Noc na wód ci­chem, bez­brzeż­nem pust­ko­wiu.
Przez nie­ru­cho­me ciem­nych chmur tu­ma­ny
Na fale księ­życ prze­świe­ca mie­dzia­ny
Wśród gwiazd, o bla­sku przy­ga­słym oło­wiu.

Wiatr świsz­cząc głu­cho, jak w gę­stem si­to­wiu,
Peł­za po wody po­wierzch­ni roz­chwia­nej,
I, zda się, wle­cze sen­ne oce­any
Ku na­gich, skal­nych wy­brze­ży wez­gło­wiu.

Na głę­bi głu­chej, ciem­nej i bez­kre­snej,
W mgli­stym księ­ży­ca bla­sku się ko­ły­sze
Krzyż — na nim Chry­stus roz­pię­ty bo­le­sny.

Gdzieś w nie­skoń­czo­ność, w nie­prze­bra­ną ci­szę,
W nie­zmier­ną pust­kę pły­nie przez od­mę­ty
Krzyż — na nim Chry­stus bo­le­sny roz­pię­ty...

Czy­taj da­lej: Lubię, kiedy kobieta... – Kazimierz Przerwa-Tetmajer