W miesięcznej pełni srebrzystym fosforze,
po nieskończonej wód ciemnych roztoczy,
łódź z sennym wiosłem powoli się toczy,
wędrując kędyś samotna przez morze.
Na jej dnie, padłszy miękko jak na łoże,
naga, w księżyca mgławicy przezroczej,
na wznak, milcząco, z zamkniętymi oczy,
leży kobieta, Łódź płynie w bezdroże...
Wtem z wody morskiej ciemnych, cichych głębi
wielki, potworny kształt dźwiga się, dębi:
wodnika cielsko oślizgłe, miedziane
ku łodzi z nagą żeglarz podpływa
i wpija oczy w nią obłędne, szklane,
a ona leży senna czy nieżywa...