,
żona życie złamane,
wykolejeńcy łupią
w karty zasmarowane:
- Merde.
- Pardon?
- Coeur.
Pod sufit z aniołkami
fruwają niedopałki,
aniołki pozłacane?
pozłacane, kochanie -
o, jeden w dymie znikł.
Anegdoty plugawe,
mdłe koszałki-opalki;
żłopią piwo i kawę:
- Merda.
- Pardon?
- Pique.
Gazowe lampy płoną.
Wariat stoi przy ścianie.
Już niejeden zatonął
w tym płytkim Oceanie.
II
Tu dostaniesz rękopis
Mozarta i dynamit. Zapszczykulski handluje
kawą i dolarami.
(Pięcioro dzieci z Włoszką.
Wioch pod tramwajem zginął).
Spójrz: tam siedzi, na boczku,
gra z Murzynem w domino.
III
O Boże, co tu dziewczyn!
więcej niż gwiazd za chmurą.
Durny telefon trzeszczy.
Barman patrzy ponuro,
jak pochylają one,
po dwie, po trzy, po cztery,
swe paznokcie czerwone
nad kuflami z porterem;
jak coś szepcą rzęsami,
kolanami, powieką.
Są takie z kolczykami
i takie bez kolczyków;
takie jak nów księżyca
i takie jak cień ptaka,
i takie jak szubienica,
i jak muzyka Bacha;
jeszcze inne - jak liście,
jak drzewa i szum drzew
i takie... a, rzeczywiście:
- Merde.
- Pardon?
- Trèfle.
IV
Zimą tu się nie błąkaj,
stracisz wszelką nadzieję.
Wiatr świszczę jak idiota
w ulicy Meyerbeer.
Zapszczykulski biedaczek
wiersze pisze i plącze:
chciałby opisać różę;
robi kleksy na głowie;
cywilizacja w górze
płynie jak torpedowiec
nad przeklętą kawiarnią Ocean,
nad utraconą wiarą,
nad nadzieją, co zatonęła.
- Pan wychodzi?
- Przepraszam.
- Karo.