Nie futurysta, ni inny rozpustnik,
Ani buntownik w czerwonawe prążki,
Często mnąc w zębach papierosa ustnik,
Czytasz okropnie nielojalne książki.
By mózgownice mieć bzdurstw wszelkich sytą,
Choć sercem targa wydawnictwa cena,
Leży przed tobą "Julio Jurenito",
Z wstępem pisanym mętnie przez Kadena.
Potem cikształtne prezentują rymy
(czasem się przez to zwiększa w piersi "chandra")
Lechoń, Słonimski i inne Tuwimy,
Co się ulęgły na łonie "Skamandra".
Dalej oglądasz bliskie im oblicza,
Gdy z kartek książki przed oczyma suną:
Sny Wierzyńskiego, lub Iwaszkiewicza;
Tutaj Winawer, tam Jasieński Bruno.
Nieobce ci też zgoła inne tomy.
Aby wśród książek nie chodzić omackiem,
Czytasz, jak w młodych co dnia walą gromy,
Że są zakałą w państwie literackiem.
Lecz kogóż wzruszy siwowłosych przytyk,
Choć twórczość nową pokrają na ćwierci?
Zawsze był przecie poeta i krytyk,
A pomnik zwykle stawia się po śmierci.
Bez lęku łykasz literatur wrzątek,
Bowiem poglądów swych sam jesteś grawer
I nie ma wpływu na twych myśli wątek
Żaden Jasieński, Tuwim, lub Winawer.